Lethbridge Ann - Pochopna decyzja

256 Pages • 54,710 Words • PDF • 1.1 MB
Uploaded at 2021-09-24 11:09

This document was submitted by our user and they confirm that they have the consent to share it. Assuming that you are writer or own the copyright of this document, report to us by using this DMCA report button.


Ann Lethbridge

Pochopna decyzja

Tłumaczenie: Bożena Kucharuk

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: Secrets of the Marriage Bed Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd, 2016 Redaktor serii: Grażyna Ordęga Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga © 2016 by Ann Young © for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021 Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone. HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A www.harpercollins.pl ISBN 978-83-276-6420-4 Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY Rozczulający obrazek domowej sielanki powinien skłonić księcia Alistaira Dunstana do jak najszybszego udania się do klubu na szklaneczkę brandy. Tymczasem stał jak wmurowany przed salonem, w którym siedziała żona

pochylona

nad

robótką,

i

marzył

o

czymś

zupełnie

innym.

Przepełniało go bolesne pragnienie, którego istoty nie potrafił określić, i dobrze znane pożądanie. Jednak nie wolno mu było odczuwać podobnych tęsknot. Wykrzywił wargi w grymasie. Nie mógł mieć jedynej kobiety, której pragnął, a działo się tak tylko dlatego, że została jego żoną. Co też sobie myślał, proponując jej małżeństwo? W ciągu minionych dwóch tygodni wielokrotnie zadawał sobie to pytanie. Nie tylko nie chciał, ale w ogóle nie potrzebował żony. Po co miałby się wiązać z jedną kobietą, gdy mnóstwo innych, zarówno biednych, jak i bogatych, pchało mu się do łóżka? Przecież wiadomo, że małżeństwo to najgorszy z wszystkich możliwych pomysłów na życie. Miał już serdecznie dość niewłaściwych decyzji. Gdyby jego żona znała prawdę, z pewnością odwróciłaby się od niego ze wstrętem. Tego wieczoru, gdy ją zobaczył, w ogóle nie myślał, a w każdym razie na pewno nie mózgiem. Pijany ze szczęścia po chwilach namiętności, patrząc na rubiny Dunstanów, wypowiedział słowa, które w normalnych warunkach nigdy nie przyszłyby mu do głowy. Ale je wypowiedział, a duma nie pozwoliła mu się wycofać.

Dunstanowie nigdy nie cofali danego słowa. Powinien sobie to przypomnieć, zanim otworzył usta. Przed laty przyrzekł sobie, że naprawi wszelkie błędy z przeszłości. To postanowienie wykluczało możliwość zawarcia małżeństwa. A jednak... był teraz żonaty. Skrył się w cieniu, by go nie zauważyła, choć powinien stąd odejść. Z głową pochyloną ku płonącej świecy, ze wzrokiem utkwionym w robótce, Julia wyglądała, jakby pozowała do portretu. Ze swego punktu obserwacyjnego miał doskonały widok na jej profil: mały prosty nosek, wysokie inteligentne czoło, uwodzicielsko wygięta szyja wyłaniająca się z dekoltu. Suknia z bladoniebieskiego jedwabiu skrywała znane mu urocze krągłości. Nie powinien o tym myśleć. Tymczasem zastanawiał się, jak by się czuł, gdyby pozwolił kobiecie pokochać siebie. Miłość. Omal nie parsknął śmiechem. Nie poznał tego uczucia i wcale go nie pragnął. Mężczyźni marzący o miłości są mięczakami, którzy pozwalają się wodzić kobietom za nos albo inną część ciała. Wystarczyło pomyśleć o ojcu i o Isobel. Po śmierci matki Alistaira ojciec stał się pionkiem w jej dłoni. Alistair przeżył kilka szczęśliwych lat w towarzystwie przyrodniego brata, jednak potem, by zadowolić Isobel, ojciec odesłał go do szkoły za to, że jest nieprzychylnie nastawiony do nowej mamy. Ukochany syn Isobel pozostał w domu. Z początku Alistair uczył się pilnie, mając nadzieję, że otrzyma pozwolenie na powrót do domu. Z czasem zdał sobie sprawę, że obrana taktyka nie przynosi efektu i zmienił postępowanie. Wdawał się we wszelkie

możliwe

awantury

z

udziałem

bogatych

młodzieńców. W końcu został wydalony ze szkoły.

i

rozpuszczonych

Zadowolony, że znów może zamieszkać w domu, starał się być miły dla macochy, ale zdało się to na nic. Nie

minął

miesiąc,

gdy

Alistair

został

wysłany

do

Francji

w towarzystwie guwernera, zresztą starego nudziarza. Ojciec uznał, że pokój w Amiens stwarza synowi doskonałą okazję do odbycia podróży po Europie. Niestety

traktat

został

zerwany

niecałe

sześć

miesięcy

później,

w związku z czym Alistair utknął we Włoszech, starając się uniknąć aresztowania przez żołnierzy Napoleona. Gdy w końcu dotarł do Anglii, jego ojciec już nie żył i nadszedł czas pokuty za błędy młodości. Nie spodziewał się jednak aż tak srogiej zemsty od losu. A teraz, na domiar złego, poślubił Julię. Postąpił jak zadurzony idiota. Powinien poprzestać na ofiarowaniu jej pieniędzy, których rozpaczliwie potrzebowała, i zostawić ją w spokoju, on jednak zaproponował jej małżeństwo. Gdyby naprawdę był człowiekiem honoru, nigdy by się z nią nie przespał. Od razu się zorientował, że Julia nie jest zwykłą dziwką. Tak podpowiadał mu głos serca, choć nie podejrzewał się o taką wrażliwość. Po dumie i honorze pozostało mu już tylko wspomnienie. Przez lata nie żałował sobie żadnych przyjemności, jednak nigdy nie myślał o założeniu rodziny. Ani na to nie zasługiwał, ani tego nie pragnął. Nieoczekiwanie dla samego siebie na widok nagiej piękności okrytej tylko krwistoczerwonymi rubinami wypowiedział słowa: – Wyjdź za mnie. Te słowa do tej pory dzwoniły mu w uszach. Bo to jakiś obłęd, czyste szaleństwo.

Do diabła! Nie znajdował żadnego usprawiedliwienia dla swej decyzji. Nie był wtedy nawet podpity. Jedynym powodem, dla którego zdobył się na taką ekstrawagancję, najpewniej była chęć utarcia nosa macosze i pozbawienia jej raz na zawsze dominującej pozycji. Musiała odtąd pełnić rolę księżnej wdowy, porzucając marzenia o obnoszeniu się z tytułem urzędującej księżnej. Wyobrażał sobie wściekłość Isobel i jej obawy na myśl, że ukochany syn Lukas przestanie być dziedzicem, gdy na świecie pojawi się dziecko zrodzone w małżeństwie Alistaira. Czuł wtedy mściwą satysfakcję. Niestety zemsta nie okazała się tak słodka, jak się spodziewał. Julia była zbyt dobra i szlachetna, by tkwić w małżeństwie z rozsądku. Przynajmniej tak się Alistairowi wydawało. Dobrze jednak wiedział, że nie należy ufać kobietom, bo odebrał bolesną lekcję od życia. Na razie więc cieszył się na widok udręk macochy, chociaż wiedział, że jego małżeństwo nie wyda owoców. W dodatku miał już syna. Westchnął. Nie powinien tu stać ani chwili dłużej. Julia uniosła wzrok znad robótki i spojrzała w stronę drzwi. – Wasza Książęca Mość? Wzdrygnął się na dźwięk swego tytułu. Tak się do niego zwracała od dnia ślubu. Bez wątpienia damy z towarzystwa, w którym Julia zaistniała dzięki niemu, zdążyły już jej opowiedzieć pikantne historie na temat jego grzesznej przeszłości. Te wieści, w połączeniu z chłodnym przyjęciem z jego strony, z pewnością uświadomiły Julii, jak fatalny zrobiła interes. Nie odpowiedział, a ona znów skupiła się na robótce. Powinien odejść i udać się do klubu. Jak by to jednak wyglądało? Czyżby bał się stawić czoło kobiecie? W dodatku własnej żonie?

Gdy wszedł do salonu, uśmiechnęła się na jego widok. Choć w jej oczach nie było wesołości, w uśmiechu kryły się czyste piękno, nadzieja i słodka obietnica. Miała pięknie wykrojone pełne wargi, jakby stworzone do

pocałunków.

Kusiły,

podobnie

jak

cała

reszta

szczupłego

ciała

z uroczymi krągłościami, na widok których tracił rozum. Wiedział, że jej skóra jest miękka i gładka jak jedwab, że Julia ma długie i kształtne ręce i nogi. Zaklął pod nosem. – Dobry wieczór, Wasza Książęca Mość – powiedziała spokojnym, zmysłowym tonem. Czuł narastające pożądanie. Jej głos przypomniał mu upojną noc. Obrócił się bokiem, by nie spostrzegła, jakie emocje nim targają, i oparł łokieć o tył fotela stojącego przed nią przed kominkiem. – Dobry wieczór, milady. – Zerknął na leżący na jej kolanach kawałek płótna haftowany w kolorowe wzory. – Jesteś prawdziwym uosobieniem domowego zacisza. Wciąż nie mogę wyjść ze zdumienia, jak piękne dzieła wy, damy, potraficie tworzyć za pomocą swych dłoni. – A przecież mogłaby robić nimi coś zupełnie innego. Na Boga, dlaczego w jej obecności nie był w stanie powstrzymać lubieżnych myśli? Musiała wychwycić w jego głosie emocje, bo odłożyła robótkę. – Przepraszam. Czy to cię denerwuje? – spytała chłodnym tonem. Z

każdym

kolejnym

dniem

stawała

się

coraz

bardziej

opanowana

i powściągliwa, jak to sobie zaplanował. Dlaczego więc poczuł rozczarowanie? Jeszcze niedawno był kawalerem i prowadził hulaszczy tryb życia. Robił, na co tylko miał ochotę, wychodził i przychodził, kiedy chciał, a rodzinne zobowiązania ograniczył do niezbędnego minimum. Przekonał się na własnej skórze, że powinien unikać krewnych. Był dla nich ważny jedynie ze względu na majątek i nie

spodziewał się niczego dobrego z ich strony. W dodatku macocha wciąż nie mogła się pogodzić z utratą dawnego statusu. Julia zmierzyła go uważnym spojrzeniem. – Widzę, że wychodzisz. Baw się dobrze. – Sięgnęła po tamborek. Zacisnął zęby, choć o nic nie dopytywała. Szybko do niej dotarło, że jej małżonek nie zamierza udzielać jej żadnych odpowiedzi. Niewyrażony wprost zakaz zadawania pytań obejmował wszystkie tematy, a jednak ubódł go ten jej brak zainteresowania. – Wychodzę do klubu. Umówiłem się z przyjaciółmi. – Dlaczego udzielił jej wyjaśnień, skoro nie była ich ciekawa? Zapewne pomyślała, że idzie do kochanki, i ta myśl przyniosła mu pewne pocieszenie. Do diabła, zapomniał powiadomić Lavinię o nowej sytuacji i wypłacić jej uposażenie. Ostatnio coraz częściej zaniedbywał nawet ważne sprawy. Będzie musiał polecić Lewisowi, swemu sekretarzowi, by z samego rana uregulował należność dla Lavinii. Zważywszy na fakt, że nie odwiedził swej metresy od dnia decyzji o ślubie, z pewnością się domyśliła, że ich znajomość dobiegła końca. Zresztą znudziła mu się już dawno. Między innymi dlatego wziął udział w licytacji o Julię w lupanarze. – Powiem służącym, że nie przyjdziesz na kolację – odezwała się cicho. Zawsze była taka cichutka, kontrolowała swe wypowiedzi i poczynania, i miał poczucie, że to wszystko zmierza w niewłaściwym kierunku. Pragnął znów

obudzić

w

niej

namiętność,

którą

maskowała

chłodem

i opanowaniem. Przyrzekł sobie jednak, że już nigdy nie da upustu swoim żądzom wobec Julii, jak to się stało w burdelu. Musiał za wszelką cenę utrzymywać dystans. Owszem, musi zapewnić jej bezpieczeństwo, ale tylko tyle zamierzał jej ofiarować.



Poinformowałem

już

o

tym

Jacksona.



Jackson

był

jego

kamerdynerem. Przez jej twarz przemknął cień, lekko zacisnęła usta. Zignorował tę ledwie widoczną oznakę złości. – Co będziesz robiła, kiedy będę wesoło spędzał czas w klubie? Spojrzała na robótkę, a potem na niego. Uniosła podbródek. To była oznaka buntu. Musiał przyznać, że jego żonie nie brakuje temperamentu. Znów zawładnęło nim pożądanie. – Może zajmę się lekturą – odparła. – W bibliotece jest dużo książek, których jeszcze nie przeczytałam. Na półkach stały ich setki. Gdyby był dobrym mężem, zabierałby Julię na bale i inne przyjęcia, przedstawił ją znajomym, wprowadził do towarzystwa. Jednak od wczesnej młodości dla nikogo nie był dobry. Wprost przeciwnie, postępował podle, a teraz płacił za to wysoką cenę. Chciało mu się wyć. Dlaczego los był dla niego tak okrutny? Julia nie ponosiła odpowiedzialności za to małżeństwo, cała wina leżała po jego stronie. Jednak by złagodzić konsekwencje pochopnej decyzji, musiał trzymać się na dystans. Bo ilekroć zbliżał się do swojej żony, gdy tylko poczuł zapach jej jaśminowych perfum, kiedy dotykał jej aksamitnej skóry lub widział jej uśmiech, natychmiast ogarniało go pożądanie. Julia nie musiała nic robić, by być dla niego zbyt wielką kusicielką. – Życzę miłego wieczoru. – Skłonił się i wyszedł. Przyjrzała się krytycznie wyhaftowanej na chusteczce gałązce bzu, ale tak naprawdę nie mały błąd we wzorze zaprzątał jej myśli. Dlaczego on się z nią ożenił, skoro żywił do niej jedynie pogardę? Gdyby nie ta jedna

zmysłowa noc, tak odmienna od jej doświadczeń z pierwszym mężem, nigdy nie odpowiedziałaby Alistairowi „tak”. Po ośmiu latach życia z mężem brutalem, który nieustannie ją upokarzał,

co

bardzo

się

nasiliło,

gdy

okazało

się,

że

nie

da

mu

upragnionego dziedzica, nie myślała o powtórnym zamążpójściu, i gdyby nie znalazła się w rozpaczliwym położeniu, nie przyjęłaby oświadczyn Dunstana. Ale chwyciła się tej ostatniej deski ratunku, choć nie obiecał jej dozgonnej miłości. Zawarli małżeństwo z rozsądku. Wiedziała, że ze strony męża był to jedynie akt dobroci, niemniej jednak czy musiał traktować ją tak chłodno i wyniośle? Po namiętnej nocy uznał ją za fizycznie atrakcyjną, podobnie jak ona jego. Wykazał się wielką biegłością w miłosnej sztuce, dowiódł, że otaczająca go sława wspaniałego kochanka jest jak najbardziej zasłużona. Wprawdzie brakowało jej doświadczenia, by fachowo go ocenić, jednak wszystkie jej wspomnienia z tamtej nocy były cudowne. Poruszyła się niespokojnie w fotelu, czując dreszcz podniecenia. Od ślubu, który odbył się przed niespełna dwoma tygodniami, robiła wszystko, co w jej mocy, by stać się taką żoną, jakiej jej zdaniem sobie życzył.

Była

księżną!

Poczuła

skurcz

żołądka,

jak

zawsze

gdy

uświadamiała sobie, jaki jest jej obecny status. Niestety mąż nie był z niej zadowolony. Posmutniała. Czyżby czekało ją kolejne koszmarne małżeństwo? Aż zadrżała

na

wspomnienie

comiesięcznych

wybuchów

wściekłości

pierwszego męża, gdy okazywało się, że znów nie zaszła w ciążę. Nieustannie



krytykował.

W

końcu

nabrała

obrzydzenia, a on bił ją, gdy popełniła jakiś błąd. Spróbowała odegnać przygnębiające myśli.

do

niego

fizycznego

Książę nie był aż tak zły, jednak od dnia ślubu raczył ją kąśliwymi uwagami, takimi na pograniczu dobrych manier. Czyżby to małżeństwo zmierzało w tę samą stronę, co poprzednie? Musiała temu zapobiec. Zerwała się na nogi i pośpiesznie udała się do holu, gdzie lokaj podawał Alistairowi surdut. – Wasza Książęca Mość? – Jej głos rozszedł się echem po ogromnym pomieszczeniu ze ścianami wykładanymi dębową boazerią i posadzką z marmuru. Londyński dom księcia przypominał pałac. Była to wielka przestrzeń wypełniona chłodem i sztywnymi regułami. Odwrócił się w jej stronę. Z wąskimi wargami o jakby okrutnym wyrazie i urodziwą twarzą okoloną złocistymi włosami, wyglądał jak diabeł przebrany za anioła. Ilekroć na niego patrzyła, jej serce przyśpieszało rytmu. Fascynowała ją jego chłodna uroda. Uniósł pytająco brwi. Jego szare oczy lśniły srebrzyście w świetle świec z ogromnego żyrandola nad schodami. Poczuła

ciepło

rozchodzące

się

po

całym

ciele.

Ten

wspaniały,

przystojny mężczyzna był jej mężem. Lokaj powrócił na swoje miejsce przy drzwiach. Służący byli tu wszędzie i między innymi z tego powodu tak trudno jej było porozmawiać z Alistairem na jakikolwiek temat. Ten brak prywatności bardzo jej dokuczał przede wszystkim dlatego, że nie chciała wystawić się na pośmiewisko w obecności jego ludzi. Zapewne służba już plotkowała, że księżna nie radzi sobie z zarządzaniem tak wielkim domem. Na szczęście nie mieli pojęcia, gdzie książę ją poznał, bo w przeciwnym razie mogliby odmówić jej swych posług. – Czy mogłabym zamienić z tobą słówko, Wasza Książęca Mość? – wykrztusiła przez zaciśnięte gardło, widząc zniecierpliwienie męża.

– Skoro musisz... – Jak zawsze odpowiedział jej chłodno, znudzonym tonem. – Na osobności – powiedziała szeptem, zerkając na lokaja. Westchnął, dał znak lokajowi, by odebrał od niego surdut, a potem udał się za Julią do salonu i zamknął drzwi. Splotła dłonie. Jej odwaga gdzieś się ulotniła pod jego chłodnym spojrzeniem. Urodziwy Dawid, zimny jak marmur, z którego została wykonana rzeźba. – Co się stało? – ponaglił ją. Zaczerpnęła tchu i powiedziała: – Jeśli cię czymś obraziłam, powinieneś mi o tym powiedzieć. – Zabrzmiało

to

jak

popiskiwanie

wystraszonej

myszki,

jednak

wciąż

pamiętała okropne lata spędzone z mężem okrutnikiem. Doszło do tego, że bała się do niego odzywać, bo obrażał się o byle co, i czekała, aż przemówi pierwszy. Wtedy przynajmniej wiedziała, co zrobiła nie tak. Alistair szeroko otworzył oczy, lecz zaraz potem jego twarz przybrała obojętny wyraz. – Mylisz się, madame. Nie jestem obrażony. Fuknęła gniewnie, choć tylko w duchu. – Czy nie możemy przynajmniej zostać przyjaciółmi? – Jesteś moją żoną – odparł. Czy małżonkowie nie mogą się przyjaźnić? I dlaczego był taki ponury? Chwyciła się oparcia fotela, by z rozpaczy nie zacząć bębnić pięściami w szeroki książęcy tors. Jak miała zapytać, dlaczego mąż nie przychodził do jej sypialni, jakby była jakąś ladacznicą? Choć prawdę mówiąc, była nią. Postawił na nią pieniądze w burdelu, gdy stała na podwyższeniu niemal naga. Aż się wzdrygnęła na tę myśl.

Trudno liczyć na szacunek po takim przedstawieniu. Bez wątpienia jego znajomi również widzieli ją tamtej nocy, chociaż najpewniej nikt jej nie rozpoznał, bo na twarzy miała maskę. Poczuła palący wstyd. Ale przecież wiedział, komu się oświadcza. – Dlaczego nigdy nie przychodzisz do mojej sypialni? – Niesiona złością, wreszcie to powiedziała, tym samym zdradzając mężowi swoje pragnienia. Stał z nieprzeniknioną twarzą, jednak pochwyciła w jego oczach gniewny błysk. – Nie mam zamiaru tracić wolności z powodu dzieci. Jego słowa zraniły ją do żywego. Może właśnie w tej chwili powinna mu wyznać, że jest bezpłodna i nie da mu dzieci? Wolała jednak zachować resztki

dumy...

i

odrobinę

nadziei.

Poza

tym

co

by

mu

szkodziło

spróbować? Zapewne aż tak bardzo żałował swego rycerskiego odruchu, że nie wyobrażał sobie, by jej dziecko mogło odziedziczyć tytuł. Ta myśl sprawiała jej ból, jednak zdawała się wyrażać prawdę. Książę był dumnym człowiekiem… Ich spojrzenia się spotkały. Uniosła podbródek, nakazując sobie spokój. Nie mogła dopuścić do tego, by mąż zorientował się, jak głęboko ją zranił. Nie doczekawszy się odpowiedzi, wykrzywił wargi. – Czy jest jeszcze coś, o czym chciałabyś ze mną porozmawiać? Przeraził ją ten chłodny i pełen pogardy głos. Umknęła wzrokiem i powiedziała cicho: – Nie. – W takim razie wybacz, ale jestem już spóźniony. – Jakby zawahał się na ułamek sekundy, lecz zaraz potem odwrócił się i wyszedł.

Gdyby tylko mogła, wyrzuciłaby go przez okno, byle tylko się go pozbyć ze swego życia. Chciało jej się płakać. Zacisnęła dłonie na oparciu krzesła tak mocno, że aż kostki zbielały. Odetchnęła

głęboko.

Wiedziała,

że

musi

wszystko

przemyśleć,

ignorując głos serca. Dobrze wiedziała, że tej pierwszej nocy zaiskrzyło między nimi nie tylko z powodu udanego seksu, ale i potężnych emocji. Dlatego ośmieliła się przyjąć propozycję małżeństwa. Miała nadzieję, że namiętność i fascynacja przerodzą się w coś głębszego. Jednak nie zamierzała tracić nadziei, w każdym razie nie podda się bez walki. Miała już za sobą koszmarne małżeństwo i nie zamierzała cierpieć w kolejnym. Nie dopuści, by jej obecny małżonek zniszczył to, co pozostało z jej niezłomnego ducha. Pragnęła mieć dobrego męża, a gdyby zdarzył się cud, także i dzieci. Czy to zbyt wygórowane oczekiwania? Będą musieli zastanowić się nad tym, co dzieje się między nimi, i znaleźć jakieś wyjście. Musi do tego doprowadzić. Na pewno jest jakiś sposób na ponowne wzniecenie iskier. Następnego ranka Alistair przystanął w drzwiach jadalni. Jego żona jeszcze nigdy nie rozpoczęła dnia o tak wczesnej porze, nigdy też nie wyglądała tak wspaniale. Miała na sobie strój do konnej jazdy w kolorze królewskiego

błękitu

z

czarnym

szamerunkiem.

Wysoki

marszczony

kołnierz bluzki otaczał kształtną szyję. Tak ubrana, przyglądała się produktom przygotowanym na śniadanie, które ustawiono na kredensie. Na widok Alistaira uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawił się figlarny błysk. – Dzień dobry, Wasza Książęca Mość – Nałożyła sobie na talerz porcję jajecznicy. Nie

lubił

rozmawiać

przed

wypiciem

porannej

filiżanki

herbaty.

Dlaczego żona nie poprosiła o przyniesienie tacy ze śniadaniem do swego

pokoju, jak czyniły to wszystkie szanujące się damy? Choć prawdę mówiąc, żadnej z kobiet, z którymi spędzał poranki, nie mógłby tak nazwać, bo szanująca się dama nie pozwoliłaby mu na spędzenie nocy w swej sypialni. – Dzień dobry – odburknął. Zajęła miejsce przy stole tuż obok jego krzesła. Podszedł do kredensu, sięgnął po jajka w koszulkach i stek, po czym odstawił talerz. Spojrzał na starannie wyprasowaną gazetę leżącą obok widelca, by mógł zerknąć na nagłówki. Z niejaką złością pomyślał, że dzisiaj nie będzie czytał gazety przy śniadaniu, bo nie wypadało tego robić w towarzystwie damy. Dobrze pamiętał napomnienia udzielane przez guwernantkę Digger. Pewnie byłaby teraz z niego dumna. – Nalać ci herbaty? – zapytała Julia. Wolał swoją herbatę. – Dziękuję. – Nalał parujący napój do filiżanki. Julia dodała cukru i dolała śmietanki. Wypił łyk. Taką herbatę lubił najbardziej. Skąd żona o tym wiedziała? Czuł, jak stopniowo poprawia mu się humor. – Widzę, że masz ochotę na przejażdżkę. – No i proszę! Udało mu się powiedzieć tak długie zdanie uprzejmym tonem. – Tak. Twój masztalerz Litton zaznajomił mnie z Bellą, a ponieważ mamy piękny poranek, pomyślałam, że niech sobie trochę pobiega. Nie wiedział, że Julia lubi konną jazdę. Jakoś jej o to nie spytał, choć powinien. – Hm. – Nie podoba ci się mój pomysł?

Co za kobieta… Czy naprawdę musi zadawać tyle pytań? Upił kolejny łyk herbaty. Z niewiadomego powodu poranek wydał mu się radośniejszy niż tuż po wstaniu z łóżka. – Pojadę z tobą. Zawsze rano wybieram się na przejażdżkę. – O czym zapewne

doskonale

wiedziała.



Nie

widzę

powodu,

dla

którego

mielibyśmy jechać osobno. – Bo też nie istniał taki powód, chociaż jego przyjaciele z pewnością by uznali, że dzieje się z nim coś niepokojącego. Od lat wyśmiewał mężczyzn, którzy tak wielkim afektem darzyli swe damy, że aż towarzyszyli im w porannych przejażdżkach. A on uważał je za zbyt wielkie nudziary, by dopuszczać do tej rozrywki. Jednak teraz miał obowiązki wobec żony. Musiał zadbać o jej bezpieczeństwo, upewnić się, że radzi sobie z Bellą, bo masztalerz mógł okazać się za mało czujny i spostrzegawczy. Przyjrzała mu się znad krawędzi filiżanki, po czym upiła łyk i się skrzywiła. – Nie smakuje ci herbata? – spytał. – Nie przepadam za ulungiem. – Powiedz to w kuchni. – Tak zrobię. – Odstawiła filiżankę i popatrzyła na talerz z nietkniętym jedzeniem.



Będę

gotowa...

powiedzmy...

za

pół

godziny.



Nie

doprecyzowała, czy liczy na obecność Alistaira, tylko zjadła śniadanie i wyszła z pokoju. Posilając się, Alistair przebiegł wzrokiem nagłówki dotyczące polityki, sprawdził godzinę wpłynięcia do portu statku, który go interesował, po czym udał się do stajni. Litton już osiodłał dwa konie i siodłał wierzchowca dla siebie. Jej Książęca Mość nie raczyła się jeszcze pojawić. Alistair miała nadzieję, że nie każe im czekać na siebie zbyt długo.

Dokładnie obejrzał uprząż Belli, a potem zajął się swoim koniem. Generalnie ufał swoim masztalerzom, jednak wolał wszystkiego dopatrzeć. – Nie będziesz dziś potrzebny Jej Książęcej Mości, Litton. Masztalerz uniósł brwi. – Bella od miesięcy nie jeździła z damskim siodłem, Wasza Książęca Mość –odparł masztalerz. – Trzeba na nią uważać. Czyżby Alistairowi tylko się zdawało, że słyszy ostrzeżenie w głosie masztalerza? Miał wrażenie, że Litton dołączył Julię do listy osób, nad którymi roztacza opiekę. Do tej pory na tej liście widniał tylko książę. – Zajmę się wszystkim – oznajmił Alistair. Litton zerknął nad jego ramieniem, ostrzegając, że dama, o której rozmawiają, właśnie nadeszła. Alistair zwrócił się w jej stronę. Miała kapelusz podobny do tego, który sam wybrał do jazdy, czyli czarny cylinder z niezbyt wysoką główką przybrany woalką i rozetą z pawiego pióra. Miał nadzieję, że przywdziała ten stylowy strój nie tylko na pokaz i radzi sobie z jazdą równie dobrze jak z garderobą. Julia poklepała Bellę po szyi, sprawdziła popręg i poprawiła strzemię, po czym dała znak, że może już dosiąść wierzchowca. Alistair pochylił się i splótł palce. Lekko uniosła spódnicę, pozwalając mu dostrzec zgrabny but do konnej jazdy. Mignęła mu też przed oczami kształtna łydka. Wstrzymał oddech na wspomnienie chwil, kiedy wodził po niej palcami. Julia miała jedwabistą skórę i cudownie reagowała na jego dotyk. Czuł, że sztywnieje, i omal nie zaklął. Weszła na jego splecione dłonie, a on podsadził ją na siodło. Bella, która do tej pory zachowywała się nienagannie, poruszyła się niespokojnie, na co serce podskoczyło Alistairowi w piersi. Chwycił uzdę,

lecz szybko cofnął rękę, gdyż Julia bez trudu zapanowała nad zwierzęciem i poklepała klaczkę po szyi. –

Spokojnie,

moja

mała.

Przecież

mnie

znasz.

Już

kilka

razy

rozmawiałyśmy ze sobą. – Bella uspokoiła się pod kojącym dotykiem ręki i pod wpływem cicho wypowiedzianych słów. Tego właśnie pragnę... żeby mnie tak dotykała, gładziła, a może nawet... Wysiłkiem woli oderwał się od tych myśli. Skarcił się w duchu za brak opanowania. Musiał się kontrolować, mając stale w pamięci niechlubną przeszłość. Chwycił wodze Thora, a Julia wciąż gładziła szyję Belli. Odniósł wrażenie, że żona jest wytrawną amazonką. Czego jeszcze o niej nie wiedział? Ale niby dlaczego miałoby go to interesować? Wskoczył na konia i ruszyli. Gdy minęli plac, Alistair skierował Thora w stronę Belli. – Pojedziemy Park Lane. O tej porze powinno tam być spokojnie. Trzymaj się blisko mnie. Do diabła! Znów miał pokusy. Niespokojnie poruszył się w siodle.

ROZDZIAŁ DRUGI Nawet jeśli jej mąż nie był zachwycony wspólną przejażdżką, wykazał na tyle przyzwoitości, by nie dać tego po sobie poznać. Obawiała się, że w ogóle zabroni jej konnej jazdy. Pierwszy mąż zabraniał jej wszystkiego, co mogło sprawić jej przyjemność. Jego zdaniem na nią nie zasługiwała. Był piękny dzień. Malownicze chmurki na niebie, lekki wiaterek, ciepła, ale nie upalna pogoda. Od czasu, gdy ostatni raz wsiadła na konia, minęło kilka lat i cieszyła się teraz każdą chwilą. – Co myślisz o Belli? – zapytał książę i, ku zdumieniu Julii, wydawał się szczerze zainteresowany odpowiedzią. – Jest kochana. Wspaniale reaguje. Dama w każdym calu. Mruknął coś pod nosem. – Przepraszam, nie dosłyszałam odpowiedzi. – Cieszę się. Ostatnio nie miała okazji się wybiegać. Czyżby

był

zadowolony,

że

nie

usłyszała

jego

wcześniej

wypowiedzianych słów? A może po prostu był rad, że polubiła klacz z jego stajni. Nie chcąc psuć nastroju, postanowiła nie drążyć tematu. Jego koń, Thor, był dużym czarnym wałachem z białymi skarpetkami. Pasował do mocno zbudowanego właściciela, podczas gdy Bella była przeznaczona wyraźnie dla dam. Która dama jeździła na niej wcześniej? Postanowiła zignorować ukłucie w sercu na myśl o kobietach, które towarzyszyły Alistairowi w przejażdżkach.

– Czy Bella i Thor zawsze przebywają w Londynie, czy też jeżdżą z tobą na wieś? – To zależy, dokąd jadę. Trudno było to uznać za wyczerpującą odpowiedź. Wiedziała, że mąż ma liczne wiejskie posiadłości w całej Anglii i każdą odwiedza raz w roku według ściśle ustalonego porządku. Julia wyciągnęła tę informację od gospodyni. Zadała jej wiele pytań rano po weselu. Przypuszczała wtedy, że książę będzie oczekiwał od niej przyjmowania gości i zadbania o wystrój domu.

Szybko

jednak

zorientowała

się,

że

nie

życzy

sobie,

by

w jakikolwiek sposób wtrącała się w jego kawalerskie życie. Nie licząc przyjęcia weselnego, ani razu nie zaprosił gości. Opuszczał dom tylko po to, by załatwić interesy, udać się do klubu albo odbyć poranną przejażdżkę. Jak się okazało, w tej ostatniej aktywności mogła towarzyszyć mu żona. Minęli bramę parkową, a uliczny hałas cichł pomału, aż w końcu Julia odniosła wrażenie, że znajdują się gdzieś na wsi. Głęboko wciągnęła powietrze w płuca. – Jaki piękny poranek. – Hm. – Rozumiem – powiedziała. Pytająco uniósł brwi. – Wiem, co czujesz. W taki piękny dzień człowiekowi robi się żal, że nie może pozwolić koniom porządnie się wybiegać. – Widząc jego szeroko otwarte oczy, uzmysłowiła sobie, że zdobyła się na szczerą wypowiedź. Od dawna nie pozwalała sobie na to przy byłym mężu. Oduczył ją tego skutecznie, wymierzając jej siarczyste policzki. Zaplanowała, że tego ranka postara się lepiej poznać męża, a może nawet uda jej się wzbudzić jego sympatię. Najprawdopodobniej jej plany

legły w gruzach z powodu popędliwości. Mężczyźni nie lubili kobiet, które wyśmiewały ich słabostki. Dunstan najwyraźniej nie lubił zbyt wiele mówić, zwłaszcza w jej obecności. Udając, że nic się nie stało, zapatrzyła się na Rotten Row. Bella przechyliła łeb, jakby prosząc o pozwolenie na coś więcej niż spokojny spacer. W oddali Julia dostrzegła grupę galopujących jeźdźców., – Zobaczmy, jak Bella sobie poradzi z kłusem – zaproponował Alistair. Kiedy

na

niego

spojrzała,

odniosła

wrażenie,

że

z

trudem

powstrzymywał uśmiech. Może jednak jej uwaga nie przyprawiła go o irytację. Najprawdopodobniej nieustraszeni książęta nie byli przyzwyczajeni do tego, że ktoś z nich żartuje. Mały przytyk od czasu do czasu nie powinien mu zaszkodzić, a może nawet dobrze mu zrobi. Konie płynnie przeszły w kłus. Julia była świadoma, że mąż przygląda jej się uważnie. Zmusił konia do galopu. Bella natychmiast poszła za przykładem Thora i popędzili przed siebie, by zatrzymać się dopiero na końcu Rotten Row. Alistair zmierzył żonę spojrzeniem pełnym uznania. – Dobrze sobie radzisz. Ścigamy się. Zakręciło jej się w głowie, gdy spojrzała na jego wargi. Przypomniała sobie, jak je całowała. Z niewidomego powodu miała teraz ochotę znów obsypać jego usta pocałunkami. Wiedziała jednak, że małżonkowie nie powinni publicznie okazywać sobie czułości. Postanowiła za to przyjąć rzucone jej wyzwanie. – Dobrze. – Zawróciła Bellę i ścisnęła ją piętami. Klacz ruszyła bez chwili wahania. Thor dopędził klacz i po chwili jechali łeb w łeb. Julia ukradkiem zerknęła na męża. Na jego twarzy malowała się determinacja; dostrzegła jednak również pełen zadowolenia uśmiech, jaki

widziała tylko raz, w lupanarze. Jakby

czując

na

sobie

jej

spojrzenie,

wysforował

się

naprzód.

Długonogi wałach oddalił się nieznacznie, a zaraz potem zwolnił. Podjechała do męża. – Dziękuję. Pytająco uniósł brwi. – Za to, że nie udawałeś i nie pozwoliłeś mi wygrać. To byłoby nie fair wobec Thora. – Nie brałem udziału w takim wyścigu od... – Pokręcił głową. – Nie pamiętam. – Ja też nie. Rozejrzał się dokoła. – Powinniśmy… – Spochmurniał. – Niech to diabli. Idąc za jego wzrokiem, zobaczyła zmierzających w ich stronę dwóch jeźdźców. – Znasz tych dżentelmenów? – zapytała. – Chyba tak. Powiedział to spokojnym, chłodnym tonem. Prawdopodobnie był niezadowolony z faktu, że ktoś zobaczył ich w dobrych humorach. Nie zrobili jednak nic nagannego. Może po prostu nie miał ochoty przedstawiać żony przyjaciołom. Poczuła zimny dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Może ci panowie byli w lupanarze, kiedy tak bezwstydnie prezentowała swe wdzięki? Uniosła podbródek i uśmiechnęła się. – A może pogalopujemy w drugą stronę? – Teraz byłoby to nieuprzejme z naszej strony.

Poczuła przypływ nadziei. Czyżby zmniejszał się dystans między nimi, a zaprezentowany przed chwilą chłód przeznaczony był dla innych, nie dla niej? – Musimy się o to martwić? Jesteś przecież księciem. – Pani! Proszę się opamiętać! – napomniał ją rozbawiony. Poczuła łaskotanie w żołądku. Zwracał się do niej tym żartobliwym tonem tej nocy, kiedy się kochali. Przepełniła ją bolesna tęsknota. Za nim, za jego dotykiem, za uczuciem, jakiego wtedy doznała. Wydawało jej się wtedy, że jest dla niego kimś ważnym. – Dobrze, będę grzeczna, ale tylko pod warunkiem, że i ty będziesz – zażartowała. Była pewna, że się z nią droczył i chciał przypomnieć jej tamtą noc. Ten mężczyzna niczego nie robił bez celu. Kiedy jeźdźcy zbliżyli się, natychmiast spoważniał. – Jego Książęca Mość – powiedział przystojny mężczyzna na okazałym siwku. Twarz mężczyzny wydała się jej znajoma. – Beauworth – odezwał się Alistair, pomagając Julii odświeżyć pamięć. – Zdążyłeś już poznać moją żonę. Beauworth skłonił się z uszanowaniem. – Życzę miłego dnia, Jej Książęca Mość. Julia pochyliła głowę i uśmiechnęła się. – Dziękuję, Spotkaliśmy się na balu. – Miło, że pani to pamięta – odrzekł markiz. Młodszy mężczyzna w typie dandysa, o jasnych włosach i pyzatych policzkach, uniósł cylinder z wysoką główką. Julia była pewna, że nigdy dotąd nie spotkała tego mężczyzny. Zaskoczyło ją, że uważnie jej się przyglądał, jakby się nad czymś zastanawiając.

– Księżno, to jest mój kuzyn – oznajmił beznamiętnym tonem Alistair. – Percy Hepple. Nie był obecny na naszym przyjęciu. Nikt z jego rodziny się na nim nie zjawił. Pulchny mężczyzna skłonił się niezgrabnie. – Życzę miłego dnia, kuzynko. – Zamyślił się. – Wydaje mi się pani znajoma... Chyba musiałem już gdzieś panią widzieć. Julia zesztywniała. Jej jedyne, nie licząc ślubu, publiczne wystąpienie miało miejsce na scenie podczas aukcji w lokalu pani B. Na szczęście kuzyn przestał się nią interesować i spojrzał na Alistaira. – Teraz, gdy znów jestem w Londynie, będę cię wypatrywał w klubie, Wasza Książęca Mość. Chciałbym rozegrać z tobą partię pikiety i odzyskać choć część mojej przegranej. Julia poczuła niemiłe łaskotanie w żołądku. Jej mąż zyska pretekst do codziennego wychodzenia z domu. Miała nadzieję, że udało jej się ukryć przerażenie pod sztucznym uśmiechem. – Wątpię, czy byłoby cię stać na zwyczajowe stawki przy moim stoliku



odrzekł

lodowatym

tonem

książę.

Czy

zawsze

był

tak

nieuprzejmy? Zapadła

niezręczna

cisza.

Beaufort

spiorunował

wzrokiem

obu

mężczyzn. – Wspaniały dziś dzień na przejażdżkę... – zaczęła Julia. – Muszę już jechać – powiedział niemal w tej samej chwili Hepple. – Tak – odezwał się Beauworth. – W drogę, Hepple. Dziękuję za towarzystwo. Hepple wykonał kolejny niezgrabny ukłon i odjechał. – Wybierasz się niedługo do Sackfield Hall? – spytał Beauworth, odprowadzając Hepple’a wzrokiem pełnym dezaprobaty.

– Chciałbym tam pojechać za tydzień, może dwa – odpowiedział Alistair. Julia przełknęła z trudem. Mąż nic jej o tym nie mówił. Markiz uśmiechnął się jak kot na widok śmietanki. – Koniecznie odwiedź nas ze swoją żoną, bo inaczej markiza będzie się dopytywać, dlaczego przybyłeś sam. – Oczywiście. Wyślę wiadomość, kiedy tylko przyjedziemy na wieś. Markiz skinął głową i zwrócił się do Julii: – Mieszkamy zaledwie pięć mil od Sackfield Hall i w innych okolicznościach prosilibyśmy o pozwolenie na złożenie wizyty, Wasza Książęca Mość, ale mamy małe dzieci... Proszę więc nam wybaczyć, że nie proponujemy takiego rozwiązania. – Gratuluję wspaniałej rodziny – powiedziała Julia, czując ukłucie zazdrości. Sama nie miała już nadziei na to, że kiedykolwiek zajdzie w ciążę, skoro nie udało jej się to podczas ośmiu lat koszmarnego małżeństwa. Postanowiła jednak uczepić się wątłej nadziei, że młodszy mąż poradzi sobie w sytuacji, której starszy nie podołał. Niestety lekarze stawiali zgodne diagnozy, że Julia jest bezpłodna, a fakt, że mąż nie przychodził do jej sypialni, z pewnością nie ułatwiał sprawy. Serce ścisnęło jej się bólem na wspomnienie jego szorstkich słów, jednak zmusiła się do opanowania. – Nie mogę się już doczekać, kiedy poznam pańską żonę – dodała. – Będzie zachwycona, mając w pobliżu damę mniej więcej w jej wieku. W sąsiedztwie mieszkają głównie wdowy i starsze matrony. A teraz proszę mi wybaczyć, ale mam pilne sprawy do załatwienia przed wyjazdem do domu. – Skłonił się wytwornie, skinął głową Alistairowi i odjechał. Julia nie miała zamiaru czynić mężowi wyrzutów, choć nie wspomniał jej ani słowem, że planuje wyjazd na wieś. Dobrze choć, że dowiedziała się

o tym teraz. – Jeśli chodzi o nasz wyjazd do Sackfield Hall... – zaczęła – …to czy ustaliłeś już termin? – Lewis poda ci wszystkie szczegóły. Lewis, sekretarz Alistaira. Najwyraźniej do zadań sekretarza należało informowanie jej o postanowieniach Jego Książęcej Mości. Z wysiłkiem powstrzymała się od kąśliwej uwagi. – Dobrze. W takim razie po powrocie porozmawiam z nim – odparła, dumna ze swego opanowania. Kiedy skierowali konie w stronę bramy, pomyślała, że Alistair nie miał ochoty zabrać jej w gości i został do tego zmuszony przez Beauwortha. Znów poczuła niemiły ucisk żołądka. Czyżby mąż planował udać się do sąsiadów w towarzystwie innej kobiety? Na przykład kochanki? – A może chciałeś, żebym została w Londynie, podczas gdy będziesz odwiedzał swą posiadłość w Hampshire? Natychmiast pożałowała tych słów, lecz nie mogła ich już cofnąć. – A chciałabyś zostać w Londynie? – zapytał obojętnym tonem. Widocznie jej decyzja niewiele go obchodziła. – Miło byłoby pojechać na wieś o tej porze roku. Nie odezwał się. Dalszą drogę do domu odbyli w milczeniu. Ilekroć Julia miała ochotę coś powiedzieć, natychmiast rezygnowała z tego zamiaru w obawie, że wyda się mężowi zbyt zuchwała, żałośnie nieśmiała albo po prostu głupia. Chociaż książę nie sprawiał wrażenia człowieka, który byłby gotów bić żonę, nie chciała narażać się na jego gniew. Boże, ależ była tchórzliwa. Sama już nie wiedziała, kogo ma ochotę kopnąć mocniej, jego czy siebie.

Podjechali pod stajnię, nie odezwawszy się do siebie ani słowem. Julia udała się na poszukiwanie sekretarza męża. Jako księżna musiała wypełnić szereg obowiązków przed wyjazdem z miasta. Chciała też dowiedzieć się, gdzie dokładnie znajduje się Sackfield Hall. – O, Grindle – powiedziała, gdy służący zjawił się w jej pokoju w odpowiedzi na dzwonek. – Gdzie mogę teraz zastać pana Lewisa? – W biurze Jego Książęcej Mości, księżno. – A jak tam trafić? – Mogę panią tam zaprowadzić, księżno. – Zamyślił się na chwilę. – Jego Książęcej Mości nie ma teraz w domu. Wiedziała o tym; Alistair wyszedł z domu w jakichś interesach. – Bardzo proszę. Grindle skłonił się i ruszył przodem. Musiała przyznać, że bycie księżną miało swoje zalety. Nikt nie kwestionował jej poleceń ani próśb. Dostrzegła jednak cień wątpliwości na twarzy Grindle’a. Jego Książęca Mość nie wydał żadnych poleceń na temat wizyty swej żony u pana Lewisa i służący musiał podjąć niełatwą decyzję. Pan Lewis był niezwykle ważną osobą w tym domu. To na niego powoływał się Alistair, ilekroć odmawiał udania się na jakiś bal albo przyjęcie.

To

zawsze

Lewis

przysyłał

Julii

pisma

wyrażające

żal

i tłumaczące, że książę miał już wcześniej ustalone plany albo ważniejsze spotkanie. Po niedługim czasie Julia przestała pytać i sama odrzucała wszystkie otrzymywane zaproszenia. Teraz miała się spotkać z panem Lewisem osobiście. Biuro mieściło się w tylnej części domu. Przestronny, duży pokój można było uznać za przytulny, pomimo wielkiego biurka stojącego

w pobliżu jednego z francuskich okien wychodzących na otoczony murem ogród. Dwuskrzydłowe drzwi były otwarte i lekki wietrzyk przywiał do środka upojny zapach róż. Zza mniejszego biurka uniósł się młody mężczyzna. Na jego twarzy malowało się zdumienie. – Jej Książęca Mość chciała się z panem zobaczyć, panie Lewis – oznajmił lokaj i szybko opuścił pokój. Jasnowłosy, niebieskooki młody człowiek skłonił się. Choć niewysoki, mógł uchodzić za przystojnego, a kiedy się wyprostował, obdarzył Julię tak serdecznym uśmiechem, że natychmiast poczuła do niego sympatię. – Panie Lewis, żałuję, że Jego Książęca Mość nie miał okazji nas sobie przedstawić.

Przepraszam,

że

przeszkadzam

panu

w

pracy,

ale

dowiedziałam się dzisiaj, że ma mi pan udzielić informacji na temat wyjazdu na wieś. – Uznała, że najlepszą obroną jest atak. – Ja? – Zakaszlał. – Ach, tak, Wasza Książęca Mość. Julia nie dała po sobie poznać rozgoryczenia. Jej mąż nie zdążył wydać polecenia sekretarzowi albo też w ogóle nie zamierzał jej o niczym informować. Poczuła dławienie w gardle. Podeszła do ogromnego dębowego biurka, na którym dumnie królował ozdobny zestaw do pisania listów ze srebra i rżniętego szkła. W rogu stało oprawne w czerwoną skórę pudełko ze złocistymi obramowaniami. Skóra miała piękne wytłaczane wzory, a cały przedmiot stanowił małe dzieło sztuki. Czy to był prezent? Zapewne pochodził z Hiszpanii. Opuściła wzrok. Nie chciała być wścibska, jednak poczuła lekki ból w sercu. Takie pudełko było idealnym prezentem dla kobiety. Pan Lewis z pewnością byłby speszony, gdyby pudełeczko miało trafić do niej. Zresztą Alistair nie miał powodu, by dawać jej prezenty. Otrzymała już przecież

biżuterię. Znalazła ją na stoliku nocnym przy jej łóżku rano w dniu ślubu. Z kolei jej urodziny przypadały dopiero w sierpniu. – Jaki piękny widok – powiedziała, zwracając się w stronę okna. – Dawniej był to ulubiony salon matki Jego Książęcej Mości. – Nie wiedziałam, że jest tu ogród. – Zastanowiła się nad nutą sentymentalizmu w duszy księcia, zapewne wiążącą się z osobą jego matki. Alistair ani razu nie wspomniał o niej w obecności Julii. – Jego Książęca Mość uważa, że w tym pokoju jest najlepsze światło do pracy papierkowej – powiedział pan Lewis. Zapewne niepotrzebnie i na siłę doszukiwała się wrażliwości u męża. – A jeśli chodzi o nasz wyjazd na wieś – rzekła, przejmując inicjatywę – to dokąd dokładnie mamy się udać? – Uśmiechnęła się i usiadła na sofie w pobliżu otwartych drzwi. – Proszę zadzwonić na służbę. Porozmawiamy o tych planach przy herbacie. Na twarz pana Lewisa powrócił nieśmiały uśmiech. Wchodząc do gabinetu i zastając w nim żonę popijającą herbatę z sekretarzem, Alistair powinien czuć niepokój. To nie był jego najlepszy dzień. Tymczasem widok Julii uważnie słuchającej Lewisa nieoczekiwanie podniósł go na duchu. Kiedy

zjawił

się

w

gabinecie,

Julia

powitała

go

wdzięcznym

uśmiechem. – Cieszę się, że tak miło spędzasz czas z moją księżną, Lewis – powiedział i natychmiast chciał się kopnąć w kostkę, widząc, że na ich twarzach pojawiła się czujność. Nie miał przecież żadnych powodów do zazdrości. Jego żona uniosła podbródek.

– Pan Lewis opowiadał mi o objazdach twoich posiadłości latem. Napijesz się z nami herbaty? Pozwoliłam sobie poprosić o dodatkową filiżankę, gdybyś wrócił na czas. Pomyślała

o

nim?

Kiedy

ostatnio

ktokolwiek

zauważył

jego

nieobecność i miał nadzieję, że wkrótce wróci? Zaskoczony usiadł obok Julii na sofie. Postawiła

przed

nim

filiżankę,

a

po

chwili

podała

talerzyk

z herbatnikami. Podnosząc jeden z nich do ust, poczuł delikatny zapach pomarańczy. – Jej Książęca Mość pragnęła poznać szczegóły wyjazdu do Sackfield w

przyszłym

tygodniu



rzekł

Lewis.



Podałem

datę

wyjazdu

i powiedziałem, jak wyglądają przygotowania i sam wyjazd. – Pan Lewis okazał się bardzo pomocny – powiedziała Julia. Pozornie pogodny ton jej głosu podszyty był smutkiem. Alistair zastanawiał się, co było tego przyczyną. Czyżby Julia nie lubiła wsi? Wyjazdy zawsze przynosiły mu wytchnienie, chociaż nie mógł uwolnić się od obowiązków i był tam równie zajęty, jak w mieście. Po długiej nieobecności musiał uporządkować sprawy księstwa, chociaż jego przyrodni brat Luke i tak bardzo się zasłużył na tym polu, zważywszy okoliczności. Utrzymanie wszystkiego w należytym porządku wymagało niemałych starań. – Sackfield Hall na pewno ci się spodoba, Julio. – Miał nadzieję, że tak będzie. To było jedyne miejsce pośród wszystkich posiadłości, do którego miał sentyment. Odstawił filiżankę. – Tak się jednak składa, że przed wyjazdem Lewis i ja mamy mnóstwo spraw do załatwienia. – Popatrzył na biurko. Sekretarz wstał. – To prawda, Wasza Książęca Mość. Dziś rano nadeszły dokumenty od prawnika.

To był testament Alistaira. Dodał do niego kodycyl, by zapewnić Julii swój osobisty majątek na wypadek śmierci. Pozostała część majątku przypadała dziedzicowi Dunstanów. Julia wstała, najwyraźniej niezadowolona z faktu, że jej wizyta dobiegła końca. – Poproszę Grindle’a, żeby wyniósł tacę, jeśli panowie już skończyli. Alistair, który też wstał, popatrzył na trzymany w ręku herbatnik. – Tak, skończyliśmy. Wyrazy uznania dla kucharza. Herbatniki są pyszne. – Powiem mu. Usiadł przy biurku, napisał list i podał go Lewisowi. – Każ lokajowi przekazać go pod wskazany adres. Lavinia powinna być usatysfakcjonowana. – Od dawna miał ochotę zakończyć tę znajomość. Lecz nawet gdyby nie pragnął jej porzucić, teraz by to uczynił. Nie tolerował u kochanek zazdrości, a jego żona zasługiwała na odrobinę szacunku. Nie zamierzał zadawać się teraz z innymi kobietami. – Tak, Wasza Książęca Mość. – A teraz uważnie zapoznajmy się z dokumentami od prawnika. – Chciał się upewnić, że testament zawierał wszystkie omówione szczegóły. Tak aby Luke ani macocha nie mogli znaleźć w nim nawet najmniejszego punktu zaczepienia do zakwestionowania zabezpieczeń, jakie poczynił na rzecz Julii.

ROZDZIAŁ TRZECI Służący Alistaira nie potrzebowali żadnych uwag od Julii. Na polecenie księcia wszystkie pytania kierowali bezpośrednio do pana Lewisa. Julia nie musiała spakować nawet chusteczki do nosa. Jeśli chciała okazać się niezastąpiona dla męża, czekała ją ciężka praca, by znaleźć dla siebie miejsce w jego uporządkowanym życiu. – Powóz już czeka, Wasza Książęca Mość – oznajmiła jej pokojówka, Robins. Robins przypominała Julii ptaka. Jej ruchy były szybkie i zdecydowane, a

mały

nosek

ostro

zakończony.

Wykazywała

się

nadzwyczajną

starannością i wręcz nadgorliwością przy doborze strojów dla Julii. Wiedziała, że pracując dla księżnej, musi się liczyć z tym, że jej praca będzie surowo oceniana. Julia usiadła przed toaletką, by nieszczęsna kobieta nie musiała wspinać się na palce przy wkładaniu kapelusza na wymyślną fryzurę, nad którą pracowała przez kilka godzin. Wciąż się zastanawiała, dlaczego jako księżna nie może samodzielnie wykonywać najprostszych czynności, jednak Robins jazgotliwie ją karciła, ilekroć Julia sama zdjęła szal albo włożyła szlafrok. Garderobiana związała wiśniową wstążkę pod lewym uchem Julii, poprawiła loki okalające twarz i cofnęła się o krok. Julia wstała i wystawiła dłonie, by służąca mogła włożyć na nie jasnobrązowe rękawiczki. Robins zmierzyła Julię krytycznym wzrokiem od stóp do głów. – Dobrze wyglądam? – spytała Julia.

– Wygląd Waszej Książęcej Mości przynosi mi zaszczyt. – Uśmiech na twarzy Robins wydawał się dziwnie wymuszony. Julia miała ochotę zapytać pokojówkę, dlaczego wyraża swe uznanie w tak osobliwy sposób, jednak powiedziała tylko: – Dziękuję. – Nie ma za co, Wasza Książęca Mość. Zauważyłam, że niewiele pani zjadła na śniadanie. – Nie jestem głodna. – Musi pani mieć siły na podróż, Wasza Książęca Mość. Czekolada wydała się Julii mdląco słodka. A może to tylko fakt, że jej były mąż oszczędzał na cukrze, sprawił, że odwykła od takich smaków. Nie chciała robić zamieszania w błahej sprawie i prosić o przyrządzenie nowej czekolady. Francuscy kucharze słynęli z wybuchowego temperamentu. – Zniosę podróż lepiej, nie mając przepełnionego żołądka. – Proszę zjeść choćby kawałek grzanki, Wasza Książęca Mość, i wypić łyk czekolady. Nie chce przecież pani zemdleć w drodze. Robins potrafiła być nieznośnie apodyktyczna, lecz przecież miała na względzie dobro Julii. Chcąc zadowolić służącą, Julia przełknęła kęs grzanki z marmoladą z pomarańczy. Drgnęła, upiwszy łyk przesłodzonej czekolady. Pukanie do drzwi sprawiło, że z ulgą odstawiła kubek. Robins podeszła, by otworzyć. Lokaj przyszedł po ostatnie już pudła z kapeluszami Julii. – Nieś je ostrożnie, Samuelu – napomniała go Robins, gdy włożył pudło pod ramię. – Łatwo je zgnieść. – Zwróciła się w stronę Julii: – Wasza Książęca Mość, tylko niech pani nie zdejmuje wierzchniego odzienia przed moim przyjazdem do gospody. Kapelusz, zdjęty bez zachowania należytej ostrożności, zburzy pani wspaniałą fryzurę.

Julia westchnęła w duchu. Robins zawsze narzekała na długie, proste włosy Julii, twierdząc, że szanująca się księżna nie może wychylić nosa ze swego

pokoju,

nie

spędziwszy

uprzednio

odpowiedniej

ilości

czasu

w papilotach i z brylantyną na włosach. Najwyraźniej księżne musiały mieć na głowie więcej loków niż przeciętne kobiety. Julii, jako siostrze zubożałego earla, nie kazano nadmiernie dbać o stroje ani o fryzurę. Wszystkie wysiłki skupiały się wokół wydania jej za mąż za starego, bogatego i bardzo nieprzyjemnego mężczyznę. Oczywiście mogłaby ofuknąć garderobianą za ciągłe utyskiwanie i zignorować późniejsze fochy. Byłoby to jednak nieuprzejme, zważywszy nadzwyczajne

starania

Robins.

Julia

postanowiła

więc

cierpieć

w milczeniu. – Dziękuję. Zapamiętam twoje ostrzeżenie. Nienaganny wygląd wydawał się jej niezbyt istotny, zważywszy, że książę po prostu się nią nie interesował. Nie ośmieliła się już więcej towarzyszyć

mu

przy

śniadaniu,

zmuszając

go

tym

samym

do

zaproponowania jej porannej przejażdżki. Musiała obmyślić inny plan. Na szczęście na wsi będzie miała większe pole do popisu. Będą tam przecież musieli jeździć konno do sąsiadów i dzierżawców. Mieli też już zaproszenie od Beauwortha. Ta myśl podnosiła ją na duchu., podobnie jak perspektywa spędzenia kilku najbliższych godzin w powozie w towarzystwie Alistaira. Mała przestrzeń stwarzała żonie nieograniczone możliwości zbliżenia się do męża. Wyszła

z

domu

w

doskonałym

nastroju.

Niestety,

jej

nadzieje

natychmiast się rozwiały. Okazały, luksusowy powóz istotnie czekał przed domem, jednak książę po raz kolejny postanowił zrezygnować z towarzystwa żony. Masztalerz trzymał wodze osiodłanego Thora, czekając na Alistaira.

Książę sprawdzał drugi powóz, załadowany bagażami, i wydawał ostatnie polecenia panu Lewisowi. Znów miała okazję się przekonać, jak wspaniale prezentuje się jej mąż na tle innych mężczyzn. Serce zabiło jej żwawiej, a jednocześnie smutek ścisnął ją za gardło. Taka strata. Ten urodziwy mężczyzna, który mógłby podróżować z nią w wygodnym powozie, wolał się męczyć na końskim grzbiecie. Taka sytuacja była co najmniej dziwna. Żałowała, że nie ma pojęcia, z jakiego powodu mąż aż do tego stopnia jej nie lubi. Kiedy podeszła do eleganckiego ekwipażu, lokaj otworzył przed nią drzwiczki i opuścił stopnie. – Dziękuję. Na dźwięk jej głosu Jego Książęca Mość odwrócił się. – No, nareszcie – burknął poirytowany. Gdzieś w domu zegar wybił dziesiątą. – Przecież powiedziałeś, że wyjeżdżamy o dziesiątej. – Hm. – Przyjmuję przeprosiny. – Weszła do powozu, poprawiła spódnice i

wyjrzała

przez

okienko.

Mąż

stał

jak

wmurowany

w

ziemię.



Wyjeżdżamy czy nie? – Tak – odpowiedział. – Wyjeżdżamy. – Popatrzył na nią z błyskiem w oku. Julia skarciła się w duchu za swoje osobliwe poczucie humoru, które zawsze stwarzało jakieś problemy. Chciała zadowolić męża, a nie wprawiać go w złość. To

myśl

o

podróży

mąciła

jej

spokój.

Nie

chciała

siedzieć

w odosobnieniu przez cały dzień, tak jak to miało miejsce w jej poprzednim małżeństwie.

Alistair miał ochotę pocałować pełne wargi żony. Była jedyną kobietą w jego życiu, która potrafiła roztropnie mu się przeciwstawić. Zaczynał zauważać, jaka jest cudowna. Nie spodziewał się, że otrzyma taki dar od losu. Niespodziewanie posmutniał. Tak wspaniała kobieta zasługiwała na lepsze małżeństwo niż to, jakie mógł jej oferować. Być może zostaną przyjaciółmi, tak jak się tego spodziewała. Utrzymanie takiego statusu wydało mu się jednak zbyt trudne, zważywszy kobiece walory żony. Miał wielką ochotę ją całować, a to nieuchronnie prowadziło do bardziej niebezpiecznych poczynań. Lepiej już było trzymać się na dystans. Przyszło mu do głowy, że mógłby zostawić żonę w Sackfield i udać się na objazd swych posiadłości. Z dala od Julii łatwiej mu będzie sobie radzić ze wspomnieniami spędzonej razem nocy. Niestety wówczas pozostawiłby Julię na pastwę członków rodziny. Z pewnością składaliby jej częste, męczące wizyty, piętrząc problemy. Zazwyczaj nie mógł się doczekać wyjazdu do Hampshire. Doświadczał wtedy uczucia powrotu do domu. Jednak tym razem czuł strach. Zatrzasnął drzwiczki powozu, dosiadł Thora i dał sygnał do odjazdu. Dotarli do Byka i Niedźwiedzia po ośmiu godzinach i pięciu zmianach koni. Najchętniej popędziłby teraz do Sackfield Hall, jednak przy ostatniej rogatce zauważył, że jego żona jest dziwnie blada. Odpowiedziała mu też wyjątkowo zdawkowo, gdy poczynił jakąś uwagę. Poczuł ukłucie winy. Nie zapytał żony, czy czuje się wystarczająco dobrze, by podjąć trudy podróży. Może cierpiała z powodu comiesięcznej niemocy? Mężowie wiedzieli takie rzeczy na temat swoich żon. Zeskoczył z konia i podał wodze masztalerzowi.

Julia na chwilę wsunęła palce w dłoń męża, wyszła z powozu i rozejrzała się dokoła. – To tu mamy spędzić noc? Ach tak, to zajazd Byk i Niedźwiedź. Podał jej ramię. – Źle się czujesz? – Czuję się bardzo dobrze, dziękuję. – Ciemne obwódki wokół oczu mówiły co innego, nie chciał jednak się z nią spierać w obecności służących. I tak z pewnością plotkowali już na temat ich rozdziału od łoża. Właściciel gospody, pyzaty, wesoły mężczyzna, którego Alistair znał od lat, Harry Bartlett, poprowadził ich krętymi schodami do pokoi. Lewis odpowiednio wcześniej przysłał list i wszystko zostało przygotowane. Gdy znaleźli się w pokoju, Julia puściła ramię męża. – Przyślij tu Robins, gdy tylko przyjedzie, dobrze? –

Oczywiście.



Zawahał

się,

nieoczekiwanie

zaniepokojony

jej

wyglądem. Jako dziecko często miewał rozmaite dolegliwości w podróży. Przypomniał sobie, jak bał się obiecanych wyjazdów. Przerażała go myśl o tym, że będzie wymiotował, wzbudzając obrzydzenie współpasażerów. – Często chorujesz w podróży? – Zazwyczaj to mi się nie zdarza. – Opadła na najbliżej stojące krzesło. – Ale muszę przyznać, że już z samego rana czułam mdłości. Wydawała się bledsza niż poprzednio. Z pewnością czuła się fatalnie. Biedactwo. Miał ochotę wziąć ją w ramiona. Postąpił krok w jej stronę. Znieruchomiała i uniosła brwi. Przystanął, zdumiony swym zachowaniem. Zazwyczaj starannie unikał kobiet narzekających na jakiekolwiek dolegliwości. Mimo to nie mógł pozostać obojętny na jej cierpienie.

– Czy mógłbym coś dla ciebie zrobić, zanim przyjedzie Robins? – zapytał, zdumiony łagodnością swej wypowiedzi. Natychmiast przybrał bardziej oficjalny ton. – Może każę zaparzyć miętę? – Chętnie napiję się mięty. Dziękuję. Znieruchomiał. Po raz pierwszy miał okazję przekonać się o odwadze Julii w dniu, w którym się poznali. Stała wtedy na scenie i ze spokojem znosiła lubieżny wzrok mężczyzn, którzy oferowali za nią pieniądze. To nie jej odwaga tak go teraz zaszokowała. Przeraziło go jej zdziwienie. Najwyraźniej była przekonana, że w ogóle mu na niej nie zależy i ani trochę o nią nie dba. Poczuł gorzki smak w ustach. Bez wątpienia zasłużył na taką ocenę. Utrzymywanie dystansu było dla niego coraz trudniejsze. Ściągnęła rękawiczki i rozejrzała się po salonie. – Będziesz mi towarzyszył? Milczał dłuższą chwilę, bijąc się z myślami. Kusiło go, żeby powiedzieć „tak”. Oczywiście zgodziłby się tylko po to, by móc się przekonać, że doszła do siebie. Z żadnego innego powodu. Jednak Julia mogłaby odebrać to inaczej. Inteligentna, bystra kobieta od razu uznałaby taki przejaw troski za jego słaby punkt i potem odpowiednio by to wykorzystała. Już nie raz miał okazję się przekonać o ponadprzeciętnych umiejętnościach swojej żony. Wykonała mistrzowskie posunięcie, zmuszając go do zaproponowania jej przejażdżki po Hyde Parku. Z czasem umiejętnie dokonałaby wyłomu w murze, który wzniósł wokół swego serca. – Nie będę pił herbaty. Muszę dopilnować koni. Opadła na oparcie krzesła i zamknęła oczy. – Jak chcesz. Skinął głową.

- Każę przynieść ci miętę i do zobaczenia przy kolacji. Spojrzała na niego oszołomiona. Czy to dlatego, że miał ochotę zjeść kolację w jej towarzystwie? Czyżby to było aż tak nieoczekiwane? Gdy tylko mąż opuścił salon, Julia zamknęła oczy, chcąc złagodzić zawroty głowy. Miała wrażenie, że wszystkie szpilki upinające jej wymyślną fryzurę wbijają się w jej czaszkę wraz ze szpilą, którą Robins umocowała kapelusz. Musiała go natychmiast zdjąć. Niepomna ostrzeżeń pokojówki wsunęła palce pomiędzy pióra i kwiaty zdobiące nakrycie głowy. - Wasza Książęca Mość! Julia drgnęła, słysząc ostry ton głosu służącej. Robins bezszelestnie wśliznęła się do pokoju. Chociaż pokojówka zawsze była uprzejma, Julia odnosiła wrażenie, że Robins nie czuje się zbyt dobrze w domu księcia. Pan Lewis

wydawał

się

jednak

zachwycony,

że

polecono

mu

służącą

o znakomitych referencjach. Julia nie miała serca, by ją zwolnić. Rzadko też jej odmawiała. Wstała i podeszła do toaletki. – Bardzo boli mnie głowa – powiedziała cicho. – Ten kapelusz tylko pogarsza sprawę. – Okazuje się, że miałam rację, Wasza Książęca Mość. Powinna pani więcej jeść. To podróż z pustym żołądkiem doprowadziła panią do obecnego stanu. Niemal triumfalny ton wypowiedzi służącej zirytował Julię. Zacisnęła szczęki, żeby nie wypowiedzieć słów, których mogłaby potem żałować. Ku uldze Julii Robins zręcznie uwolniła ją od kapelusza. Niestety pulsowanie w skroniach nie ustało.

Delikatne pukanie do drzwi sprawiło, że odwróciła się w stronę wyjścia. Piętnastoletnia na oko służąca o rumianych policzkach wniosła tacę. Robins spochmurniała. – Niczego nie zamawiałam. Julia powstrzymała kolejną falę mdłości. – Jego Książęca Mość zamówił herbatę miętową. – Uśmiechnęła się blado. – Proszę postawić ją na nocnym stoliku. Dziewczyna dygnęła. – Czy mogę jeszcze w czymś pomóc? – spytała, prezentując delikatny lokalny akcent. –

Powiadomię

cię,

jeśli

Jej

Książęca

Mość

będzie

czegoś

potrzebowała – oznajmiła Robins, piorunując dziewczynę wzrokiem. Czyżby Robins obawiała się, że zostanie uznana za zbędną, skoro ktoś inny zatroszczył się o Julię? Służący potrafili być o siebie zazdrośni, chociaż zazwyczaj załatwiali te sprawy między sobą. Julia postanowiła zignorować dąsy pokojówki. Wstała. – Chciałabym się na chwilę położyć. – Pragnęła też napić się naparu w nadziei, że mięta uspokoi jej żołądek. Robins zaczęła poprawiać poduszki. – Wasza Książęca Mość, proszę uważać. Pani włosy... – Dość już! – Julia aż zamknęła oczy, przerażona swym wybuchem złości. – Wybacz, Robins, ale naprawdę źle się czuję. Proszę, zasłoń okna, a ja się zdrzemnę. Robins spełniła polecenie, sztywno skinęła głową i wyszła. Ta kobieta robiła się nieznośnie apodyktyczna. Julia musiała jednak ją tolerować, bo kiedy pewnego razu dała panu Lewisowi do zrozumienia, że

wolałaby mniej wyniosłą służącą, aż zmartwiał z przerażenia, że dokonał złego wyboru. Poza tym Alistair dał wyraźnie do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych zmian w domu. Była zdana jedynie na siebie, tak jak na początku pierwszego małżeństwa. Mąż bił ją rózgą po rękach, by nie ośmielała się interesować jego sprawami. Otrzymała już wystarczająco gorzką lekcję. Nie przypuszczała, by Alistair zamierzał ją bić. Był dżentelmenem. Niemniej jednak jego chłód sprawiał jej czasem większy ból niż razy. Nigdy nie wiedziała, co sobie o niej myśli. Czy go obraziła, a może był nią znudzony? Bez wątpienia jednak żałował, że ją poślubił. Weszła do łóżka i opadła na poduszki ułożone przez Robins w taki sposób, by Julia nie zburzyła sobie fryzury. Napełniła filiżankę herbatą i wciągnęła w nozdrza miętowy zapach. Upiła łyk parującego napoju. Był doskonale przyrządzony. Zawroty głowy stopniowo ustępowały. Jej powieki zrobiły się ciężkie i po chwili zapadła w sen. Poczuła coś przyjemnie chłodnego na czole. – Julio. – Męski głos. – Julio, obudź się – prosił ktoś. Zmusiła się do otwarcia oczu i ujrzała przed sobą dziwnie rozmazaną twarz. – Alistair? Wymamrotał

coś

pod

nosem,

sprawiał

wrażenie

poirytowanego.

Rozejrzała się dokoła. Dlaczego było tak ciemno? I gdzie... ? Ach, w gospodzie. Robins zaciągnęła zasłony. Przeciągnęła się. Jej mąż przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej piersi. Bezwiednie rozchylił usta, wydawał się podniecony. Nie mogła się

mylić. Czyżby tędy prowadziła droga do przebicia się przez zbroję, którą się opancerzył? Uśmiechnęła się przepraszająco. – Musiałam zasnąć. – Na to wygląda. Jak się czujesz? – O wiele lepiej. Bardzo pomogła mi miętowa herbatka. – Cieszę się. – Przynajmniej raz usłyszała w jego głosie ulgę, a nie znużenie. – Wybacz mi. Nie zamierzałam tak długo spać. Zastanawiam się, dlaczego Robins mnie nie obudziła. – Jeszcze nie jesteś spóźniona. – Zrobił pocieszną minę. – Poprosiłem Robins, żeby pozwoliła ci dłużej pospać, ale potem, kiedy nie słyszałem żadnego

dźwięku

dochodzącego

z

twojego

pokoju,

pomyślałem,

że

powinienem sprawdzić, co się dzieje. Nieoczekiwanie wykazał się troską. Serce Julii przyśpieszyło. Wstał z krawędzi łóżka. Zdążył zmienić swój strój podróżny na wieczorowy, podczas gdy ona wciąż miała na sobie suknię, w której siedziała w powozie. – Muszę się przebrać. – Zaczęła rozpinać guziki. Patrzył na nią jak urzeczony; poczuła, że na jej twarz wpełza ognisty rumieniec. – Czy mógłbyś zadzwonić na Robins? – Och, dlaczego te słowa wyrwały jej się z ust? Przecież marzyła, by zostać z nim sam na sam. – Chyba że miałbyś ochotę ją zastąpić – powiedziała. Wstrzymała oddech. Jaki będzie jego wybór? – Zadzwonię na twoją pokojówkę. – Podszedł do dzwonka.

ROZDZIAŁ CZWARTY Julia

z

uczuciem

rozczarowania

odprowadzała

wzrokiem

wychodzącego męża. Ogarnął ją smutek. Zainteresowanie, namiętność okazane jej tamtej nocy w lupanarze gdzieś się ulotniły. Wolała się nad tym dłużej nie zastanawiać, bo natychmiast ogarniało ją przygnębienie. Zaburczało jej w żołądku. Ależ była głodna! Wcześniej odczuwane dolegliwości najwyraźniej już minęły. Weszła Robins i natychmiast wydała głębokie westchnienie. – Wasza Książęca Mość! Fryzura! Musimy zacząć od nowa. Julia nie miała na to najmniejszej ochoty. Zmusiła się do uśmiechu. – Nie, Robins. Musisz znaleźć jakiś sposób na poprawienie uczesania. Jesteśmy na wsi i spożywamy posiłki w rodzinnym gronie. Jestem pewna, że Jego Książęca Mość nie będzie miał nic przeciwko swobodniejszej fryzurze. Robins lekko prychnęła. Julia znieruchomiała. – Pozwalasz sobie okazywać mi niezadowolenie, Robins? Służąca struchlała. – Oczywiście, że nie, Wasza Książęca Mość – powiedziała. Jej spojrzenie złagodniało. Być może pod maską perfekcyjnej pokojówki kryła się całkiem sympatyczna kobieta? – To dobrze – rzekła Julia. – Zrób, co w twojej mocy, żeby poprawić fryzurę, ale błagam, niech to nie trwa zbyt długo.

Zgodnie

z

prośbą

Robins

szybko

doprowadziła

fryzurę

Julii

do

porządku, skorzystała tylko z połowy wcześniej wpiętych szpilek, i po upływie pół godziny Julia udała się do jadalni. Czuła motyle w żołądku. Cały rój motyli. Czy motyle tworzyły roje? Raczej stada. Co za głupie rozmyślania! Uśmiechając się pod nosem, weszła do pokoju przeznaczonego do ich prywatnego użytku. Alistair wstał i uniósł brwi. – Czemu się tak figlarnie uśmiechasz? – Usiłowałam sobie przypomnieć, jak mówi się na grupę motyli. Rój? Stado? Aż się skuliła pod jego spojrzeniem. Z pewnością uznał, że jest bezdennie głupia. –

Znam

tylko

uczucie

łaskotania

przez

motyle

w

brzuchu



odpowiedział z powagą, lecz w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Roześmiała się. W jej mężu zaszła jakaś magiczna przemiana. Wydawał się teraz młodszy, niemal chłopięcy. Był też uroczy. – Odrobinka sherry przed kolacją? – zapytał pogodnym tonem. – Nie, dziękuję. – Ale nie będziesz miała nic przeciwko temu, że sobie naleję? – Nic a nic. Nalał sobie kieliszek i wskazał Julii miejsce na sofie, a sam usiadł na drugim końcu, zwrócony w jej stronę. Wzniósł toast. – Za moją śliczną żonę. Skłoniła głowę, przyjmując komplement. Pomyślała, że dzisiejsza choroba pozwoliła jej ujrzeć wrażliwą stronę męża.

– Motyle przywodzą mi na myśl witraże – odezwał się Alistair, upiwszy łyk sherry. – To prawda. – O ile dobrze sobie przypominam, mówi się o stadach motyli. – To mało oryginalne określenie na taką feerię barw. Wystarczy pomyśleć o rusałce pawiku albo rusałce admirale... – Mmm. Może spodobałby ci się kalejdoskop? – Nigdy nie widziałam kalejdoskopu, ale o nich słyszałam. – David Brewster, wynalazca kalejdoskopu, pokazał mi swoje dzieło. To coś wspaniałego. Można w nim ujrzeć fascynujące obrazy. Jego wynalazek przyniósł mu już niemały dochód. – Uśmiechnął się. – Kalejdoskop pełen motyli. Tak. To doskonałe określenie. – Chciałabym się przekonać, czy masz rację. – Zapewne któregoś dnia się przekonasz. Zapadła cisza, lecz nie towarzyszyło jej napięcie. Julia oparła się o poduszki. – Jak daleko jest stąd do Sackfield? - Przy dobrej pogodzie jazda nie powinna trwać dłużej niż trzy godziny. Wytrzymasz tyle? – Mam nadzieję. Muszę jednak przyznać, że ciężko mi siedzieć w odosobnieniu przez cały dzień. Nie potrafiła niczego wyczytać z wyrazu jego twarzy, jednak była pewna, że na chwilę odmalowały się na niej emocje. Nie wiedziała, dlaczego w ogóle obeszły go jej słowa, skoro zazwyczaj pozostawał na nie obojętny. Zmusiła się do uśmiechu. – Poproszę Robins, żeby towarzyszyła mi jutro w powozie.

– Wolisz towarzystwo pokojówki od mojego? Miał ochotę jej towarzyszyć, bo była chora? Większość mężczyzn w takiej sytuacji uciekłaby, gdzie pieprz rośnie. Co za przekorna natura. – Ale... Będę zachwycona, mogąc podróżować w twoim towarzystwie, Wasza Książęca Mość, jeśli takie jest twoje życzenie. Nie chciałabym jednak sprawiać ci kłopotu. Jeśli będzie siedział obok niej ponury, w złym humorze, Julia niczego nie zyska, chociaż udana próba rozweselenia męża mogłaby zadziałać na jej korzyść. Nigdy nie mogła być pewna, jak Alistair zareaguje na jej starania. – Thorowi na pewno dobrze zrobi chwila odpoczynku. No tak, chodziło o konia. Musiała znać swoje miejsce w szyku. Stłumiła rozgoryczenie i uśmiechnęła się. – Bardzo się cieszę, że będziesz mi towarzyszył. Dla umilenia podróży będziemy sobie czytać nawzajem poezje. Na jego twarzy odmalowało się przerażenie, szybko jednak ukrył je pod maską uprzejmości. Julia miała ochotę głośno się roześmiać. Czuła się też odrobinę winna, jednak jej mąż zasłużył na chwilę niepokoju. Przyglądał jej się teraz tak uważnie, że chyba musiał zauważyć jej rozbawienie. – Mam nadzieję, że pozwolisz mi wybrać coś, co spodoba się nam obojgu – powiedział. Szybko doszedł do siebie! Sądząc po figlarnym błysku w jego oczach, miał na myśli coś nieprzyzwoitego. – Co proponujesz? – Chciałbym zrobić ci niespodziankę. – Dobrze. Rozległo się pukanie i w drzwiach stanął Grindle.

– Podano już kolację, Wasza Książęca Mość. – Skłonił się i zaprowadził ich do sali jadalnej. – Jest tu z nami twój lokaj. Czy zabierasz ze sobą także swojego kucharza? – zapytała, patrząc na nakrycie stołu. – Muszę zachowywać standardy i zaspokajać wybredne gusta. Jak więc mógłbym postąpić inaczej? – Naprawdę? Czy to nie nadmiar zbytku? Roześmiał się. Serce podskoczyło jej radośnie, gdy uświadomiła sobie, jak łatwo im się teraz rozmawia. Czuła, że za lodowym murem, jakim się opancerzał, kryje się mężczyzna potrzebujący czułości. Gdyby udało jej się do niego dotrzeć... Trzymając rękę poniżej jej talii zaprowadził ją na miejsce i wysunął krzesło. – Wziąłem Grindle’a, bo w pobliżu mieszka jego rodzina, a poza tym towarzyszy nam mój kamerdyner, twoja pokojówka i kilku służących, ale nie ma z nami mojego kucharza. Kucharka w Sackfield nie byłaby zadowolona, mając konkurencję. – Pomógł jej usiąść, pochylając się przy tym nad nią tak, że czuła ciepło jego oddechu na policzku. – Czy wiesz, że twoja twarz mówi mi wszystko na temat twoich myśli i uczuć? Wiem, kiedy jesteś zaskoczona, a kiedy zakłopotana. – Cieszę się, że stanowię dla ciebie miłą rozrywkę – powiedziała głosem podszytym ironią. – Jesteś zuchwała. – Wybacz mi. Nie chciałam, żeby zabrzmiało to nieuprzejmie. Ani jędzowato. Uniósł brwi. Wstrzymała oddech. Czy za chwilę odeśle ją z jadalni, tak jak niejednokrotnie czynił to jej pierwszy mąż? Zacisnęła dłonie na udach aż do

bólu. Może obmyśli dla niej łagodniejszą karę? Wskazał na stół. – Chyba nie masz nic przeciwko odrobinie swobody. Jesteśmy tu tylko we dwoje i możemy darować sobie formalności. Nakładajmy jedzenie tak, jak chcemy. Zaskoczona nagłą zmianą tematu, kiwnęła na znak zgody. Alistair nie pamiętał, kiedy po raz ostatni tak miło spędził czas przy kolacji. Myślał, że nie potrzebuje już towarzystwa. Kiedy w jego życiu pojawiła się Julia, obudziły się w nim uśpione uczucia. Ogarnęła go tęsknota. Z przerażenia aż wstrzymał oddech. Odczuwał rozmaite

tęsknoty

jako

naiwny

młodzieniec.

Potem

zrozumiał,

że

mężczyzna nie powinien dać się wodzić za nos swym prymitywnym żądzom. Przekonał się, że kobiety tylko udają, że troszczą się o mężczyznę, a w rzeczywistości myślą jedynie o zaspokojeniu swych zachcianek. Nigdy więcej nie da się na to nabrać. Zwłaszcza kobiecie, która jest teraz jego żoną. Mimo wszystko poczucie osamotnienia było lepsze niż uleganie słabościom, które mogły zostać użyte przeciwko niemu. Zbyt wiele razy został już wykorzystany. Uniósł kieliszek wina. – Za nasz letni wypoczynek i za motyle. Uśmiechnęła się, a jemu się wydało, że w pokoju natychmiast zrobiło się jaśniej. – Za cały kalejdoskop motyli. Pokroił mięso, ona nałożyła na talerze jarzyny. Był zaskoczony, widząc, jaki ma apetyt mimo niedawnych problemów żołądkowych. – Pyszne – powiedziała, jakby czytając w jego myślach.

– Tak. Żona Bartletta jest bardzo ceniona w okolicy. – Musi być znakomita, skoro zadowala nawet niezwykle wybredny gust Waszej Książęcej Mości. Znów żartowała. Kiedy po raz ostatni ktoś próbował się z nim droczyć? I dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiał? – Cieszę się, że wrócił ci apetyt – powiedział. – Ja też się cieszę. Czuję się bardzo dobrze. Naprawdę nie wiem, skąd się wzięły te zawroty głowy. – Musiałaś zjeść coś, co ci zaszkodziło. – To możliwe. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek miała tego typu kłopoty w podróży, ale też nigdy nie spędzałam tylu godzin w powozie. Nacisnął guzik dzwonka. W pokoju natychmiast pojawił się Grindle i drugi służący. Szybko wynieśli naczynia. Lokaj powrócił po niedługim czasie z karafką porto. – Herbatę podano w salonie, Wasza Książęca Mość. Pochyliła głowę. – Dziękuję. Alistair wstał i odsunął krzesło. Miał ochotę odgarnąć jej włosy i obsypać pocałunkami jej szyję... Głęboko zaczerpnęła tchu, jakby domyśliwszy się jego zamiarów. – Wezmę porto do salonu – powiedział, zaskoczony swoimi słowami. Podjął tę decyzję pod wpływem nagłego impulsu. – Oczywiście, jeśli Jej Książęca Mość jest temu przychylna. – Bardzo przychylna, Wasza Książęca Mość. Zdał sobie sprawę, że znajduje się na rozdrożu. Mógł teraz ulec swym żądzom, odrzucić resztki honoru i uczynić Julię żoną w pełnym tego słowa

znaczeniu, albo też męczyć się z udawaniem przyjaźni, opierając się wszelkim pokusom. Wybór był prosty. Mimo że pragnął Julii aż do bólu, musiał dać pierwszeństwo księstwu i swemu dziedzicowi. Udał się wraz z Julią do salonu i przyjąwszy kieliszek porto z rąk lokaja, usiadł obok niej na sofie. Założył rękę za głową i rozprostował długie nogi. – To wszystko, dziękuję, Grindle. Lokaj skłonił się i wyszedł. Upił łyk porto, rozkoszując się jego smakiem. Z najwyższym trudem zmuszał się do opanowania. Mógł być dla Julii jedynie przyjacielem. Pożądanie powracało jednak z każdym jej ruchem. Wyczuwając napięcie, wypiła łyk herbaty, a potem usiadła sztywno wyprostowana, jakby podjąwszy decyzję. – Jeśli mamy jutro wcześnie wyruszyć w drogę, powinnam niedługo udać się na spoczynek – powiedziała cicho. – Dobrze – oznajmił spokojnym tonem. – Musisz odpocząć po tym, co przeszłaś. Pomógł jej wstać i udali się na górę. Przy drzwiach jej pokoju zwrócił się ku niej, ujął jej twarz w dłonie i złożył na jej wargach delikatny pocałunek. Potem otworzył drzwi do jej sypialni. – Dobranoc, Wasza Książęca Mość. – Może zechciałbyś przyjść do mnie w szlafmycy? Szlafmyca stała się dla nich ważnym elementem igraszek w lupanarze. Doświadczył

wtedy

jednego

z

najmocniejszych

doznań

erotycznych.

Musiał odtąd dławić w sobie tęsknotę za podobnymi zabawami. Rozpaliła mu zmysły do tego stopnia, że pochopnie zaproponował jej małżeństwo. Na myśl o podobnych igraszkach omal nie zmienił teraz zdania i nie wszedł do wnętrza. Zobaczył w tle pokojówkę. Mógł ją jednak natychmiast odprawić i zostać sam na sam z żoną. – Źle się czułaś – powiedział ze smutnym uśmiechem mającym osłodzić gorycz odmowy. – Jutro czeka nas długa podróż. Musisz odpocząć. Jej twarz odrobinę się wypogodziła, choć spojrzenie wciąż wyrażało żal. Nie mylił się, mówiąc, że potrafi w niej czytać jak w otwartej księdze. Przynajmniej tak mu się wydawało. Minęła go, lecz w drzwiach jeszcze się odwróciła. – Dziękuję za miły wieczór przy kolacji. Do zobaczenia rano. – Tak. Im wcześniej wyjedziemy, tym szybciej dotrzemy na miejsce. – Ujął jej dłoń i przycisnął do warg. – Nie mogę się już doczekać, kiedy pokażę ci Sackfield. Skłonił się i starannie zamknął drzwi w obawie, że za chwilę zmieni zdanie co do sposobu spędzenia nocy. Następnego dnia wstał rześki, słoneczny poranek. Julia, ubrana już do podróży, siedziała przed lustrem i jadła suchą grzankę, podczas gdy Robins układała jej fryzurę. Tego dnia nie miała żadnych sensacji żołądkowych. Robins wpięła kolejną szpilkę w jej włosy. Julia musiała zmusić się do opanowania, by nie drgnąć ani się nie skrzywić. – Zapomniała pani o czekoladzie, Wasza Książęca Mość – powiedziała Robins, trzymając spinkę w ustach. – Niedługo całkiem wystygnie. – Powinnam była poprosić o herbatę. Myślę, że lepiej podziałałaby na mój żołądek.

– Czy mam kazać przynieść herbatę, Wasza Książęca Mość? – spytała sucho Robins. Drzwi się otworzyły i do środka wszedł Alistair. A więc jej nie unikał, czego w głębi duszy Julia trochę się obawiała. Przecież nie przyjął dość jasno wyrażonej propozycji spędzenia z nią nocy. Potem zadręczała się myślami, że być może poczynała sobie zbyt śmiało. Mogło mu się to nie spodobać. Miał też pełne prawo nie skorzystać z jej zachęty. Była wyczerpana, mimo wcześniejszej drzemki. W nocy spała tak twardo, że Robins musiała nią potrząsać, by się obudziła. – Jesteś gotowa? – zapytał. Miał już na sobie strój podróżny, trzymał w dłoni rękawiczki i wyglądał tak wspaniale, że miała ochotę go pocałować. Zmuszając się do opanowania, spojrzała na Robins. – Już prawie gotowa. – Powóz zajedzie za dziesięć minut. Robins głośno wypuściła powietrze z płuc, jednak nie ośmieliła się przeciwstawić księciu. – Będę gotowa na czas – odparła Julia. – To dobrze. – Spojrzał na trójkątną grzankę w jej dłoni, a potem przeniósł wzrok na tacę na stoliku. – Ledwie skubnęłaś jedzenie. – Zjem resztę, kiedy Robins skończy upinać mi włosy. – Prawdę mówiąc, chciała wiedzieć, czy Alistair zamierza z nią jechać powozem, nie ośmieliła się jednak o to zapytać. – Cieszę się. Gdy wyszedł z pokoju, Robins zdjęła tacę z nocnego stolika i postawiła na toaletce.



Proszę.

Wasza

Książęca

Mość

powinna

dokończyć

śniadanie.

Włożenie peleryny i kapelusza zajmie nam minutkę, ale kto wie, kiedy znów będziemy mogły zjeść posiłek? – W jej głosie pobrzmiewała niemal rozpacz. Zawstydzona swoją niewdzięcznością Julia wypiła czekoladę i zjadła posmarowaną masłem grzankę. Zaraz potem Robins przyniosła kapelusz, pelerynę, rękawiczki i szal. – Myślisz, że będę potrzebowała szala? – spytała Julia. – Przecież mamy czerwiec. – Wieje zimny wiatr, Wasza Książęca Mość. Jeśli uzna pani, że nie jest potrzebny w powozie, zdejmie go pani, ale dobrze pani wie, że w tej chwili szale są w modzie. – Dobrze więc. Wygląda na to, że jestem gotowa do drogi. Do zobaczenia w Sackfield Hall. – Nawet jeśli Alistair zmieni zdanie i nie dołączy do niej w powozie, wolała zrezygnować z towarzystwa Robins. Pokojówka dygnęła. – Przyjdę do pani, gdy tylko zostanie wniesiony pani kufer, Wasza Książęca Mość. Zstępując ze schodów, Julia, ku swemu zaskoczeniu, znów poczuła zawroty głowy. Robins miała rację. Powinna się lepiej odżywiać. Powóz czekał przed frontowymi drzwiami. Thor był uwiązany z tyłu. Ogarnęła ją radość. Podróż w towarzystwie Alistaira zapowiadała się wspaniale. Rozejrzała się w poszukiwaniu męża. Stał obok powozu wiozącego służących oraz bagaże i był pochłonięty rozmową z panem Lewisem. Pan Lewis spojrzał z zatroskaniem w jej stronę, a potem kiwnął głową w odpowiedzi na słowa Alistaira. Czyżby rozmawiali o niej? Z jakiego powodu?

Służący otworzył drzwiczki powozu i wysunął schodki. – Dziękuję, Matthew – powiedziała, gdy pomógł jej wejść. – Pani Robins czeka z moim kufrem. – Już tam idę, Wasza Książęca Mość. – Dotknął grzywki i udał się do wejścia dla służby. Jaki miły młody człowiek, pomyślała Julia. W dodatku bystry. Tak więc Alistair naprawdę zamierzał podróżować z nią w powozie. Poczuła mrowienie w dole brzucha na myśl o kilku godzinach spędzonych w towarzystwie męża. Usiadła w rogu powozu i złożyła dłonie na kolanach, nie chcąc, by ktokolwiek się domyślił, jak wielka przepełnia ją radość. Czekając na nadejście Alistaira, patrzyła, jak Matthew bez wysiłku niesie na ramieniu jej kufer, nieustannie instruowany przez panią Robins. Julia uśmiechnęła się do siebie, widząc, że Matthew wydaje się nie słyszeć wszystkich złotych rad i traktuje panią Robins jak natrętną muchę. Powóz zakołysał się na resorach, gdy wsiadł do niego Alistair. Zdjął cylinder, położył go na siedzeniu naprzeciw Julii, a sam zajął miejsce obok niej. – Co cię skłoniło do zatrudnienia tej sekutnicy? – odezwał się, gdy lokaj zamknął drzwiczki. – Na miejscu Matthew już bym ją udusił. – Porozmawiam z nią po przyjeździe do Sackfield. Mruknął coś pod nosem. – Mam nadzieję, że czeka nas miły dzień. Powóz drgnął i ruszył; koła zazgrzytały o kamienie. Mąż chwycił ją za ramię, dając jej oparcie, a po niedługim czasie wyjechali na równiejszą drogę i jazda stała się płynna. Alistair wyprostował długie nogi i zapatrzył się w okienko na mijane krajobrazy. Czy powinna odezwać się pierwsza? Może wolał podróżować w ciszy? Zerknęła na niego z ukosa i ich spojrzenia się spotkały. Roześmiała się.

Odpowiedział jej uśmiechem i poczucie skrępowania natychmiast zniknęło. – Podejrzewam, że nie przyniosłeś obiecanego tomiku poezji, więc proszę, opowiedz mi o Sackfield. Czego mogę oczekiwać? Zamku? Ogromnego pałacu z setkami służących? – Wprost przeciwnie – odparł. – Dom jest mały w porównaniu z innymi posiadłościami w księstwie. To zwykła rezydencja ziemska. Rodzina weszła w

jej

posiadanie

dzięki

lojalności

okazanej

Stuartom.

Chociaż

podejrzewałbym moich przodków raczej o daleko idącą umiejętność balansowania pomiędzy rozsądkiem a ideologią. W

czasach

Cromwella

członkowie

jej

rodziny

byli

zagorzałymi

protestantami, jednak niedługo potem nadano im tytuł za zasługi dla Korony. – Czyli twoja rodzina zyskała coś, co inni utracili? – Można to tak nazwać. Mój przodek był urodzonym politykiem. Ożenił się z córką barona, który zrzekł się tytułu na rzecz najstarszego syna, w ten sposób zapobiegając kłopotom w przyszłości. – Zastanawiam się, jak oni się z tym czuli. To małżeństwo. Zmierzył ją uważnym spojrzeniem. – Mam wrażenie, że im współczujesz. Czyżby?

Może

uznał

jej

wypowiedź

za

formę

krytyki?

W ich

małżeństwie to jej los zmienił się radykalnie na lepsze, podczas gdy książę... Wciąż nie wiedziała, dlaczego tak naprawdę jej się oświadczył. Przypuszczała, że powodowało nim współczucie, skoro ich małżeństwo istniało

jedynie

na

papierze.

Nie

chcąc

psuć

atmosfery

pojednania

i przyjaźni, nie zamierzała wypominać mu chłodnego traktowania. – Tak się zastanawiam... Z ciekawości. – Interesujesz się historią?

– Przede wszystkim historią twojej rodziny, która jest teraz także i moją rodziną. – Ach, to tak. – Czyżby usłyszała nutę zaskoczenia w jego głosie? – Sackfield jest miejscem, w którym dowiesz się bardzo wiele na temat naszej rodziny. To najstarsza z posiadłości Dunstanów. – Nie mogę się już doczekać, kiedy ją zobaczę. – Opadła na poduszki oparcia i spojrzała w okienko powozu. Ziewnęła. – Jesteś zmęczona? – spytał z troską. – Twój powóz ma znakomite resory. To kołysanie... – Znów ziewnęła. Co się z nią działo? Nigdy nie spała w dzień. – Jakie zboża uprawiacie w Sackfield? – Wiedziała, że należy pytać mężczyzn o to, co interesuje ich najbardziej. Z pierwszym mężem rozmawiała o handlu wełną. – Pszenicę, jęczmień... – odpowiedział. – Stosujemy płodozmian. Skończysz na podłodze, jeśli nie będziesz uważać – powiedział jej cicho do ucha. – Jeśli jesteś śpiąca, oprzyj się o mnie. Nie sprawiał wrażenia zadowolonego. Miała przecież dotrzymywać mu towarzystwa. Ze wszystkich sił starała się utrzymać otwarte oczy. Jednak im bardziej jej na tym zależało, tym większa ogarniała ją senność. Wyczuła policzkiem coś twardego. Miała wrażenie, że się kołysze. O, Boże, jak mocno i szybko biło jej serce. Drgnęła. Starała się skupić wzrok na twarzy... Nie, to nie był Algernon. To niemożliwe. A poza tym nigdy by jej nie pozwolił zasnąć na swym ramieniu. Szturchałby ją kościstym palcem. Albo uderzyłby ją w twarz. Przyłożyła dłoń do szalejącego serca. – Przepraszam. Chyba się zdrzemnęłam. Przyglądał się jej zatroskanym wzrokiem. – Tak, to prawda.

– Nie wiem, co mi się stało. – Przełknęła z trudem. – Długo spałam? - Jakieś dwie godziny. – Przepraszam, że okazałam się tak kiepską towarzyszką. – A ja myślałem, że chrapałaś po mojej opowieści o zbożach i burakach pastewnych. – Chrapałam? – spytała z przerażeniem w głosie. Zacisnęła powieki. – Bardzo cię przepraszam. – Julio, ja tylko żartowałem. – Trudno było się zorientować, skoro siedziałeś z tak ponurą miną. – Jesteś moją żoną, Julio. Nie mam prawa trochę się z tobą podroczyć? Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, zauważając, że choć kąciki jego warg są uniesione w uśmiechu, wzrok wyraża zatroskanie. – Wybacz mi. Nie do końca się jeszcze obudziłam. – Ktoś cię skrzywdził. Wpatrywała się w niego w osłupieniu. – Kiedy robię jakiś szybki ruch, wzdragasz się. Kiedy obudziłaś się przed chwilą, byłaś przerażona. Kto cię skrzywdził, Julio? Po raz pierwszy od dawna zwrócił się do niej po imieniu. Pokręciła głową. Wspomnienia okrucieństw pierwszego męża wciąż były zbyt bolesne. – To już przeszłość. Ostrożnie wyciągnął do niej rękę, jak do płochliwego konia, i ujął jej okrytą rękawiczką dłoń. Spojrzał w jej twarz. – Przyrzekam, że nigdy nie podniosę na ciebie ręki ani nie wyrządzę ci fizycznej krzywdy. – Mówił to tonem uroczystej przysięgi. – Wierzysz mi? Patrzył na nią takim wzrokiem, jakby domyślał się jej przeżyć. Nie chciała jednak otwarcie przyznać się do strachu, jaki wzbudzał w niej były

mąż. Ani do tego, jak go zawiodła. Co zrozumiałe, Alistair czuł poirytowanie na myśl, że żona mu nie ufa. To musiało ugodzić jego męską dumę. Nigdy nie dał jej powodów do podejrzeń, że może uciec się do przemocy. Nawet wtedy, gdy jego słowa raniły ją do żywego. Pokiwała głową. Uniósł jej dłoń do warg i pocałował. Gwałtownie zaczerpnęła tchu i poczuła, że robi się jej gorąco. Nagle zakręciło jej się w głowie. Żołądek podszedł jej do gardła. Szybko zakryła usta dłonią. – O, nie – zdążyła jęknąć. Nie tracił ani chwili. Mocno zabębnił palcami w dach. – Zatrzymaj się. Rzuciła się do drzwi. – Spokojnie. Pomogę ci. – Podtrzymał ją, jednocześnie otwierając drzwiczki. Zaraz potem pochylił ją ku ziemi i trzymając za ramiona, dopilnował, by zwróciła zawartość żołądka. Żałowała, że wypiła tę czekoladę. Przeszedł z nią parę kroków. Oparta na jego ramieniu, bała się unieść głowę w obawie, że znów poczuje zawroty. Czekał przy niej, silny i cierpliwy, aż w końcu zdołała się wyprostować. Widziała jak przez mgłę, znów kręciło jej się w głowie. Przez dłuższą chwilę stała nieruchomo. – Jak się czujesz? – zapytał rzeczowym tonem i podał jej czystą chusteczkę. Trzęsąc się na całym ciele, otarła usta.

– Lepiej. – Jak okropnie skończył się ten wspaniały poranek. – Bardzo cię przepraszam, ale nie rozumiem, co się dzieje. – Odsunęła się od niego i oparła się o powóz. – Zaraz poczuję się lepiej. –Przynajmniej taką miała nadzieję. Wciąż kręciło jej się w głowie i czuła mdłości. – Lepiej usiądź w powozie... – Może jest mi niedobrze właśnie z powodu jazdy powozem? – To możliwe. Poczuła się odrobinę lepiej i uniosła wzrok. Alistair przyglądał jej się uważnie, zaciskając wargi. Gdy ich spojrzenia się spotkały, twarz mu złagodniała. Wszedł do powozu i sięgnął po butelkę – Może odrobina brandy dobrze ci zrobi. Musiał czuć do niej obrzydzenie, lecz mimo to starał się być uprzejmy. Czuła jednak, że alkohol jedynie pogorszy sprawę. – Nie, dziękuję. – Żałuję, że nie wzięliśmy w drogę więcej wody. Na chwilę zacisnęła powieki. Gdy je otworzyła, świat nie tańczył już przed jej oczami. Postąpiła kilka kroków. Ruch nie podrażnił jej żołądka, nie czuła mdłości. – Jak długo jeszcze może potrwać nasza podróż? – spytała. – Myślę, że najwyżej godzinę. – W takim razie ruszajmy w drogę. Czuję, że dam radę. Nie znała go na tyle dobrze, by wyczytać prawdziwe uczucia z jego twarzy. Może był na nią zły? Nie był typem mężczyzny, który lubi opiekować się słabszymi istotami. A może jednak choć odrobinę jej współczuł?

– Jak uważasz – powiedział. Chwycił ją za łokieć i pomógł wejść do powozu. Kiedy zajęła miejsce w kącie, usiadł w drugim i wyciągnął przed siebie długie nogi. Gdy powóz ruszył, zapatrzył się w okno, a wcześniejsze porozumienie i miła atmosfera gdzieś się ulotniły. Nie tak planowała ten dzień w towarzystwie męża. Chciała mu udowodnić, że będzie dla niego dobrą żoną. – Naprawdę mi przykro – powiedziała cicho. – Jeśli nie mamy na coś wpływu, pozostaje nam się z tym pogodzić. – Pozbądźmy się tego... – Rozwiązał wstążki jej kapelusza. – Od razu będzie ci lżej. W osłupieniu patrzyła, jak zręcznie wyjmuje szpilkę podtrzymującą kapelusz i unosi nakrycie głowy. Westchnęła z ulgą. – Dziękuję. – Odpocznij teraz. Niedługo będziemy na miejscu. Szczelniej otuliła się szalem. Musiała wyglądać okropnie z włosami w nieładzie i w pogniecionej sukni. Odchyliła głowę na oparcie i zamknęła oczy. Poczuła szarpnięcie. Powóz skręcił. Otworzyła oczy. O nie, musiała znów zasnąć. W dodatku opierała głowę o tors męża, a on otaczał ją ramieniem. Gdy usiadła, natychmiast ją puścił. Za oknem ujrzała piękny dom z żółtego piaskowca. Nie imponował rozmiarem, miał jednak doskonałe proporcje. To był dom zamożnego dżentelmena.

Schludnie

przycięte

gałęzie

bluszczu

zdobiły

ściany

i kolumnowy portyk, gdzie... Spojrzała na Alistaira. Poruszyła przy tym głową zbyt gwałtownie i jej wzrok na chwilę zaszedł mgłą. – Służący... – Czekają, żeby przywitać moją księżnę – powiedział spokojnym tonem.

Dotknęła dłonią włosów, popatrzyła na wymiętą suknię i smętnie zwisający szal. Miała ochotę schować się w mysiej dziurze. – Przecież nie mogę... W tym stanie.... Spodziewała się, że mąż będzie nalegać. Zrezygnowana, sięgnęła po kapelusz. – Zostaw to – zwrócił się do niej tonem nieznoszącym sprzeciwu. Jak on to sobie wyobrażał? Chciał, by żona zaprezentowała się tym ludziom jak wyciągnięta z pobliskiego żywopłotu? Nie powinna się dziwić, że służący czekali, by powitać nową panią. W pewien sposób ją to nawet cieszyło. – Ale... – Możesz spotkać się z nimi później. Czekali jednak na nią... Ustawieni w szeregu. Powóz zatrzymał się przed frontowymi drzwiami. Służący pośpieszył, by otworzyć drzwiczki i wyciągnąć schodki. – Zaczekaj – powiedział Alistair i zeskoczył na ziemię. Skuliła ramiona. Fizyczne dolegliwości minęły, jednak ogarnęło ją przygnębienie. Niezależnie od tego, jak bardzo się starała, okazywała się beznadziejna i kompletnie nieprzydatna jako żona. Mąż powrócił po chwili. Chciała wysiąść, jednak Alistair niespodziewanie wziął ją w ramiona. Kątem oka dostrzegła, że służący gdzieś zniknęli. Pomyślała, że za chwilę będzie musiała stanąć na własnych nogach. Ku jej zaskoczeniu, przeszedł przez podjazd, wciąż trzymając ją w ramionach, wstąpił na schody i wniósł ją do domu. Przeniósł ją przez próg jak pannę młodą. Potem wniósł ją na ogromne marmurowe

schody wznoszące

się z ogromnego

holu i wszedł do

przytulnego

pokoju

utrzymanego

w

kremowo-złocistych

barwach.

Pomyślała, że to salon. Posadził ją na szezlongu, a potem przeczesał dłonią włosy. Po chwili zadzwonił na służbę. – Napijesz się herbaty? A może wolałabyś coś innego? – Herbata dobrze mi zrobi. – Już nigdy w życiu nie tknie czekolady. Aż zadrżała na wspomnienie jej smaku. Rozległo się pukanie do drzwi. Alistair uchylił je i Julia usłyszała szmer głosów. – Zaraz będzie herbata. – Położył jej kapelusz i pelerynę na krześle. – Poprosiłem, żeby przysłano tu Robins, gdy tylko się pojawi. – Dziękuję. Nie musisz przy mnie czuwać. Na pewno masz inne sprawy... – Postaraj się odpocząć. Napij się herbaty i może coś zjedz, a jeśli będziesz dobrze się czuła, zobaczymy się przy kolacji. Zapewne zamówi teraz coś do jedzenia. Może i dobrze, jako że pokój zdawał się falować. Alistair wykazał się ogromną cierpliwością. Troszczył się o nią. – Wasza Książęca Mość? Odwrócił się w drodze do drzwi. – Dziękuję. Skłonił

się

wytwornie

i

wyszedł

z

pokoju,

najwyraźniej

podenerwowany. Następnego ranka Alistair siedział w swoim gabinecie i wpatrywał się w puste biurko. Wszystkie dokumenty znajdowały się w trzecim powozie, który jeszcze nie nadjechał. Praca zawsze pomagała mu oderwać się od

osobistych problemów. W dodatku jeszcze nigdy dotąd nie odczuwał tak wielkiego niepokoju. Martwił się przede wszystkim o żonę. Cóż, to również należało do jego obowiązków. Kucharka powiedziała mu, że księżna nawet nie tknęła przyniesionego wieczorem posiłku. Alistair sam jadł kolację w jadalni. Na śniadanie wypiła jedynie miętę, nie ruszyła jedzenia. Dlaczego nie powiedziała mu w powozie, że jest jej niedobrze? Był tak pochłonięty opowiadaniem jej o miejscu bliskim jego sercu, że nie zauważył jej bladości. No i ten jej przerażony wzrok, kiedy obudziła się i ujrzała przed sobą twarz Alistaira. Czyżby obawiała się, że będzie zły z powodu jej choroby? Przez chwilę wręcz się kuliła ze strachu. Poczuł, jak rośnie w nim gniew. Z pewnością to jej były mąż ponosił odpowiedzialność za takie reakcje. Zamknął oczy, przypomniawszy sobie, jak krucha i bezbronna wydała mu się Julia opierająca się o jego tors. Haniebnie ją zawiódł. Ze złością z całej siły uderzył pięścią w blat biurka. Ból był tak silny, że musiał rozmasować rękę. Co też, u licha, się z nim dzieje? Zrobił wszystko, co w jego mocy, by nie zaprzątać sobie głowy kobietą, którą pojął za żonę, tymczasem im lepiej ją poznawał, tym bardziej żałował, że od początku nie postępował z nią inaczej. Dość już tych rozmyślań! Nie mógł ulegać słabościom, nagłej chęci zaopiekowania się żoną. Ani idiotycznemu pragnieniu uczynienia jej szczęśliwą. Nawet Lewis uważał, że Alistair niepotrzebnie posyła go z powrotem do Londynu. Że też uległ takim słabościom! Nigdy więcej nie popełni tego błędu. Wciąż wzburzony, wstał, podszedł do okna i zapatrzył się na ogród na tyłach domu. Wszystko wyglądało tam tak jak powinno. Żywopłoty były

schludnie

przystrzyżone,

ścieżki

zamiecione.

Róże

znajdowały

się

w pełnym rozkwicie. Ten widok z okna dawał mu ukojenie. Dom był wypełniony wspomnieniami z dzieciństwa, sprzed czasów, gdy w życiu jego ojca zjawiła się Isobel. Sackfield Hall zajmowało szczególne miejsce w jego sercu. Jednakże tego dnia przepełniał go niepokój. Wspominał wszystkie swoje grzechy i błędy. Głęboko zaczerpnął tchu. Obowiązek. To słowo musi się stać jego hasłem przewodnim, jeśli ma cokolwiek naprawić. Odwrócił się, słysząc pukanie do drzwi. – Podano lunch w pokoju śniadaniowym, Wasza Książęca Mość – oznajmił Grindle. – A Jej Książęca Mość? – Robins powiedziała, że pani nie zejdzie do jadalni, Wasza Książęca Mość. – Czy moja żona otrzymała tacę z jedzeniem? – Powiedział „moja żona”. Nie „księżna”. Nie „Jej Książęca Mość”, tylko „moja żona”. Musiał uważać na słowa. Julia nie należała do niego w żaden sposób, który mógłby mieć jakiekolwiek znaczenie, ta sytuacja nigdy się nie zmieni. – Jej Książęca Mość poprosiła jedynie o herbatę. – Pójdę do niej. – Zawiadomię kuchnię, Wasza Książęca Mość. – Każ przyrządzić miętową herbatę. I poproś o kanapki dla mnie, a bulion dla księżnej. Grindle nieznacznie uniósł brwi, lecz poza tym jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Skłonił się. – Powiem kucharce.

Alistair cicho westchnął. Gdzie podziało się jego postanowienie, by utrzymywać dystans wobec księżnej? Ech, niepotrzebnie się niepokoi. Przecież wypełnia jedynie swój mężowski obowiązek. Powrócił myślami do czasu, gdy wydawało mu się, że jest godzien posiadania tytułu książęcego, żony i rodziny. Nie zdarzyło mu się to już od wielu lat.

ROZDZIAŁ PIĄTY Julia zamknęła oczy i wygodniej ułożyła się na szezlongu w salonie przylegającym do jej sypialni. Czuła się teraz dużo lepiej. Gdyby tak jeszcze Robins przestała się krzątać w sąsiednim pomieszczeniu, mogłaby naprawdę odpocząć. Jej obecny stan przypominał choroby przechodzone w dzieciństwie. Gdyby wystąpiła u niej comiesięczna niemoc, mogłaby przypisać obecną słabość temu właśnie faktowi, ale to powinno nastąpić dopiero za tydzień. Zazwyczaj miała bardzo bolesne miesiączki, w dodatku nieregularne, najczęściej bardzo spóźnione. Lekarze twierdzili, że to tylko potwierdza jej bezpłodność. Obecne dolegliwości były jednak zupełnie inne. Te wymioty... Silne zawroty głowy... Czyżby złapała jakąś chorobę? Może powinna zostać zbadana przez doktora? Ktoś otworzył drzwi; brzęk porcelany zwiastował nadejście służącego z tacą. – Czy to dziewczyna z herbatą, Wasza Książęca Mość? – zawołała z drugiego pokoju Robins. – Mam nalać? Julia otworzyła oczy. Robins weszła do sypialni, lecz stanęła jak wmurowana i rozdziawiła usta. – Ja naleję herbatę Jej Książęcej Mości. Alistair? Julia opuściła nogi na podłogę i usiadła.

– Proszę odpoczywać, pani – powiedział. Zmierzył Robins surowym spojrzeniem – Skończyłaś już rozpakowywać bagaże? – Nie, Wasza Książęca Mość. – W takim razie przyjdź później. Pokojówka gniewnie wypuściła powietrze, dygnęła i cofnęła się do salonu, a po chwili z niego wyszła. Alistair zmarszczył czoło. – Czy ona ośmieliła się okazać mi swoje niezadowolenie? Julia zachichotała. – To niewykluczone. Nie czuj się tym wyróżniony, bardzo często okazuje mi swoje humory. – Boże. To niesłychane. Powinnaś nająć nową pokojówkę. – Nie zrobiła niczego, co wymagałoby podjęcia aż tak drastycznych kroków. A poza tym jest bardzo uprzejma, chociaż czasami nadto zuchwała. – Jesteś odważniejsza niż ja. Na widok tej kobiety trzęsę się jak osika. – Postawił niewielki stolik obok łóżka i umieścił na nim tacę. Potem przyciągnął fotel. – Poprosiłem o miętową herbatę. Wczoraj ci pomogła. – To prawda. Dziękuję. To bardzo miłe z twojej strony. – Zwłaszcza po tak

okropnych

wrażeniach

z

poprzedniego

dnia.

Zamrugała,

by

powstrzymać łzy. Prawdę mówiąc, jedynie ostatnia część podróży była taka okropna. Wcześniej podróżowali w miłej atmosferze, mimo że po drodze zasnęła. Przypomniała sobie, jak solennie obiecywał, że nigdy nie wyrządzi jej krzywdy.

Nie

był

człowiekiem

bez

serca.

Już

to

wiedziała,

bo

w przeciwnym razie nie zaproponowałby jej małżeństwa. Mimo wszystko zaskoczył ją, przychodząc teraz tutaj, by zobaczyć, jak się czuje.

Być może brakowało mu kochanki. Postanowiła zignorować bolesne ukłucie w sercu. Gdyby tak było w istocie, może udałoby się znaleźć sposób, by zastąpić mu metresę w łóżku. Na tę myśl poczuła mocne pulsowanie krwi. Robiła się bezwstydna, a w dodatku to on ponosił za to winę. Ten jego łobuzerski wygląd i ogień płonący w oczach. Opuściła wzrok, by nie domyślił się prawdziwego stanu jej ducha. Ten mężczyzna był stanowczo zbyt przenikliwy. Alistair

podał

jej

filiżankę;

wypiła

łyk

parującego

napoju.

Mąż

przyglądał jej się z napiętą uwagą. Boże, czyżby podejrzewał, że za chwilę znów zacznie wymiotować i zachowywał czujność, by odskoczyć na czas? Albo, co gorsza, pobiec po nocnik? – Czuję się dziś dużo lepiej – powiedziała. – To naprawdę dziwne, że w pewnej chwili dzieje się ze mną coś złego, a godzinę później sytuacja wygląda zupełnie inaczej. – Zawahała się. – A na przykład wczoraj czułam się dużo gorzej niż przedwczoraj. – Gorzej? – Tak mi się wydawało. Nie jestem pewna. – Odmawiasz jedzenia, nic dziwnego, że jest ci potem słabo. Obiecaj, że coś zjesz, jak wypijesz herbatę. – Nie wiem, czy będę w stanie cokolwiek przełknąć. – I czy powinnam, dodała w duchu. – Nalegam. Zaraz przyniosą bulion i kanapki dla mnie. Zobaczymy, jak sobie poradzisz. – Spoważniał. – Jeśli do rana ci się nie polepszy, każę posłać po doktora. Przepełniła ją wielka ulga. Nie wiedziała, jak mogłaby poruszyć ten temat. Wizyty lekarskie były bardzo kosztowne i nie była pewna, czy mąż zechce ponieść ten wydatek. Okazało się, że nie jest podobny do

pierwszego męża, który okropnie utyskiwał, ilekroć przyszło mu za coś zapłacić. Musiała przestać ich porównywać. – Przybierasz władczy ton, mężu. – Ktoś musi się tobą zająć – rzekł dziwnie szorstkim tonem, jakby wypowiedzenie tych słów sprawiało mu kłopot. – Więc równie dobrze mogę to być ja. A jeśli nie on, to kto? Od ośmiu lat, odkąd wyszła z domu, tłumiła w sobie uczucie dojmującej samotności. Gdyby nie była bezpłodna, miałaby teraz dziecko, a może nawet dzieci. Wtedy nie musiałaby się martwić samotnością. Pukanie

do

drzwi

tym

razem

oznaczało

pojawienie

się

dwóch

służących. Jeden z nich wyniósł zestaw do herbaty, drugi podał tacę z kanapkami, ciasteczkami i kubkiem parującego bulionu. Potem zniknęli równie cicho, jak się pojawili. Julia przyłożyła dłoń do brzucha. – Prawdę mówiąc, czuję się trochę głodna. – Ale nie zamówiłaś jedzenia. – Bo do tej pory nie czułam głodu. – Coś podobnego, przybrała ton usprawiedliwienia. – Dziękuję ci za troskę. Pokraśniał,

jakby

jej

podziękowania

sprawiły

mu

przyjemność.

Odstawił talerz z kanapkami, umieścił tacę z kubkiem bulionu na kolanach Julii i podał jej łyżeczkę. – A teraz jedz. – Dziękuję, Wasza Książęca Mość – powiedziała cicho. W jego oczach pojawił się wyraz rozbawienia. – Wiem, do czego pani zmierza. Myśli pani, że dam się zwieść pochlebstwami? – Sięgnął po kanapkę i odgryzł kęs.

Miał śnieżnobiałe zęby, a jego męska twarz była naprawdę piękna, gdy tak miło się uśmiechał. Poczuła mrowienie w dole brzucha na myśl o ich pierwszej nocy. Wtedy też tak się uśmiechał. Zważywszy, w jakim kierunku biegną jej myśli, zyskała pewność, że wraca do zdrowia. Bulion był wyśmienity, doskonale przyprawiony. Wypiła go w okamgnieniu. – Najwyższe wyrazy uznania dla twojej kucharki. – Kucharka była bardzo zaniepokojona twoim brakiem apetytu. Popatrzył na trzy kanapki na talerzu. – Jak myślisz, dałabyś radę zjeść jedną z nich? Z szynką, z wołowiną albo z filetem z drobiu. – Posłał jej chłopięcy uśmiech. – Poproszę tę z kurczakiem. Gdyby miał dzieci, zapewne zachowywałby się wobec nich tak samo jak teraz przy niej. Jej serce wypełniła tęsknota, natychmiast wyparta przez uczucie żalu. Nie mógł się spodziewać, że Julia urodzi mu dzieci. Czy jeśli zyskałby co do tego pewność, zachowałby się tak jak jej pierwszy mąż? Czy też by ją znienawidził? Przełknęła ostatni kęs kanapki. – Zjedz jeszcze jedną – poprosił. – Nie, dziękuję. – Myśl o dzieciach odebrała jej apetyt. – Nie pozwolę, żebyś robiła się coraz szczuplejsza, aż do zniknięcia. – Tak się nie stanie, Wasza Książęca Mość. – Hm. – Zmarszczył czoło. – Powiedziałem Grindle’owi, że spotkasz się ze służbą, kiedy tylko poczujesz się lepiej. Najpierw myślałem, że powinnaś spędzić całe popołudnie w łóżku, ale potem przyszło mi do głowy, że może wolałabyś wybrać się na spacer, odetchnąć świeżym powietrzem. Może wtedy na twoje policzki wróci kolor. – Doskonały pomysł. Marzę o spacerze.

– Bardzo się cieszę. W takim razie poślijmy po twoją pokojówkę. – Myślę, że poradzę sobie sama. – Z pewnością. Zwłaszcza że ci pomogę. Zeszli ze wzgórza w stronę stajni znajdujących się w pewnej odległości od domu. Taki obrazek rodzinnego szczęścia Julia tworzyła w marzeniach jako mała dziewczynka. Przystojny mąż trzyma ją pod ramię. Mają dom na wsi, przypominający ten, w którym mieszkała w dzieciństwie aż do śmierci ojca, kiedy to jej brat przejął majątek i pokierował jej życiem. Nigdy nie wyobrażała sobie jednak, że wyjdzie za księcia. Jej rodzina utraciła większość majątku i wpływów po tym, jak kolejni earlowie okazywali się niegospodarni i trwonili rodzinny majątek, zamiast go pomnażać. Była jednak szlachetnie urodzona, jej rodzina miała stary tytuł, tak więc książę nie popełnił aż tak strasznego mezaliansu, nawet biorąc pod uwagę fakt, że poznali się w skandalicznych okolicznościach. Minęli ceglaną łukowatą bramę i weszli na kwadratowe podwórze wykładane kocimi łbami. Pośrodku znajdowało się duże kamienne koryto zasilane wodą z pompy z kutego żelaza. Obszerne stajnie, ceglane z dachami krytymi strzechą, mogły pomieścić liczne konie. – Boże, ile koni tu trzymasz? – We wschodnim skrzydle – wskazał ręką – stoją powozy. Resztę pomieszczeń zajmują boksy. W tej chwili mamy dziesięć koni. Większość z nich przebywa teraz na pastwisku. Kilka klaczy niedługo się oźrebi. Chciałabyś zobaczyć te konie, które są teraz w stajni? – Marzę o tym. – Kiedy żył mój ojciec, trzymał tu o wiele więcej koni, głównie do polowań. Teraz mamy głównie konie wyścigowe.

Poprowadził ją długim korytarzem wzdłuż ściany z licznymi oknami i trojgiem dwuskrzydłowych drzwi. Po drugiej stronie korytarza wzniesiono boksy i ogrodzone pomieszczenia z oknami pod okapem. W powietrzu unosił się zapach nawozu, koni i siana. Dwa konie wytknęły łby zza bramek, chcąc zobaczyć, kto je odwiedził. – Twoje konie mają dużo szczęścia, że mieszkają w tak nowoczesnym budynku – powiedziała, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów przypominając sobie rodzinny dom. Niskie budynki stajni, w których ojciec, a teraz brat, trzymali konie, miały tylko kilka maleńkich okienek pod sufitem i panował w nich mrok. Nawet w południe w słoneczny dzień trzeba było zabierać tam lampę. – Szczęśliwy koń to zdrowy koń. Nieprawdaż, Thor? – Koń Alistaira trącił właściciela nosem. Alistair wyciągnął marchewkę z kieszeni surduta i podał Thorowi. Potem przeszli bok pustych boksów. – O, tu jest dama, której szukałam. –Kolejny raz miała okazję się przekonać, jak wysoki jest Alistair. Oparł się łokciem o drzwiczki, które sięgały jej podbródka. W środku stała urodziwa siwa klacz. – Witam, Księżniczko – powiedział Alistair. – Chciałabyś wyjść na dwór? – Księżniczka? Tak ma na imię? –

To

jest

jej

imię

i

jej

natura



rozległ

się

męski

głos

z charakterystycznym szkockim akcentem. Właściciel głosu szedł właśnie korytarzem

w

ich

stronę.

Był

nim

urodziwy,

około

trzydziestoletni

mężczyzna o jasnych włosach i niebieskich oczach. Miał na sobie samodziałową marynarkę i spodnie w nieokreślonym odcieniu brązu. Jego szyję zdobiła apaszka w jaskrawoniebieskim kolorze. – Witamy w domu, Wasza Książęca Mość.

– Jaimie, ty łobuzie. Pozwól, że przedstawię cię mojej żonie. Księżno, to jest James McPherson, tutejszy masztalerz. – Wasza Książęca Mość. – Jaimie skłonił się, wykonując jednocześnie płynny gest ręką. – Witam w moim królestwie. Mężczyzna wydał się jakby znajomy, chociaż Julia była pewna, że nigdy wcześniej go nie spotkała. Być może sprawiało to przenikliwe spojrzenie jego niebieskich oczu. – Dziękuję, panie McPherson. – Mów mu po imieniu – rzekł Alistair. – „Jaimiem” nazywają go wszyscy, od zarządcy do pomywaczki. Jaimie wszystkich zniewala swym urokiem. Najwyraźniej jej mąż lubił masztalerza. W jego obecności wyraźnie się rozluźnił. Julia uśmiechnęła się. – Miło mi cię poznać, Jaimie. Jaimie odwzajemnił uśmiech, po czym zwrócił się do Alistaira: – Tak więc... przyjechał tu pan z kolejną letnią wizytą. – Co słychać? Masztalerz zaczął wymieniać imiona kolejnych koni i opowiadać o ich chorobach i potrzebach. Julia ruszyła przed siebie korytarzem, podziwiając czystość panującą w stajni. Jaimie McPherson musiał doskonale znać się na swym fachu. – Bella! – zawołała, gdy klacz wystawił ku niej łeb. – O, widzę, że ją znalazłaś – odezwał się Alistair, stając obok. – Kiedy tu przybyła? – Wysłałem ją tu kilka dni wcześniej. Myślałem, że będziesz chciała jeździć konno. – Posmutniał. – Ale skoro zapadłaś na zdrowiu, to pewnie powóz będzie bezpieczniejszy.

– Nie, nie. Jestem pewna, że te dolegliwości już się nie powtórzą. Marzę o przejażdżce z... na Belli. – Miała ochotę powiedzieć „z tobą”, jednak po pierwszej przejażdżce nigdy już jej nie zachęcił do wspólnej jazdy. Nie chciała wywierać na nim presji, zmuszać do czegoś, na co nie miał ochoty. A już na pewno nie chciałaby usłyszeć, że nie jest mile widziana. – Dobrze. W takim razie wybierzmy się na przejażdżkę jutro rano, o ile uznasz, że pozwala na to twój stan zdrowia. W ciągu najbliższych tygodni muszę odwiedzić wszystkich moich dzierżawców. Będziesz więc miała okazję poznać miejscowych i tutejsze okolice. – Marzę o tym. A jak się już tu zadomowimy, powinniśmy złożyć wizytę markizowi i jego żonie. – Wyślę do nich list. Zapytam, kiedy chcieliby nas u siebie gościć. Uśmiechnęła się do męża, a on odpowiedział jej tym samym. Kim był ten

czarujący

mężczyzna?

I

co

miał

wspólnego

z

niebezpiecznym,

rozwiązłym księciem? Następnego ranka Alistair, stojąc przy kredensie, nakładał na talerz jajecznicę i plastry bekonu. Przez cały czas nasłuchiwał, czy aby nadchodzi jego żona, która obiecała zjeść śniadanie razem z nim. Zaproponował, żeby zaraz po kolacji udała się na spoczynek i potem żałował, że posłuchała jego rady, zostawiając go samego. Pomyślał o nieprzespanej, niespokojnej nocy. Zawarli małżeństwo z rozsądku. Nawet gdyby Julia nie była chora, nie powinien odwiedzać jej w łóżku. Nie wolno mu było tego zrobić pod żadnym pozorem. Odwrócił się w stronę drzwi, gdy przestąpiła próg. Chorobliwa bladość jej skóry ustąpiła, a jej policzki barwił delikatny rumieniec. Była ubrana w strój do konnej jazdy, który miała już na sobie

w Hyde Parku. Poczuł ogromną ulgę, widząc, że żona wygląda... po prostu zdrowo. Niestety, zdążył też zauważyć, że prezentuje się niezwykle atrakcyjnie, a to zwiastowało same kłopoty. – Dzień dobry, Wasza Książęca Mość – powiedział, stawiając talerz na stole. – Mamy piękny dzień na przejażdżkę. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Poczuł ucisk w żołądku. To na pewno z głodu. Wstał bardzo wcześnie, jeszcze o świcie, i to nie tylko dlatego,

że

źle

spał.

Pod

nieobecność

Lewisa

musiał

zająć

się

korespondencją, a nie tylko najważniejszymi sprawami. Potem spotkał się z Jaimiem i wydał mu polecenia na cały dzień. Należałoby raczej powiedzieć, że przyjął plan Jaimiego. Próby nakazania masztalerzowi czegokolwiek byłyby równie skuteczne, jak zarządzanie przypływami i odpływami morza. Nabrał porcję jajecznicy na widelec. – Bardzo się cieszę na myśl, że poznam Sackfield – powiedziała, przyglądając się potrawom na tacach, – Polecam jajecznicę i bekon, jeśli nie obciążą zbytnio twego żołądka. Pochodzą z naszej farmy. – Dziękuję. Ukradkiem zerkał, jak Julia nakłada na talerz małe porcje poleconych przez niego potraw. Wzięła jeszcze kilka truskawek i grzankę. Taka porcja jedzenia byłaby może wystarczająca dla małego ptaszka, ale na pewno nie dla niej. Nic dziwnego, że była taka szczuplutka. Miał ochotę zachęcić ją do sięgnięcia po coś więcej, nie chciał jednak, by w jej oczach pojawił się wyraz czujności i nieufności. Posłała mu zaciekawione spojrzenie, a jej policzki zabarwił uroczy rumieniec. Zaczerwieniła się, a on wpatrywał się w nią jak zakochany uczniak.

Albo jak świeżo upieczony mąż. Zmusił się do przejrzenia gazety i zajął się lekturą artykułu na temat wyższości obornika świńskiego nad bydlęcym. To powinno ostudzić rozpalone zmysły. Mimo wszystko nie mógł zapomnieć o obecności Julii. Siedziała tak blisko, że w każdej chwili mógł jej dotknąć, pogładzić po dłoni. Złożył gazetę i wskazał imbryczek. – Mogę nalać ci herbaty? – Dziękuję. Napełnił filiżankę, a potem patrzył, jak Julia dodaje do napoju śmietanki i odrobinę cukru. Upiła łyk i westchnęła. Uniósł brwi. – Coś jest nie tak? – Och, nie. A dlaczego pytasz? – Bo westchnęłaś. – Naprawdę? W takim razie było to westchnienie rozkoszy. Robins nalega, żebym piła rano czekoladę, a ja nie mam na to ochoty. – W takim razie jej odmów. Ściągnęła wargi, lecz w jej oczach pojawił się błysk rozbawienia. – Mówiłam jej już o tym. Upiera się, żebym żyła zgodnie z wymogami mody. Najwyraźniej jedynie starsze panie i wdowy piją rano herbatę. Obawiam się, że ją rozczarowałam. – Robins zachowuje się jak twoja guwernantka, nie jak pokojówka. – W dodatku jest niezwykle oddaną i opiekuńczą guwernantką. – Decyzja w jej sprawie należy do ciebie. – Tak. Wiem. – Uśmiechnęła się porozumiewawczo. – Dziś rano wylałam czekoladę z okna na klomb z kwiatami.

– To nie jest dobre rozwiązanie – ocenił.– Jesteś pewna, że masz siły na poranną przejażdżkę? – spytał. – Tak. – Zamyśliła się. – Nie wiem, co mi się stało podczas tej podróży. Ujął jej delikatną dłoń. – To choroba lokomocyjna. Może przytrafić się każdemu. Z zadowoleniem stwierdził, że nie cofnęła ręki. Uniósł ją do warg i dopiero potem niechętnie ją puścił. Julia była jego żoną, nie kochanką. – Będziemy ostrożni. Dzisiaj mam w planie tylko jedną wizytę. – Pamiętałeś o wysłaniu wiadomości Beauworthowi? Nie powinniśmy zwlekać z odpowiedzią na jego zaproszenie. – Tak jak obiecałem, natychmiast powiadomię cię o jego odpowiedzi. – Z niepokojem spojrzał na jej talerz. Znów ledwie skubnęła jedzenie. Czyżby źle się czuła i bała się mu o tym powiedzieć? – Jaimie twierdzi, że później w ciągu dnia zacznie padać. – A prognozy Jaimiego zawsze się sprawdzają? – W połowie. – Dobrze wiedzieć. – Zjedz coś. Przez chwilę wydawało mu się, że spełni jego prośbę, a raczej rozkaz. Najwyraźniej jednak jego żona nie znosiła rozkazów. On sam rzadko je wydawał,

zwłaszcza

kobietom.

Wolał

osiągać

cele

za

pomocą

subtelniejszych środków. Teraz jednak nie mógł patrzeć, jak odsuwa na bok jedzenie, mimo że w ciągu minionych dwóch dni prawie nic nie jadła. Posłał jej kojący, przepraszający uśmiech. Ku jego uldze powróciła do jedzenia, a kiedy udawał, że czyta gazetę, dokończyła śniadanie, zostawiając pusty talerz.

Wstał i pomógł jej uporać się z krzesłem, rozkoszując się otaczającym ją delikatnym zapachem jaśminu. -Jesteś gotowa? – Nie mam kapelusza i rękawiczek. – Zaczekam na dworze. Przystanął w holu, patrząc, jak Julia wstępuje na schody, kołysząc biodrami. Zauważył, że Grindle przygląda mu się z wyrozumiałym uśmiechem na twarzy. – Coś się stało, Grindle? Mężczyzna zaczerwienił się. – Nie, Wasza Książęca Mość. Zdziwiony zakłopotaniem lokaja, Alistair wyszedł z domu. Przed drzwiami stał Jaimie, trzymając wodze Belli i Thora. Na prośbę Alistaira Thor miał koc przytroczony z tyłu siodła. Poprosił o ten koc ze względu na żonę. Jamie dotknął czapki i spojrzał w stronę drzwi, jakby czekając na pojawienie się w nich Julii. Alistair zmrużył oczy. Jego żona szybko pozyskała sympatię służby, podobnie jak w Londynie. Na chwilę ogarnęło go

poczucie

dumy.

Uleganie

podobnym

słabościom

mogło

jednak

doprowadzić go do zguby. – Jak się miewa Bella? – zapytał. – Dobrze. Zdążyła odpocząć po podróży. - To dobrze. Jej Książęca Mość to wytrawna amazonka, ale nie zna terenu. – Bella będzie trzymała się blisko Thora. Podeszła do nich Julia. Uśmiechnęła się do masztalerza. – Dzień dobry, Jaimie.

Odpowiedział zuchwałym uśmiechem. – Wasza Książęca Mość. Alistair pomógł żonie dosiąść Belli, podał jej wodze i wskoczył na Thora. – Dokąd jedziemy? – zapytała Julia, gdy kłusowali podjazdem. – Najpierw na farmę, bo przyszły tam na świat liczne młode, a potem chciałbym ci pokazać jedną z tutejszych wiosek i park.

ROZDZIAŁ SZÓSTY Farma była oddalona o milę od domu. Prowadziła do niej wąska droga. Przy bramie powitał ich mężczyzna w średnim wieku o rumianej twarzy i siwo-brązowych kręconych włosach. – Wasza Książęca Mość – powiedział Alistair – to jest John Bestmore. On i jego żona zarządzają domową farmą. Pan Bestmore skłonił się i otworzył bramę. – Witam na farmie, Wasza Książęca Mość. Julia pochyliła głowę. – Dziękuję. Gdy minęli bramę, książę zsiadł z konia. – Wszystko w porządku, John? –

Tak,

Wasza

Książęca

Mość.



Ruszyli

naprzód

podjazdem

prowadzącym do domu z cegły i kilku budynków gospodarczych na szczycie wzgórza. –

Tak

jak

pisałem

w

zeszłym

miesiącu,

jagnienie

się

poszło

wyśmienicie. Pszenica powinna pięknie obrodzić, jeśli utrzyma się dobra pogoda, a Queenie przeszła samą siebie. – Ile? – spytał Alistair. – Dwanaście, Wasza Książęca Mość, wszystkie zdrowe. – Dwanaście... jakich zwierząt? – zapytała Julia. – Prosiaki, Wasza Książęca Mość – odpowiedział Bestmore. – Nasza Queenie to zdobywczyni wielu nagród. Najlepsze mioty przez kolejne trzy

lata. Chciałaby pani je zobaczyć? Alistair ostrzegawczo uniósł brwi. – W chlewie panuje specyficzny zapach... – Bardzo chętnie zobaczę prosięta. Chlew okazał się wzniesionym z cegły budynkiem z dachówkami i sporą zagrodą. Charakterystyczny zapach nie wydał się Julii niemiły. Alistair pomógł jej zsiąść i poprowadził ją do wnętrza. Ogromna maciora leżała na boku na posadzce wyścielonej słomą, otoczona prosiętami. Niektóre z nich ssały ją, inne smacznie spały. Queenie otworzyła oko, chrząknęła i znów je zamknęła. – Są słodkie – oceniła Julia. – Mają cudne ryjki i kręcone ogonki. – Wyglądają bardzo zdrowo, John – powiedział Alistair, przyglądając się maciorze i prosiętom. – Wiem, że wielka w tym zasługa pani Bestmore. Queenie ma u niej specjalne względy i zawsze może liczyć na smakowite kąski ze stołu... Proszę serdecznie podziękować żonie. – Zrobię to, Wasza Książęca Mość. Z pewnością wyszłaby na spotkanie Jej Książęcej Mości, ale kilka dni temu pojechała do naszej córki. – Jej Książęca Mość bardzo żałuje, że nie miała okazji poznać pańskiej żony. Po powrocie Lewisa będziemy musieli się spotkać i wspólnie przejrzeć rachunki. – Alistair spojrzał na Julię. – Masz ochotę zwiedzić wioskę?

Powiedziałem

Grindle’owi,

że

odbierzemy

pocztę.

Możemy

pojechać okrężną drogą; dzięki temu lepiej poznasz park. Troszczył się o jej zdrowie, nie zadając przy tym krępujących pytań. Był wobec niej uprzejmy. Tutaj, na wsi, wydawał się zupełnie inny niż cyniczny bywalec salonów, jakiego znała z Londynu. Tego dnia traktował ją wręcz jak równą sobie. –

Mam

wielką

przejeżdżaliśmy.

ochotę

na

poznanie

wioski.

Wczoraj

tędy

nie

– Nie. Boxted leży przy drodze dla dyliżansów i nie musieliśmy zapuszczać się tak daleko. – Pomógł jej wsiąść na Bellę, a potem zamienił jeszcze kilka zdań z panem Bestmore’em i wskoczył na Thora. Minęli farmę i po kwadransie jazdy znaleźli się w wiosce z trójkątnym kawałkiem trawnika, którego jeden bok stanowiła szeroka brukowana droga. Nad okolicą dominował zajazd z szyldem przedstawiającym snop pszenicy. W pobliżu znajdowały się kuźnia, piekarnia i sklep z pasmanterią. Alistair zostawił Julię z Thorem i wszedł do tego ostatniego budynku. Po chwili wyszedł stamtąd, trzymając w ręku plik listów, które włożył do torby przy siodle. Popatrzył na Julię, jakby oceniając stan jej zdrowia. – Dobrze się czujesz? – Nigdy nie czułam się lepiej. – To doskonale. Chciałbym pokazać ci sady. Nasze owoce należą do najlepszych w hrabstwie. Przez pewien czas jechali drogą pocztową, po czym skręcili w ścieżkę wijącą się wśród schludnie przystrzyżonych żywopłotów. – Czy twoje ziemie znajdują się po obu stronach? – zapytała. – Nie. To są tereny Beauwortha. – Więc wasze majątki przylegają do siebie. – Tak, ale tylko tutaj, tam dalej znajdują się tereny ogólnie dostępne. – Więc zwiedzimy sad. – Taki mamy zamiar – mruknął. – Cieszę się. Minęli pola i dotarli do sadu. Alistair zeskoczył z konia i otworzył furtkę w żywopłocie. Gdy znaleźli się po jej drugiej stronie, zamknął ją za sobą. Jak sięgnąć wzrokiem, rozciągały się przed nimi rzędy drzew. To

byłoby wspaniałe miejsce do zabawy dla dzieci. Oczywiście postanowiła nie poruszać tego tematu. – To musi być piękny widok, kiedy przychodzi pora kwitnienia. – Tak. I ten wspaniały zapach... – Co robicie z taką ilością jabłek? – Uśmiechnęła się. – Przecież nie dacie rady ich wszystkich zjeść. –

Wytwarzamy

jeden

z

najlepszych

cydrów

w

kraju



odparł

z odcieniem dumy w głosie. – Nie możemy narzekać na brak pracowników. Walą tu drzwiami i oknami, bo sława naszego cydru sięga daleko. – To przekupstwo, sir. – Nazwałbym to raczej dobrym zarządzaniem. - Te drzewa nie są takie same jak tamte z tyłu. Mają inną korę, inny kształt korony, a jabłka rosną niżej. – Te pierwsze to odmiana nonpareil. Dalej rosną golden harveys, a tutaj lemon pippins. Mamy też grusze i morele przy południowym murze. Konie szły ścieżką pomiędzy żywopłotem a drzewami. W pewnej chwili Alistair zatrzymał Thora i zeskoczył na ziemię. – Chciałbym ci coś pokazać – powiedział zmysłowym szeptem, który brzmiał w jej uszach jak pieszczota. Bez wahania zarzuciła mu ręce na szyję, gdy tylko stanął obok Belli. Ich spojrzenia się spotkały. Alistair chwycił ją w pasie i delikatnie przesunął dłonie niżej. Gdy postawił ją na ziemi, oblało ją gorąco. Dobrze wiedział, co robi. Próbował z nią flirtować. Rozwiązły książę pragnął jej się teraz zaprezentować na tle wiejskiego krajobrazu. A jej ciało cudownie ożyło pod wpływem jego dotyku. Poczuła pożądanie, lecz jednocześnie ogarnął ją niepokój. Alistair nie zachował się tak ani razu od dnia ich ślubu.

Ta myśl sprawiła jej ból, więc szybko ją odegnała. Alistair wybawił ją z nie lada opresji. Uratował ją, proponując małżeństwo. Nie miała prawa wymagać od niego niczego więcej. – Wszystko w porządku? – zapytał. – Tak – wysapała. Obdarzył ją leniwym, zmysłowym uśmiechem. Cofnął się i przywiązał konie do nisko zwisającej gałęzi najbliższego drzewa, a potem odpiął pasy podtrzymujące zrolowany koc. Mocno chwycił Julię za rękę i poprowadził ją w głąb sadu. Co chwila musieli się pochylać pod nisko wiszącymi gałęziami. W końcu dotarli pod potężne drzewo o sękatym pniu i powykręcanych gałęziach. – To jest najstarsze drzewo w sadzie – powiedział. – Sądzimy, że ma ponad sto pięćdziesiąt lat. Z korony roztacza się wspaniały widok na okolicę. – Proponujesz, żebyśmy tam weszli? – To wcale nie jest trudne. Podobno moja mama wspinała się na to drzewo. – W jego głosie znów pobrzmiewał ów dziwny, miękki ton. Ani śladu chłodu, do którego zdążył ją przyzwyczaić. Dzielił się z nią teraz wspomnieniami, które były dla niego ważne. Jeśli chciała go lepiej poznać, musiała skorzystać z okazji, mimo że nie miała na sobie stroju odpowiedniego do wspinania się na drzewa. – Musisz mi tylko obiecać, że mnie złapiesz, jeśli zacznę spadać. – Nie pozwolę ci na żaden upadek. – Chyba będę potrzebowała drabiny, żeby wspiąć się na pierwszą gałąź. – Oceniła, że dalsza wspinaczka nie powinna nastręczyć jej trudności. – Podsadzę cię.

Zaraz po tych słowach chwycił ją w pasie i podsadził na gałąź. Potem zarzucił tam koc, podciągnął się bez wysiłku i wstał. Trzymając się wyżej rosnącej gałęzi, pomógł Julii się podnieść. Znajdowała się teraz kilka stóp nad ziemią. Dostrzegła niewidoczną z dołu wąską platformę w rozwidleniu gałęzi. – Domek na drzewie? – Skądże – odpowiedział. – Przecież od razu widać, że to forteca. Albo statek piracki. Albo zamek. – Ale nie dom. – Nie dla obecnego pokolenia. – Przez twarz przemknął mu cień. Czyżby smutku? – Bawiłeś się tu z bratem. – Tak. A przed nami bawił przychodził tu nasz ojciec. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Twierdził, że zostałem poczęty na tym drzewie. Zaskoczona, zakołysała się niebezpiecznie. Natychmiast wzmocnił uścisk swej dłoni na jej ramieniu. – W takim razie spokojnie mogą na niej przebywać dwie osoby. Jak się tam dostaniemy? – Pójdę pierwszy i cię tam wciągnę. Chwyciła się pnia, zaś Alistair sięgnął po koc i wspiął się na platformę. Sprawdził wytrzymałość desek, skacząc po nich. – Wydają się stabilne. – Podał rękę Julii. Zastosowała się do jego rad, gdzie ma postawić stopę i wkrótce siedziała już na deskach, wyścielonych wcześniej kocem przez Alistaira, opierała się o pień i machała nogami. Zorientowała się, że okoliczne gałęzie zostały wycięte. Najstarsze drzewo w sadzie rosło w najwyższym jego punkcie i umożliwiało podziwianie okolicy. Nad koronami drzew, w oddali, widać było Sackfield Hall otoczony parkiem.

– Jaki wspaniały widok. – Wiem. – Usiadł obok Julii. – Czy w tym parku są jelenie? – Nie. – Odchylił się do tyłu. – W księstwie są inne posiadłości z dziką zwierzyną. – To ile masz tych posiadłości? –

Sześć,

nie

licząc

domów

w

Londynie,

w

Edynburgu

i w Manchesterze. Wynajmuję je, z wyjątkiem tego w Richmond. – Twoja gospodyni w Richmond powiedziała mi, że raz w roku odwiedzasz każdą ze swych posiadłości. –

Tak.

Wprawdzie

otrzymuję

regularne

sprawozdania

od

moich

zarządców, ale lubię czasem sam się o wszystkim przekonać. – Widzę, że książę ma wiele obowiązków. – Wiedziała, że Alistair spędza wiele godzin w gabinecie. Zastanawiała się, jak to możliwe, że pozostaje mu czas na szarganie i tak złej reputacji. – To mi daje satysfakcję. Kiedy odziedziczyłem księstwo, zastałem niezły bałagan. Na szczęście moi pracownicy pomogli mi się ze wszystkim uporać. Tacy ludzie to prawdziwy skarb. Miała ochotę zaproponować mu pomoc, jednak trzymał ją na dystans i przypuszczała, że nie życzy sobie, by wtrącała się do jego pracy. – Skoro mówimy o pracownikach, to kiedy wróci pan Lewis? Przecież toniesz w papierach. – Spodziewam się go jutro. Zapadła między nimi cisza i słychać było tylko śpiew ptaków i szelest liści muskanych lekkim wiatrem. Nadleciał z bzyczeniem jakiś trzmiel, okrążył ich i uznał, że nie są warci jego zainteresowania. Głęboko wciągnęła w nozdrza zapach świeżo skoszonej trawy.

– Uwielbiam wieś. – Ja też. Wiesz, nie podoba mi się ten kapelusz. Może moglibyśmy na chwilę z niego zrezygnować? Zakrywa twoją śliczną twarzyczkę, a pióra łaskoczą mnie w nos. Uważał, że jest śliczna. Zrobiło jej się lekko na duszy. Na szczęście udało jej się powstrzymać chichot. – Tak to już jest z piórami – odpowiedziała, siląc się na opanowanie. – Dobrze. Jest tu tyle cienia, że mogę zdjąć kapelusz. – Pozwól, że ja to zrobię. Rozwiązał wstążki pod brodą, wyciągnął szpilkę i zdjął kapelusz z głowy Julii. Potem pocałował ją w policzek i upuścił kapelusz na ziemię. – Wasza Książęca Mość – zawołała. Pochyliła się i zobaczyła swój kapelusz leżący w trawie. – Nie wolno tak traktować kosztownych kapeluszy. Pogładził ją kostkami dłoni po policzku. Ta delikatna pieszczota przyprawiła ją o dreszcz. – Czy możesz zwracać się do mnie „Alistair”, kiedy jesteśmy sami? „Wasza Książęca Mość” brzmi bardzo oficjalnie. Oto pojawiło się kolejne małe pęknięcie w jego zbroi. Ogarnęła ją radość, lecz postanowiła zachować ostrożność. – Dobrze, o ile będziesz mówił do mnie: „Julio”. – Będę – zgodził się z ochotą. Opuścił wzrok i zatoczył dłonią kółko na jej ramieniu, przypominając jej pierwsze spotkanie, kiedy to wypisywał na jej ciele różne słowa palcem umoczonym w czerwonym winie. Poczuła miłe pulsowanie w dole brzucha. Czyżby wspominał te chwile równie często, jak ona?

– Jestem prawdziwym szczęściarzem – powiedział. – Nieczęsto zdarza się trafić na pięknego egzotycznego ptaka w zwyczajnym angielskim sadzie. Nie słyszała dotąd podobnych komplementów, dlatego nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć. – Ten ptak nie umie fruwać. - Nie pozwolę, żeby spadł. Zaufaj mi. Ufała mu, lecz trudno jej się było odprężyć, gdy platforma, na której siedzieli, przez cały czas lekko się kołysała. Pochylił się ku niej i ją pocałował, a właściwie delikatnie musnął jej wargi swoimi. To było wspaniałe, krzepiące. Po chwili pocałunek stał się gwałtowniejszy, znaczony niecierpliwością. Wędrował wargami po jej twarzy, aż dotarł do ucha. Z trudem przełknęła ślinę. – Myślę, że to nie jest dobry pomysł. Posadził ją sobie na kolanach, zwrócił jej twarz ku sobie i zaczął ją całować do utraty tchu. Potem uniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. – O tym właśnie mówiłaś, najsłodsza? – Alistair… Powrócił do pocałunków. Chwyciła go za ramiona i mocno przycisnęła nabrzmiałe piersi do jego torsu. Chociaż kochali się tylko jeden, jedyny raz, bardzo brakowało jej jego dotyku. Gładziła go po ramionach, po plecach, a potem wsunęła palce w jego jedwabiste włosy. Wciąż jednak nie mogła pozbyć się uczucia niepokoju. Dlaczego całował ją tak namiętnie po tylu dniach traktowania jej, jakby był

powietrzem? Z jakiego powodu zebrało mu się na amory akurat na drzewie? Kiedy rano wyjeżdżali z domu, chciał jedynie pokazać Julii posiadłość i zyskać odrobinę jej zaufania. Przez chwilę myślał o pokazaniu jej kryjówki na drzewie, mając nadzieję, że zaciekawią ją jego chłopięce zabawy. Spodziewał się jednak, że deski będą już przegniłe albo złamane. Nie przypuszczał, że dojdzie do pocałunków, że poczuje na twarzy jej oddech, a na torsie dotyk jej jędrnych piersi. Przerwał pocałunek i z wysiłkiem zmusił się do opanowania. - Spokojnie – powiedział. Pisnęła, zawiedziona, a on westchnął z rezygnacją. – Jeśli dalej będziemy tak się całować, to za chwilę się przekonamy, czy mamy skrzydła. – Uważasz, że spadniemy. – Jesteś bezpieczna. – Wiem. – Przytuliła się policzkiem do jego torsu. – Nie chcę jednak ryzykować złamania nogi albo ręki dla wątpliwej przyjemności całowania się na powietrzu. – Wątpliwej?! – Chodzi mi o niewygodną pozycję. – I o wysokość. – Też. Już spokojniejszy, pochylił głowę i lekko pocałował Julię w usta. Pogłębiła pocałunek i natychmiast znów ogarnęło go pożądanie. Od dawna nie miał tak wielkich problemów z opanowywaniem swych żądz. Może gdyby przestał myśleć o Julii okrytej jedynie rubinami Dunstanów...

Gdyby wciąż nie miał przed oczami jej wspaniałego ciała, nie słyszał jej westchnień ani jęków... Uniósł ją tak, że usiadła mu na kolanach, zwrócona do niego plecami. – Słyszysz tego skowronka? Przechyliła głowę. Była teraz tak blisko niego... Oparł się pokusie. Są przecież małżeństwem. Nie muszą ocierać sobie kolan i ryzykować, że drzazgi wbiją się im w intymne miejsca. W ogóle nie muszą nic robić w tym małżeństwie, które ma pozostać nieskonsumowane. – Słyszę. – Zapatrzyła się w niebo. – Ale go nie widzę. – Ja też nie Przeleciał obok nich biały motyl. – Nie pasuje do kalejdoskopu – wymruczał do jej ucha. – Nie. – Powiedz mi coś o swoim pierwszym mężu. – Natychmiast pożałował swych słów, czując, że znieruchomiała. Zepsuł miłe chwile, rozmowę przyjaciół lekko zabarwioną erotyzmem. – Zapłacił mojemu bratu ogromną sumę pieniędzy za możliwość ożenienia się ze mną. Szybko uznał, że zrobił kiepski interes, co nieustannie mi wypominał. A to zapewne było najlżejsze z jego przewinień. Alistair czuł, jak wzbiera w nim gniew. – Przepraszam – powiedział, mając nadzieję, że jego głos nie jest przepełniony złością. – Jeśli nie masz nic przeciwko temu, wolałabym już nigdy o nim nie mówić. – W takim razie wybacz, że w ogóle o niego zapytałem. – Pocałował ją w skroń, potem w policzek i w zagłębienie szyi.

– Wybaczone. Uznał,

że

jest

cudownie

wspaniałomyślna.

Nie

zasługiwał

na

przebaczenie ani na jej pocałunki. – Powinniśmy już iść – powiedział, czując, że za chwilę przestanie się kontrolować. – Konie pomyślą, że je porzuciliśmy. – Powoli wstał. – Podaj mi rękę, a ja ci pomogę zejść. – Dziękuję, że mnie tu przyprowadziłeś. Wiem, że to miejsce ma dla ciebie szczególne znaczenie. Tak, postąpił słusznie, przyprowadzając ją tutaj. Okazała mu zaufanie i pozwoliła się pocałować. Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że on również powinien okazać jej zaufanie, mimo że domyślał się, jak mogłaby zareagować, gdyby poznała jego przeszłość i niecne postępki. Nienawidził się za to, co zrobił, i nie spodziewał się wyrozumiałości ani przebaczenia. Julia stanęła na ziemi. Co dziwne, po raz pierwszy od dawna nie czuła niepokoju. – Jedziemy prosto do domu? – zapytała, gdy znaleźli się na ścieżce. Alistair patrzył przed siebie, na dwóch jeźdźców zbliżających się z przeciwnej strony. Mężczyzna i chłopiec na bułanym kucyku. Zaklął pod nosem, gdy ci dwaj wyraźnie zwolnili tempo. Julia odniosła wrażenie, że gdyby tylko Alistair mógł uniknąć spotkania z tymi mężczyznami, przedrzeć się przez jakąś dziurę na drugą stronę żywopłotu, natychmiast skorzystałby z okazji. Drugi mężczyzna także sprawiał wrażenie zakłopotanego. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że lada chwila zawróci konia i się oddali. Dobre maniery wzięły jednak górę nad instynktem i obaj panowie się zatrzymali. – Książę – odezwał się sztywno nieznajomy.

Twarz Alistaira nie wyrażała żadnych emocji. Powoli stanął pomiędzy żoną a jeźdźcami. – Julio, pozwól, że ci przedstawię mojego przyrodniego brata, lorda Luke’a Crawforda – oznajmił lodowatym tonem. – Luke, to jest moja żona. A więc miała przed sobą przyrodniego brata Alistaira oraz dziedzica, o którym już jej wspomniał. Syna znienawidzonej macochy Alistaira. Przyrodni bracia nie byli do siebie podobni. Lord Luke był ciemnowłosy, drobniejszej budowy, miał ciemne, głęboko osadzone oczy i wystające kości policzkowe w wychudłej twarzy. Jeśli kiedykolwiek pomyślała, że jej mąż ma surowy wygląd, to jego brat był wręcz ponury i mroczny. Na jego obliczu nie można było dostrzec ani cienia radości. Lord Luke sprawiał wrażenie równie niezadowolonego ze spotkania, jak jej mąż. Był kolejnym członkiem rodziny, który nie został zaproszony na ślub. „Żyjemy w separacji”, wyjaśnił jej wtedy Alistair. Przyrodni brat zdobył się jednak na cień uśmiechu. – Miło mi w końcu poznać Waszą Książęcą Mość. – I wzajemnie. – Wyciągnęła rękę, a Luke pochylił się i delikatnie dotknął jej palców. Wskazał

towarzyszącego

mu

chłopca,

na

oko

ośmio–

albo

dziewięcioletniego. Chłopak miał jasne włosy. – Chciałbym przedstawić mojego starszego syna, Jeffreya. Niestety, jego brat nie mógł się dziś z nami wybrać na przejażdżkę. Chłopiec uśmiechnął się nieśmiało. – Dzień dobry, Wasze Książęce Mości. – Skłonił się, najwyraźniej nauczony dobrych manier. Alistair patrzył na chłopca takim wzrokiem, jakby miał ochotę go pożreć. Mięśnie drgały mu w twarzy.

– Jak się masz, Jeffrey? – Spojrzał na brata, a potem znów na chłopca. – Bardzo urósł, odkąd ostatnio go widziałem. – Papa mówi, że będę tak wysoki jak on – oznajmił Jeffrey. Alistair sposępniał. – Niedługo będziesz już za duży na tego kucyka. – Na razie jest odpowiedni – stwierdził sucho lord Luke. – Jeffrey bardzo lubi Hultaja. Jego słowa stanowiły ostrzeżenie, by się nie wtrącać. Zapanowało milczenie. Lord Luke szybko otaksował wzrokiem Julię, a w jego oczach pojawił się błysk rozbawienia. – Pokazywałeś żonie sad, Wasza Książęca Mość? Alistair zgromił brata spojrzeniem. – A jeśli tak, to co? Lord Luke spojrzał domyślnie na brata, po czym przeniósł wzrok na Julię. – W dzieciństwie to było nasze ulubione miejsce do zabawy. Psociliśmy tu co niemiara. Czy mój brat pokazał pani widok z góry, Wasza Książęca Mość? Julia poczuła, że się czerwieni, jakby na platformie zdarzyło się coś więcej niż tylko pocałunki. Nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że lord Luke nie chce być nieuprzejmy, a jedynie zebrało mu się na żarty. Jednakże

Alistair

był

wyraźnie

niezadowolony

z

delikatnych

prowokacji brata. Trudno było się nie domyślić, że za nim nie przepada. – Mówisz o forcie, papo? – spytał Jeffrey, wyraźnie zaintrygowany i pełen nadziei. Ojciec popatrzył na niego wzrokiem wyrażającym poczucie winy.

– Wątpię, czy po latach cokolwiek z niego zostało. – Co cię przywiodło w te strony, Luke? – zapytał Alistair. – Myślałem, że jesteś w Yorkshire. Lord Luke zawahał się, po czym rozłożył ramiona. – Mój chlebodawca zmarł. Nowy właściciel majątku nie zamierza korzystać z moich usług. Beauworth postanowił mnie zatrudnić. – Teraz? – Alistair, to nie twój interes, gdzie... – Masz rację, to nie moja sprawa – odparł Alistair pozornie obojętnym tonem, patrząc jednak nie na brata, a na swego bratanka. – Skoro już jesteś w okolicy, mógłbyś przyjechać do nas, żeby Jeffrey mógł obejrzeć stajnie i wybrać konia. Mam kilka spokojnych wierzchowców. W oczach malca natychmiast rozbłysły iskierki chłopięcej nadziei. Brat zgromił Alistaira wzrokiem. Julia zastanawiała się, jak mogłaby zmniejszyć to nieznośne napięcie. Być może w końcu udałoby jej się zrobić coś dla męża. Spróbuje zapobiec rozpadowi rodziny, a przynajmniej doprowadzi do nawiązania lepszych, cieplejszych stosunków między braćmi. Alistair nie czułby się wtedy tak samotny. – Byłoby nam bardzo miło, gdyby pan i żona przyjechali do nas któregoś popołudnia na herbatę. Mogliby państwo wziąć ze sobą synów... Jeffrey zbladł i popatrzył na ojca, który siedział ze skamieniałą twarzą. – Jestem wdowcem, Wasza Książęca Mość. Alistair nie uważał za stosowne jej o tym powiedzieć. Miała ochotę na niego wrzasnąć albo natychmiast uciec. – Bardzo mi przykro. Nie wiedziałam. – Wyprostowała się w siodle. – Zaproszenie na herbatę pozostaje aktualne.

Lord Luke spojrzał na brata i uśmiechnął się krzywo. Alistair skłonił się. – Daj znać mojemu sekretarzowi, kiedy twoje obowiązki względem Beauwortha ci na to pozwolą i ustalimy termin. Julia miała ochotę smagnąć męża batem za chłodny ton wypowiedzi. Mogła się jednak tylko uśmiechnąć. Lord Luke podjechał do brata i zniżył głos do szeptu. Najwyraźniej to, co miał do powiedzenia, było przeznaczone jedynie dla uszu Alistaira. Julia uśmiechnęła się do Jeffreya. – Wybrałeś piękny dzień na przejażdżkę z papą. Chłopiec poklepał szyję konika. – Konie musiały trochę się poruszać, a papa chciał sprawdzić rów melioracyjny. – Z pewnością wejście na drzewo i odkrycie „fortu” było dla chłopca znacznie ciekawsze. Mimo wszystko Julia podziwiała Luke’a, że zdecydował się wziąć z sobą syna. Chłopcy potrzebowali chwil z ojcem. Jej brat, niestety, nigdy nie mógł na to liczyć. – Dziękuję za ostrzeżenie – powiedział Alistair, gdy brat skończył szeptać mu do ucha. Julia postanowiła zignorować ten rażący brak manier. Bracia wymienili porozumiewawcze spojrzenia, pozbawione jednak choćby odrobiny ciepła. Doskonale to rozumiała. Jej stosunki z braćmi też były dalekie od ideału. Lord Luke dotknął pejczem kapelusza. – Życzę miłego dnia. Obowiązki wzywają. Jedziemy, Jeffrey. – Ścisnął piętami swego wierzchowca i oddalił się kłusem. Chłopiec ukłonił się i ruszył za ojcem. Alistair odprowadził ich wzrokiem, po czym zawrócił Thora w stronę Sackfield.

Julia zaczekała, aż wjadą na ścieżkę prowadzącą do domu, a zaraz potem zapytała: – Czy masz jeszcze jakieś rodzeństwo? – Nie. To mój jedyny brat. – Nie lubisz go? – Mój brat ma wszelkie prawo do tego, by mnie nienawidzić. Co tak wzburzyło jej męża? Co powiedział mu Luke? Nie powinna o nic pytać, dlatego uniosła wzrok ku niebu i zmieniła temat: – Oj, coś mi się wydaje, że tym razem Jaimie mylił się co do pogody. Zerknął na nią z ukosa. Miała wrażenie, że odrobinę się odprężył. – Na to wygląda.

ROZDZIAŁ SIÓDMY Po obiedzie Alistair zaproponował, że wypije z żoną herbatę w salonie. Otoczeni służącymi od chwili powrotu z przejażdżki, nie mieli okazji porozmawiać na temat poruszony przez jego brata. Uznał, że nie powinien zlekceważyć słów Luke’a i pragnął poradzić się Julii. Nalała sobie herbaty, a on sączył porto. Ku swemu zaskoczeniu stwierdził, że bardzo lubi przyglądać się swojej żonie nawet w chwilach, gdy wykonywała najprostsze czynności. Po tym, co zaszło w sadzie, zadawał sobie pytanie, jak długo jeszcze uda mu się odmawiać sobie cielesnych uciech. Czy ta powściągliwość była naprawdę

konieczna?

Owszem,

stanowiła

formę

pokuty

za

grzechy

z przeszłości, jednak w żadnym razie nie mógł zmienić tego, co się stało. Wstrzemięźliwość stanowiła też formę kary dla Julii. To nie było wobec niej uprzejme. Postępował w sposób niegodny dżentelmena. A przecież nie chciał uczynić jej nieszczęśliwą. Nie mógł dopuścić, by zapadła na zdrowiu z powodu zmartwień, jakich jej przysparzał. Chociaż nie był pewien, jaka jest przyczyna jej choroby, wydawała się o całe niebo szczęśliwsza, gdy nie trzymał jej na dystans. Teraz wyglądała zdrowo, wręcz olśniewająco. Uniósł kieliszek. - Za moją wspaniałą i niezwykle wyrozumiałą żonę. Z pewnością się zastanawiasz, jakiego ostrzeżenia udzielił mi Luke.

– Ciekawość to podobno pierwszy stopień do piekła. – Upiła łyk herbaty. – Wybacz, że nie powiedziałem ci wcześniej. – Bardziej martwi mnie to, że zraniłam uczucia Luke’a. – Za to też cię przepraszam. Żona Luke’a zmarła przed kilkoma laty, po urodzeniu drugiego syna. Nie przyszło mi do głowy, żeby ci o tym powiedzieć. Prawdę mówiąc, nie znosił wspominać Elise, tego, jak wciągnęła go do łóżka. Nie chciał nawet wymawiać jej imienia. Przeżył prawdziwy horror, gdy po powrocie z Włoch dowiedział się, że urodziła mu syna, wcześniej wychodząc za mąż za Luke’a. Nic dziwnego, że Luke go nie cierpiał. Ich ojciec nie przysłużył się żadnemu z synów, wysyłając Alistaira za granicę i nie dając Elise wyboru. Musiała przyjąć oświadczyny Luke’a. – Naprawdę mam nadzieję, że któregoś dnia Luke przyjedzie tu z synami na herbatę – powiedziała. – Zaprosimy ich, ale niech najpierw upłynie nasz miesiąc miodowy. – Luke nie chciał widzieć brata na oczy po graniczącym z cudem powrocie Alistaira z Kontynentu. Pojawienie się Alistaira zniweczyło jego szanse na odziedziczenie księstwa. Padły ciężkie oskarżenia, gdy Alistair zorientował się, jak katastrofalny jest stan rodowych kufrów. Teraz brat, a już na pewno Isobel, aż się gotowali z wściekłości, że w życiu Alistaira pojawiła się Julia. Gdyby na świecie pojawił się syn Alistaira i Julii, Luke i Jeffrey nie mogliby już liczyć na objęcie majątku w przyszłości. Alistair nie miał zamiaru uspokajać brata co do tej kwestii. Niby dlaczego miałby to robić? Uczyni, co tylko w jego mocy, by przeżyć przyrodniego brata i przekazać tytuł prawowitemu dziedzicowi. Niestety, nie mógł tego powiedzieć Julii. – Jego matka zatrzymała się gdzieś w okolicy.

– To o tym szeptaliście? – Luke wie, że nie mam ochoty widzieć jej na oczy, lecz mimo to radzi, żebym cię jej przedstawił. – Myślisz, że jej się nie spodobam? – Nie obchodzi mnie, co ona sobie myśli, ale to nie ta sprawa przysparza jej zmartwień. Jest wściekła, że została jedynie księżną wdową. To nie zaspokaja jej aspiracji. – Dręczy ją też myśl, że na świecie może pojawić się dziedzic, odbierając prawa należne obecnie jej synowi. – Może powinniśmy zaprosić ją na herbatę razem z twoim bratem i jego synami? – Skoro już muszę się z nimi widzieć, wolałbym rozdzielić te wizyty. Obecność mojej drogiej macochy to wystarczająco wielki ciężar. Nie potrzebuję

dodatkowej

rozrywki

w

postaci

jej

ukochanego

syna

i wnuków. – Musiał jednak przyznać, że chętnie częściej spotykałby się z Jeffreyem. Chciałby poznać własnego syna, dowiedzieć się, jakie są jego marzenia i nadzieje. Luke nie pozwalał chłopcu zbliżać się do Alistaira, najprawdopodobniej powodowany żądzą zemsty. Alistair nigdy nie będzie mógł uznać Jeffreya za swojego syna, nie wywołując przy tym skandalu. Julia w zamyśleniu popijała herbatę. W pewnej chwili odstawiła filiżankę. – Bardzo mi się podobała nasza dzisiejsza przejażdżka. Chciałabym, żebyśmy częściej jeździli konno. Zmieniła temat, kiedy spodziewał się, że zacznie go wypytywać o

powody

fatalnych

stosunków

w

rodzinie.

Poczuł

miłe

ciepło

i wdzięczność za jej takt i delikatność. – Nie miałaś żadnych niepokojących objawów po naszej przejażdżce? – Żadnych. Prawdę mówiąc, czuję się teraz dużo lepiej, chociaż jestem troszkę zmęczona. Chyba pójdę odpocząć.

– Odprowadzę cię, jeśli mi pozwolisz. – Będę zachwycona. Uniósł jej dłoń do warg i ucałował jej palce. Tamtej nocy, kiedy się spotkali, flirtowała z nim, lecz jednocześnie wyczuwał w niej szczerość. Kiedy doszli do jej pokoju, odprawił pokojówkę, która przez chwilę wyglądała tak, jakby miała ochotę się temu sprzeciwić, lecz szybko zgromił ją wzrokiem. Prychnęła, ale szybko zeszła im z oczu. Julia zachichotała. – Ona nigdy ci tego nie wybaczy. – Mam się tym martwić? – Pod jej nieobecność mógłbyś pomóc mi zdjąć suknię. – Uśmiechnęła się. – Cała przyjemność po mojej stronie. Pochyliła głowę, prezentując delikatną szyję. Gdy musnął ją palcem, leciutko zadrżała. Jego żona cudownie reagowała na jego dotyk. Opierając się pokusie całowania jej do utraty tchu, delikatnie rozpinał guziki jej sukni. Jakiż mężczyzna nie chciałby rozpakowywać tak uroczego prezentu? Z trudem panował nad pożądaniem. Przez wiele lat pożądanie było dlań jedynie potwierdzeniem męskości, domagającym

się

spełnienia.

Mógł

jednak

podejmować

decyzje

w zależności od upodobania. Teraz, przy Julii, po raz pierwszy czuł swą bezradność. Wszystko w niej pobudzało jego zmysły: jej głos, uśmiech, zapach. Głęboko

wciągnął

w

nozdrza

Niepowtarzalną woń jej perfum.

aromat

jaśminu...

i

goździków?

Pocałował ją w kark, a ona zamruczała jak kotka, nie zdając sobie sprawy, jak na niego działa ta urocza odpowiedź. Nie mógł pozwolić, by domyśliła się jego uczuć. Nie zasługiwał na tak wspaniałą żonę. Suknia powoli spłynęła z jej bioder na podłogę. Julia pochyliła się i położyła ją na krawędzi łóżka. Jęknął na widok gorsetu. Pokojówka zasznurowała go tak ciasno, że mężowi owładniętemu pożądaniem pozostawało chyba tylko sięgnięcie po nóż i rozcięcie tasiemek. Zaczął rozwiązywać je od dołu. Oddychała głęboko, gdy powoli wędrował coraz wyżej. – O, teraz czuję się dużo lepiej. – W takim razie po co tak ciasno sznurować gorset? – Żeby poprawić wygląd sukni. – Czy kobiety są manekinami, że muszą dopasowywać się do ubrań? – Wasza Książęca Mość, na tym właśnie polega moda. To taki bożek, którego

wymogi

trzeba

spełniać,

bo

inaczej

czekają

nas

przykre

konsekwencje. – Konsekwencje w postaci listów do redaktora „The Times”? „The Times” bez wątpienia wolałby opublikować historię na temat zmartwychwstałego

księcia.

Prawdziwą

historię



żałosną

opowieść

o mężczyźnie kryjącym się pod kobiecą spódnicą, podczas gdy żandarmi przeszukiwali okoliczne domy, i o zdradzie tej kobiety – znał tylko Alistair. Spreparował sensacyjną wersję wydarzeń w trosce o swój honor i dumę. Ilekroć o tym myślał, czuł głęboki wstyd. – Chodzi mi o to, że jeśli inne damy uznają, że któraś nie spełnia wymogów najnowszej mody, potrafią skutecznie obrzydzić jej życie. Dano mi to do zrozumienia. – Kto ci to dał do zrozumienia? – zapytał.

– Oczywiście pani Robins. Nikt nie zna się na modzie tak jak ona. – A to hetera – mruknął tonem poważniejszym, niż zamierzał. – Pamiętam, jak się piekliła, kiedy myślała, że ktoś postawił kufer na twoim pudełku z kapeluszami. – Położył gorset na sukience i obrócił Julię przodem do siebie. Słysząc jej przyśpieszony oddech, przywarł wargami do jej ust i złączył się z nią w długim pocałunku. Od ich ślubu minęły już ponad dwa tygodnie, a on dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo jej pragnie. Julia przez wiele dni marzyła o tej chwili, a teraz nie wierzyła własnemu

szczęściu.

Patrząc

w

oczy

męża,

zamglone

pożądaniem,

bezwiednie zaczęła rozwiązywać mu krawat. Gdy odrzuciła go na bok, zajęła się rozpinaniem guzików kamizelki, a potem koszuli. – Bądź moim kamerdynerem – powiedział zduszonym głosem. – Bardzo chętnie, jeśli tylko się zgodzisz. Ściągnął frak i kamizelkę, wysunął koszulę ze spodni i zdjął ją przez głowę. Na widok wspaniale umięśnionego męskiego torsu zaparło jej dech. To był jej mąż. A ona była jego żoną. W końcu mogli dać upust skrywanym pragnieniom. Na

myśl

zarumieniła

o

tym,

się

i

co

za

poczuła

chwilę

może

nastąpić,

onieśmielenie.

Jednak

nieoczekiwanie widok

jego

rozpłomienionej twarzy dodał jej odwagi. Wspięła się na palce i pocałowała go w usta. Miał ciepłe, kuszące wargi. Gdy przygarnął ją do siebie, jej sutki stwardniały. Wodził językiem po

wnętrzu

jej

warg,

a

ona

przesuwała

dłońmi

po

jego

plecach,

jednocześnie odpowiadając na pocałunki. Słodki ból w dole brzucha narastał, aż w końcu krzyknęła. Wsunęła palce w jego włosy. Aż do tej pory nie miała pojęcia, jak bardzo go pożąda. Czuła się wspaniale, dotykając go. Przerwał pocałunek, ujął jej podbródek i spojrzał jej w oczy. – Julio? – Chciał wiedzieć, na co gotowa jest mu pozwolić. – Pragnę cię – powiedziała niemal szeptem. - Musisz się rozebrać. Zaczął powoli rozpinać spodnie. Tłumiąc po ślubie wszelkie żądze, Alistair starał się zapomnieć, jak cudownie Julia reagowała na jego pieszczoty i pocałunki. Słynął z tego, że potrafi doprowadzić kobietę do takiej ekstazy, że zapominała nawet, jak ma na imię. Teraz stał nagi przed Julią i marzył o sprawieniu jej jak największej przyjemności. Patrzył na jej długie uda i trójkącik ciemnych włosów widoczny pod przezroczystą koszulką. Nie śpieszył się, widząc, że Julia z upodobaniem mu się przygląda. Gdy jej wzrok spoczął na jego męskości, zwilżyła wargi. – Hm – powiedziała. – Mam nadzieję, że już się napatrzyłaś, bo zaraz będę cię całował, lizał i kąsał tak, że zaczniesz błagać o litość. – Kusząca obietnica... Wszedł na łóżko i usiadł okrakiem na jej biodrach. Wychyliła się, by go pocałować. Delikatnie pchnął ją z powrotem na poduszki. – Teraz moja kolej. – Spojrzał na jej stwardniałe sutki. – Zacznę... o, tu. – Polizał jedną brodawkę, potem drugą. Cofnął się i pochylił tak, że jego twarz znalazła się w miejscu złączenia jej ud. – Hm. Szkoda, że zapomnieliśmy zabrać twojej maski – wymruczał.

Zaczerpnęła tchu, jakby to wspomnienie sprawiło jej ból. Na jej twarzy przez chwilę malował się wyraz zakłopotania. – Pomyślałem, że pozostało przy niej kilka piór – ciągnął Jęknęła i uniosła koszulkę. – Alistair. Proszę... – Objęła go za szyję, zaczęła całować w usta. Opanowywał się z najwyższym trudem. Miał ochotę posiąść ją jak najszybciej, a jednocześnie pragnął jak najdłużej napawać się jej widokiem. Trąciła w nim jakąś czułą nutę. Ogarnęło go wzruszenie, lecz zaraz potem przerażenie. Nie mógł sobie pozwolić

na

podobne

słabości.

Chodziło

mu

tylko

o

sprawienie

przyjemności... żonie i sobie. O nic więcej. – Alistair... – Oplotła go nogami w geście zaproszenia. Przez chwilę pieścił jej wrażliwe miejsca palcami, a potem w nią wszedł i zaczął się poruszać. Idealnie dostroiła się do jego rytmu, wydając podniecające do szaleństwa jęki rozkoszy. Rozpaczliwie jej pragnął i czuł, że nie będzie w stanie długo się powstrzymywać. Wysunął się z niej gwałtownie, opadł na łóżko i dopiero wtedy osiągnął spełnienie. Choć oszołomiony, w głębi duszy był świadom zmieszania i rozczarowania Julii. Mocno ją przytulił. Serce waliło mu w piersi jak młot. Dotknęła dłonią jego policzka. – Alistair? – powiedziała, owiewając go ciepłym oddechem. Przełknął z trudem. Tylko raz zdarzyło mu się zapomnieć o wszelkiej ostrożności podczas zbliżenia. Wtedy, gdy kochał się z Julią. Nie byli jednak jeszcze małżeństwem, a on zadbał o odpowiednie zabezpieczenie. Tym razem ryzyko było zbyt wielkie, a mimo to wycofał się dopiero w ostatniej chwili.

Zdmuchnął świece i szczelnie okrył Julię kołdrą. – Życzę ci pięknych snów. – Alistair, dlaczego... – Śpij – wyszeptał w jej włosy. – Dość już cię wymęczyłem. – Wstał i wrócił do swej sypialni.

ROZDZIAŁ ÓSMY Następnego ranka Julia doprowadziła Robins do stanu poirytowania, poganiając ją przy wykonywaniu zwyczajowych czynności. Miała nadzieję dołączyć

do

Alistaira

przy

śniadaniu.

Chciała

się

przekonać,

czy

wydarzenia minionego wieczoru zapowiadają otwarcie nowego rozdziału w ich małżeństwie. Ogarnęły ją liczne wątpliwości. Kochali się wspaniale. A jednak... Po wszystkim zostawił ją, zachował się jak rozwiązły książę. Jak ktoś, dla kogo nie liczą się uczucia, a jedynie własna przyjemność. Może to ona popełniła jakiś błąd? Może była zbyt zuchwała? Zbyt bezwstydna? Z lękiem przestąpiła próg jadalni. W pokoju zastała jedynie Grindle’a. – Gdzie jest Jego Książęca Mość? – spytała niepewnie. – Wyjechał wcześnie, Wasza Książęca Mość. Miał zaplanowane spotkanie

z

panem

Thackerstone’em,

zarządcą,

w

sprawie

któregoś

z dzierżawców. Posmutniała. Czyżby wyszedł wcześniej, nie chcąc się z nią spotkać? Postanowiła porozmawiać z nim po powrocie i wyjaśnić sytuację. Czuła się dziwnie samotna w jadalni, przebywając jedynie w towarzystwie dwóch służących i Grindle’a. Żałowała, że nie poprosiła o przyniesienie śniadania do pokoju. Grindle nalał herbaty z imbryczka, z którego zapewne korzystał także i Alistair. Napój wciąż był gorący. Ulung. Najwyraźniej zeszła do jadalni

zaledwie kilka minut po wyjściu męża. Dodała więcej cukru, niż miała to w zwyczaju. – Czy Jego Książęca Mość mówił, kiedy wróci? – Mollet mieszka dość daleko stąd, Wasza Książęca Mość. Trzeba tam jechać cały ranek. Sądzę, że Jego Książęca Mość wróci dopiero późnym popołudniem. – Chciałabym spotkać się dziś ze służbą. Poproś, żeby służący za godzinę zebrali się w holu. – Postanowiła dać im czas na dokończenie porannych zajęć. – Potem chciałabym zwiedzić dom. Grindle sprawiał wrażenie niezmiernie zadowolonego. – Zaraz powiem ochmistrzyni, Wasza Książęca Mość. Po śniadaniu Julia udała się do biblioteki, by wybrać jakąś lekturę. Przez cały czas zerkała w okno w nadziei, że Alistair przyjedzie wcześniej. Tęskniła za nim, a jednocześnie czuła niepokój. Coś jej mówiło, że sprawy nie układają się pomyślnie. – Służba jest już gotowa, Wasza Książęca Mość – obwieścił Grindle. – Pozna dziś pani służących zatrudnionych w domu. Tych, którzy pracują na terenie majątku, zaprosimy innego dnia, o ile odpowiada to Jej Książęcej Mości. – Chętnie przystaję na tę propozycję. Zaprowadził ją do holu, gdzie około dwadzieściorga służących ustawiło się w szeregu, zajmując miejsce według ważności pełnionej funkcji. Julia przeszła wzdłuż szeregu, witając się z każdym osobna, od dziewczyny czyszczącej

paleniska

po

wesołą

kucharkę

i

budzącą

onieśmielenie

ochmistrzynię. Wszyscy sprawiali wrażenie zadowolonych ze spotkania. Julii udało się zamienić kilka słów z każdym. Potem ochmistrzyni oprowadziła ją po

domu, pokazując jej strychy i kuchnie. Tam obowiązki gospodyni przejął Grindle. Z dumą pokazał jej piwnice z winem, jego zdaniem najlepiej zaopatrzone w okolicy. – Był czas, że nie wszystko układało się tu tak doskonale jak teraz – oznajmił, zniżając głos do szeptu. – Po śmierci starego księcia, zaraz po tym, jak ogłoszono tutaj śmierć obecnego księcia, księżna wdowa wysłała starych służących do przytułku dla ubogich. – Ogłoszono śmierć Jego Książęcej Mości? Grindle zasępił się. – Tak zarządziła jego macocha.. Nie mówił pani o tym? Ech, to stare dzieje. Wyjechał do Francji, gdy ogłoszono pokój, jednak został tam schwytany, gdy znów wybuchła wojna. Nie mieliśmy od niego żadnych wieści. To wszystko przyśpieszyło śmierć starego księcia. Moim zdaniem zmarł ze zgryzoty, nie mogąc sobie darować, że w przypływie złego humoru wysłał swego dziedzica za granicę. – Po tym wszystkim księżna wdowa zamęczała Izbę Lordów prośbami o oficjalne uznanie pasierba za zmarłego i przyznanie lordowi Luke’owi praw księcia, jednak parlament nie śpieszy się z wydawaniem takich decyzji, dopóki nie ma ciała. – Starszy mężczyzna aż się zatrząsł ze zgrozy. – Skoro nie umarł, to gdzie się podziewał? Grindle spojrzał na nią poważnym wzrokiem. – Wasza Książęca Mość, o ile mi wiadomo, nigdy nikomu nie powiedział, co się z nim działo. Jego Książęca Mość wrócił bardzo odmieniony. Starszy. Oczywiście, to naturalne. Ale chodzi mi o to, że wydał mi się starszy, niż wskazywałby na to jego wiek. Stał się niezwykle powściągliwy. Ale pracował dniami i nocami, żeby przywrócić świetność księstwu. – Ściągnął wargi. – Tak, to zajmowało mu wiele czasu, no i jeszcze inne sprawy.

Bez wątpienia miała na myśli rozwiązłość Alistaira. Oblicze sługi wypogodziło się. – Myślałem, że nigdy się nie ożeni i nie spłodzi dziedzica, ale teraz wszystko zmieniło się na lepsze. Julia poczuła niemiłe łaskotanie w żołądku. Alistair oznajmił, że w najbliższym czasie nie widzi potrzeby posiadania dzieci. Dowiódł tego swym zachowaniem minionego wieczoru, natomiast ona nie powiedziała mu całej prawdy. Nie przyznała się, że jest bezpłodna. Na razie jej mąż nie chciał mieć dzieci, lecz z pewnością zapragnie dziedzica. Nawet służący mieli na to nadzieję. Ogarnęło ją poczucie winy. Wstyd. Koniecznie musi wyznać mężowi prawdę. Oczy służącego błyszczały ożywieniem, co tylko potęgowało jej ból. – Czy chciałaby pani zwiedzić coś jeszcze, Wasza Książęca Mość? – Dziękuję, to wystarczy, dzięki wam wszystko dokładnie obejrzałam. Grindle odprowadził ją do salonu, gdzie zajęła się robótką. Spojrzała na zegar. Dochodziła dziesiąta. Może powinna zostawić wyszywanie i udać się na spacer, odwiedzić Bellę w stajni. Podeszła do okna. Był pochmurny dzień, zanosiło się na deszcz, ale może uda jej się wrócić, zanim się rozpada. Znieruchomiała na widok powozu na podjeździe. Kto mógłby przyjechać tu z wizytą o tak wczesnej porze? Kilka minut później Grindle obwieścił przybycie księżnej wdowy Dunstan. Do salonu weszła uderzająco piękna kobieta o czarnych włosach i śniadej cerze. Lekko skośne oczy przydawały jej egzotycznego wyglądu. Wydawała się jakby znajoma. Och tak, jej syn Luke stanowił męską odmianę tej bardzo kobiecej damy. Alistair z pewnością nie będzie zachwycony wizytą macochy pod jego nieobecność.

Julia wstała i dygnęła. – Wasza Książęca Mość. Kobieta przeszła przez pokój i objęła Julię. – Moja najdroższa córeczko, nie musimy dbać o etykietę. – Zwróciła się w stronę lokaja: – Grindle, przynieś nam herbatę i te słynne ciasteczka. Umieram z głodu. Grindle nie sprawiał wrażenia zadowolonego, jednak uprzejmie się skłonił. - Tak, Wasza Książęca Mość. – Usiądź, usiądź – powiedziała księżna wdowa, wskazując fotel i zajmując miejsce w tym, z którego przed chwilą wstała Julia. Sięgnęła po robótkę Julii i dokładnie się jej przyjrzała. – Bardzo ładna. A gdzie jest mój pasierb? – Wyjechał do dzierżawcy, Wasza Książęca Mość. – Mów do mnie „mamo”, moja droga. Do dzierżawcy? Podczas miodowego miesiąca? Przyznasz, że to dziwne. No ale on zawsze był zimny, nawet jako chłopiec. – Posłała Julii współczujące spojrzenie. – Ale być może się zmienił. – Cieszę się, że nareszcie mogę panią poznać. Twarz

księżnej

wdowy

rozjaśnił

uśmiech,

czyniąc



jeszcze

piękniejszą. Suknia księżnej, uszyta z pierwszorzędnej jakości purpurowego jedwabiu, wspaniale podkreślała nienaganną szczupłą sylwetkę. Klejnoty, które księżna wdowa miała na sobie, wystarczyłyby na okup za króla. – Jak to miło z twojej strony, że tak mówisz. Wiedziałam, że mój pasierb nie zgodzi się na nasze spotkanie. Nie zaprosił mnie na wasz ślub. – Bardzo mi przykro, ale to była bardzo skromna uroczystość. – To nie ma już znaczenia.

Nadeszli Grindle i służący niosący tacę. Księżna wdowa dała znak, by postawił ją na stoliku obok niej. – Julio, powiedz mi, jaką herbatę lubisz. Julia drgnęła. Zaniedbała swe obowiązki. Nie poprosiła o herbatę dla gościa, a potem nie zajęła się wszystkim jak należy. Biedna księżna wdowa musiała pełnić honory gospodyni. – Z mlekiem i odrobiną cukru. Wdowa

uśmiechnęła

się,

jej

ciemnobrązowe

oczy

spoglądały

przyjaźnie. Julia nie potrafiła się domyślić, z jakiego powodu mąż tak nie lubił swej macochy. – Przesuń odrobinę swoją robótkę, bo mogę rozlać herbatę. – Przepraszam. – Co też się z nią działo? Pod wpływem dominującej osobowości księżnej wdowy Julia zmieniła się w potulną trusię. Wsunęła robótkę do płóciennej torby i włożyła ją do szuflady. Potem przyjęła filiżankę od księżnej. Wdowa upiła łyk i westchnęła z rozkoszą. – A teraz opowiedz mi o sobie. – Mój ojciec był earlem. Ja od trzech lat byłam wdową. – Cóż jeszcze mogła powiedzieć, by ta kobieta przestała zadzierać nosa? – Była pani wdową? Jak więc udało się pani złapać najbardziej nieuchwytnego kawalera w Londynie? Moje gratulacje, moja droga. – Dunstan i ja poznaliśmy się u przyjaciółki. – O ile tym mianem można było określić właścicielkę burdelu. – Oświadczył mi się, a ja przyjęłam jego oświadczyny. Czoło wdowy przecięła zmarszczka, a jej oczy błysnęły dziwnie. – A więc to jest małżeństwo z miłości.

Niestety, rzecz się miała inaczej. Julia spojrzała na swe dłonie. Duma nie pozwalała jej wyznać prawdy. Lepiej było udawać, że połączyły ich romantyczne

uczucia.

Jeśli

wdowa

będzie

życzyła

sobie

dalszych

wyjaśnień, zajmie się nimi Alistair. Księżna uniosła filiżankę. – Muszę przyznać, że przeżyłam zaskoczenie. Cała rodzina była zdumiona. – My też byliśmy zaskoczeni, że wszystko poszło tak szybko – powiedziała Julia, zła na siebie za obronny ton. Księżna wzniosła toast filiżanką. – Za szczęśliwe małżeństwo. Julia wypiła kolejny łyk orzeźwiającej herbaty. – Dziękuję. – Odstawiła filiżankę. – Wczoraj, podczas przejażdżki, spotkaliśmy pani syna Luke’a. – Luke. Kochany chłopak, taki dobry dla swej matki... Szkoda, że... – westchnęła. – Wiem, że stosunki pani i mojego męża nie układają się najlepiej. – Naprawdę nie wiem, z jakiego powodu. Robiłam wszystko, co tylko mogłam, kiedy wyszłam za jego ojca. – Znów westchnęła. – Alistair przestał mnie akceptować, kiedy na świecie pojawił się Luke. Był zazdrosny o brata. Jaki ojciec, taki syn. Stary książę też był bardzo chłodny w obejściu, chociaż nie powinnam tak mówić o zmarłym. Starałam się być dobrą matką dla Alistaira. Wypij herbatę, zanim ostygnie. Julia z trudem powstrzymała się od uwagi, że to ona jest teraz panią domu. Wdowie z pewnością ciężko było przystosować się do nowej sytuacji. – Głuptas, był zły, że ojciec powtórnie się ożenił – skonstatowała z żalem wdowa. – Potrafi być zaskakująco skąpy. Żałuje pieniędzy

wszystkim, oprócz siebie. – Zmrużyła oczy i popatrzyła na Julię znad krawędzi filiżanki. – Nie był nawet skłonny przygotować dla mnie domu wdowy. Muszę wydawać swoje skromne uposażenie na wynajmowanie domu w mieście. W tym opisie Alistaira brzmiała jakaś fałszywa nuta. Owszem, potrafił być zimny jak lód, jednak pod każdym innym względem okazywał się niezwykle hojny. – Dom wdowy? –

Na

końcu

Sackfield.

Gdybym

mogła

tam

mieszkać,

częściej

widywałabym swoje wnuki. Luke nie ma dla mnie pokoju w swej niewielkiej chatce. To haniebne... jego ojciec z pewnością również byłby z tego niezadowolony. Alistair nie ma uczuć dla rodziny... – Zamknęła oczy. – Proszę mi wybaczyć. Nie powinnam mówić źle o twoim mężu. – Nie wiem, jak mogłabym pani pomóc. Księżna wdowa wyjęła z torebki chusteczkę i otarła oczy. – Przepraszam, nie powinnam... Ale może gdybyś szepnęła mężowi słówko... – Spróbuję. – Dopiła herbatę, zakłopotana zachowaniem wdowy. Księżna

schowała

chusteczkę

i

zmierzyła

Julię

badawczym

spojrzeniem. – A jak ty się czujesz? – Przechyliła głowę. – Jesteś trochę zbyt blada. Powinnaś wyjść na spacer, a nie siedzieć w domu, wytężając wzrok nad robótką. – Trochę źle się czułam. Nie najlepiej zniosłam podróż. Wzrok księżnej wdowy wyostrzył się. – Chyba nie jesteś...

– Nie – odpowiedziała Julia. – Nie mamy jak na razie żadnych radosnych wiadomości. – Mam nadzieję, że mąż dobrze cię traktuje? Dunstan miał opinię pożeracza niewieścich serc. Nie słynie też z nadmiernej troski ani uprzejmości. Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy, zawsze możesz na mnie liczyć. Alistair był dla niej ostatnio bardzo uprzejmy. Zaś jego macocha budziła jej niepokój, mimo że starała się być czarująca. Księżna wdowa wypiła herbatę i wciągnęła rękawiczki. – Nie zabawię dłużej. Obiecałam przyjaciółce, że wstąpię do niej rano, ale nie mogłam oprzeć się pokusie poznania ciebie. Kilkakrotnie ucałowała Julię w policzki, raz jeszcze napomknęła o braku czasu i wyszła. Julia czuła się wyczerpana i na gwałt potrzebowała świeżego powietrza. Alistair patrzył na zalane wodą pole i gnijące zboże. Zwrócił się do zarządcy: –

Myślałem,

że

wystarczająco

dokładnie

omówiliśmy

kwestię

oczyszczenia rowu. Zarządca zgromił wzrokiem rumianego dzierżawcę, Molleta. – Przekazałem pańskie polecenie, Wasza Książęca Mość. – To prawda, Wasza Książęca Mość, ale proszę spojrzeć, wina nie leży po mojej stronie. To wszystko spłynęło z ziem Beauwortha. Jeszcze jedno z usprawiedliwień, których tyle już w życiu słyszał. Mollet był leniwy. Thackerstone dobrze o tym wiedział. Popatrzył na zarządcę. – Poproś zarządcę Beauwortha, żeby dobrze wszystko sprawdził. – Tym zarządcą zapewne okaże się Luke. Zgromił wzrokiem zadowolonego

z siebie Molleta. – Po tym, jak sprawdzisz ten rów. – Beauworth da mu popalić, jeśli fałszywie go o coś oskarży. Mollet wyjął z ust fajkę i splunął. Alistaira ogarnęła nagle ochota na powrót do domu i do żony. Pragnął znów poczuć dotyk jej rąk, znaleźć się w jej ramionach, zagłębić się w niej, usłyszeć jęki rozkoszy... Mógł mieć to wszystko, gdyby zdecydował się zostać na noc w jej łóżku. Tymczasem wyszedł z sypialni, a rano wyjechał pod

najbłahszym

z

pretekstów.

Zarządca

z

powodzeniem

mógł

się

wszystkim zająć bez jego pomocy. To właśnie pożądanie sprawiło, że wyjechał z domu o nieprzyzwoicie wczesnej porze. Przeraził się, jak bardzo pragnie swej żony. Dużo rozmyślał na temat jej złego samopoczucia. Najpierw odczuwała mdłości. Potem wstrząsały nią gwałtowne wymioty. A potem znów czuła się doskonale i miała wilczy apetyt. A może... Nie, to niemożliwe. Zachowali przecież ostrożność. Opadły

go

wątpliwości.

Może

nosiła

w

łonie

dziecko

innego

mężczyzny, poczęte, zanim jeszcze spotkał ją w domu publicznym. Może starannie sobie wszystko zaplanowała? Postanowiła znaleźć bogatego męża, który wziąłby na siebie odpowiedzialność za bękarta. Czuł, jak ogarnia go wściekłość. Jednocześnie dziwnie posmutniał. Nie chciał źle myśleć o swojej żonie. Pragnął... właśnie jej. Odegnał od siebie te myśli. – Dokąd teraz się udamy? Zarządca przyjrzał mu się uważnie. – Może pojechalibyśmy obejrzeć jagnięta? To powinno zająć nam czas aż do kolacji. Potem moglibyśmy zatrzymać się na posiłek w gospodzie Pod Snopkiem Pszenicy.

To głosu zarządcy sprawił, że Alistair przyjrzał mu się z ukosa. Czyżby ten mężczyzna usłyszał plotki i chciał mu pomóc w uniknięciu zbyt rychłego spotkania z księżną? W Londynie istotnie jej unikał, a tego typu wieści szybko się rozchodzą. Thackerstone pracował dla rodziny od wielu lat. Pewnie myślał, że ten fakt upoważnia go do udzielania podobnych rad. – Nie musimy dziś oglądać jagniąt. – Spojrzał w niebo. – Jaimie mówił, że po południu będzie padać. Przełóżmy to na inny dzień. – Nie ma pośpiechu, Wasza Książęca Mość. – W takim razie wracam do domu. – Zamierzał wypić herbatę z żoną. Być może przekona się, że jego podejrzenia są pozbawione podstaw. Julia wyszła z domu z zamiarem udania się do sadu. Wkrótce się przekonała, że sad znajduje się dalej, niż myślała. Po upływie pół godziny poczuła ogromne zmęczenie, a w drodze powrotnej zmoczył ją deszcz. Zdecydowanie nie udał jej się ten spacer. Robins zjawiła się w chwili, gdy Julia weszła do salonu przy sypialni. – Przemokła pani do suchej nitki, Wasza Książęca Mość. – Cmoknęła z dezaprobatą. – Czy mam kazać przynieść herbatę? – Pomogła Julii zdjąć kapelusz i spencer. – Chciałabym się wykąpać – powiedziała Julia. – Po wczorajszej przejażdżce i spacerze w taką pogodę powinna dobrze mi zrobić. Robins ściągnęła wargi, jakby domyślając się prawdziwego powodu tego życzenia. – Jak Wasza Książęca Mość sobie życzy. Czy mam też zamówić herbatę? Na szczęście nie proponowała czekolady. I jak zawsze starała się być pomocna.

– Chętnie napiję się herbaty. Byle nie ulung. – Uśmiechnęła się, a Robins dziwnie wykrzywiła wargi w odpowiedzi. – Dobrze, Wasza Książęca Mość. Julia usiadła na szezlongu i sięgnęła po książkę. Słyszała, jak Robins wydaje polecenia w salonie. Po niedługim czasie w pokoju zaroiło się od służących. Pojawiła się wanna, do której zaczęto wlewać wodę z wiader. Julia zastanawiała się, czy Alistair planował zainstalowanie tu systemu rur. Takie rozwiązanie bardzo ułatwiłoby pracę służbie. – Czy mam postawić herbatę tutaj, Wasza Książęca Mość, żeby mogła ją pani pić, leżąc w wannie? – Tak, dziękuję. – Kąpiel jest już gotowa, Wasza Książęca Mość. Julia zdjęła ubrania i weszła do wanny z wodą, do której dodano jej ulubiony olejek jaśminowy. Wzięła talerzyk i filiżankę z rąk Robins. – Dziękuję, Robins. Miło, że o tym pomyślałaś. – Dziękuję, jest mi bardzo przyjemnie to słyszeć, Wasza Książęca Mość. Robins wydawała się mówić szczerze. Stała się też łagodniejsza. Zapewne zorientowała się, że Alistair jej nie lubi. Julia wypiła kilka łyków herbaty. Była trochę za mocno zaparzona i o wiele za słodka. Powąchała... nie był to ulung, ale wyczuła jakiś znajomy zapach. Była zbyt zmęczona, by poświęcić temu więcej uwagi. – Zaraz wrócę, Wasza Książęca Mość. – Robins wyszła z pokoju. Julia odstawiła filiżankę. Oparta o brzeg wanny, rozkoszowała się otaczającym ją ciepłem. Myślała o powrocie męża i o tym, że opowie mu o wizycie jego macochy. W tej kobiecie było coś... niepokojącego.

– Julio! – zawołał ktoś, wyrywając ją ze snu. Zdała sobie sprawę, że siedzi w lodowatej wodzie, a mąż wpatruje się w nią z przerażeniem. Bezwiednie zakryła piersi rękami. Kręciło jej się w głowie. Na chwilę zamknęła oczy, lecz to nie pomogło. – Alistair? - Przyszedłem zapytać, czy będziesz piła herbatę w salonie. – Niestety... wypiłam już herbatę. Boże, czuję się okropnie. Zadzwoń na Robins. – Usiłowała wstać. Zaklął, a po chwili wziął ją w ramiona, nagą i całą mokrą. Postawił ją na podłodze, podtrzymał i szybko wytarł, a potem zaniósł do sypialni za parawan. Gdy klęczała nad nocnikiem, trzymał ją z tyłu za włosy. Woda spływała mu z rękawów surduta na dywan. Jej

żołądek

powoli

się

uspokajał.

Westchnęła.

Przeżywała

coś

okropnego. Co się działo? – Czuję się dobrze. Tylko trochę zakręciło mi się w głowie, gdy się obudziłam. – Nie powinnaś była sama iść na spacer – powiedział Alistair, pomagając jej wstać. – A co to ma z tym wspólnego? – wydyszała, opierając się o męża. – Najwyraźniej jesteś słaba. W twoim stanie... – W jakim stanie? – Nie pomagasz sobie, wypierając się tego. – W jakim stanie? Zadygotała, tym razem z zimna. Przyniósł jej szlafrok, pomógł jej go włożyć i wziął ją w ramiona. Powinna czuć ukojenie, wiedziała jednak, że mąż jest na nią wściekły. Co takiego zrobiła, że mierzył ją tak chłodnym

spojrzeniem? Położył ją na szezlongu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. – Alistair, powiedz mi, o jaki stan ci chodzi. – Jesteś brzemienna. Przez chwilę jego słowa wydawały się pozbawione sensu. Potem wszystko zrozumiała i jej serce przepełniło się nadzieją. Dlaczego jednak był zły? I jak mógł wiedzieć o czymś, o czym ona sama nie miała pojęcia? Mdłości. Wymioty. Czy to możliwe? – Wydajesz się tego taki pewny, mimo że ta myśl nawet nie przyszła mi do głowy – powiedziała. – Nie cieszysz się? – Jestem szczęśliwy, że mam kukułcze jajo w swoim gnieździe. Nie od razu dotarło do niej znaczenie jego słów. – C-co? – Mimo że kręciło jej się w głowie, zerwała się na nogi. – Jak śmiesz?! – Jak ja śmiem? Nie odwracaj kota ogonem. Dobrze wiem, że wtedy, u pani B., byłem dobrze zabezpieczony, zatem... – A zatem musiałam być w ciąży jeszcze przed naszym pierwszym spotkaniem. To sobie myślisz? – Dokładnie to. – Więc bardzo się mylisz. Nie będzie żadnego dziecka. Nie mogę zajść w ciążę. Jestem bezpłodna. Na widok zastygłych rysów jego twarzy opadła na sofę i zamknęła oczy, czując zawroty głowy. – Przepraszam – powiedziała bezbarwnym tonem. – Powinnam ci była wcześniej o tym powiedzieć. – Jesteś pewna? – spytał lodowatym tonem. Bała się podnieść wzrok.

– Mój mąż prowadzał mnie od jednego lekarza do drugiego. Byliśmy u najlepszych specjalistów. Akurat na to nie żałował pieniędzy. – Przeżyła tak wiele upokarzających badań, musiała odpowiadać na setki pytań. Po każdej z wizyt mąż wpadał w coraz większą złość. Robiło jej się słabo na samo wspomnienie tych chwil. – Wszyscy byli zgodni co do tego, że nie ma żadnej nadziei. – Chciało jej się płakać i przeklinać los. Lecz przede wszystkim żałowała, że nie powiedziała tego Alistairowi od razu. Po chwili milczenia ośmieliła się na niego zerknąć. Patrzył na nią współczująco. – Julio, bardzo cię przepraszam. Ale to mnie wcale aż tak bardzo nie martwi. Mam już dziedzica. – Nie masz dziedzica z własnej krwi – powiedziała cicho, czując pewną ulgę. – To naprawdę nie ma znaczenia. Nie wierzyła mu, była mu jednak wdzięczna za uprzejme słowa. – Jestem bezużyteczna jako żona. – Julio. – Stanowczy ton jego głosu sprawił, że uniosła wzrok. – Musisz odpocząć. Porozmawiamy o tym później, kiedy poczujesz się lepiej. Przyślę tu twoją pokojówkę. – Skłonił się i wyszedł.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Alistair uderzył pięścią w ścianę tak mocno, że musiał rozmasować rękę. Próbował opanować emocje. Kiedy zobaczył żonę w wannie, śmiertelnie bladą, z posiniałymi ustami, przez krótką straszną chwilę myślał, że umarła. Z przerażenia zakręciło mu się w głowie. Jak mogła spać w tak lodowatej wodzie? Musiała być wyczerpana całodzienną

jazdą,

a

potem

zaspokajaniem

jego

cielesnych

potrzeb.

A przecież rozsądek podpowiadał mu, że jeszcze jest chora. Dobrze przynajmniej, że nie zaszła w ciążę. Przepełniła go wielka ulga. Starał się jednak tego nie okazać, zdając sobie sprawę, że sprawiłby jej tym ból. Była bezpłodna. Przeżył niemałe zaskoczenie. Czy mówiła prawdę? Jednak po co miałaby kłamać? Może wyczuła, że on nie chce dzieci i na poczekaniu

wymyśliła

taką

historyjkę?

To

było

równie

mało

prawdopodobne rozwiązanie. A do tego wszystkiego jeszcze ten smutek w jej oczach... Z pewnością chciałaby mieć dziecko. Ktoś odchrząknął za jego plecami. – Wasza Książęca Mość. Ściana w gabinecie wyglądała dokładnie tak jak przed ciosem, lecz Alistair miał posiniaczone knykcie. Odwrócił się i napotkał zaniepokojone spojrzenie swego sekretarza. –

Lewis.



Splótł

dłonie

za

plecami,

nie

zwracając

uwagi

na

zarumienione policzki sekretarza. Książę nie musi się nikomu tłumaczyć. –

Znalazłeś? – Nie, Wasza Książęca Mość. Pozwoliłem sobie zamówić u jubilera. – Dziękuję. – Nie był przekonany, czy da jej ten prezent. Spojrzał na bałagan na swoim biurku. Może teraz, z pomocą Lewisa, uda mu się nadrobić zaległości. Twarz Lewisa przybrała wyraz pełen napięcia. –

Proszę

wybaczyć,

Wasza

Książęca

Mość,

ale

muszę

złożyć

wypowiedzenie. Natychmiastowe. – Co u licha? Co się stało? – Ojciec mi się rozchorował. Muszę do niego jechać. – Pochodzisz gdzieś z zachodu, nieprawdaż? – Z Devonshire, Wasza Książęca Mość. – Powinieneś był powiadomić mnie listownie i pojechać tam od razu. – Sackfield jest w sumie po drodze, a chciałem powiedzieć o tym panu osobiście. A poza tym… księżna wdowa wyjechała z miasta na lato. Zapewne do rodziny. Jedyną rodziną, która chciałaby ją gościć, był Luke. Zdążył już przekazać Alistairowi tę wiadomość – w formie ostrzeżenia, a może groźby? – Doceniam to, że postanowiłeś mnie poinformować o wszystkim osobiście, Lewis. Zostań tu na noc, wyśpij się i wyjedź z rana. – Dziękuję, Wasza Książęca Mość. – Skoro już tu jesteś, chciałbym cię jeszcze zatrudnić na godzinkę, może

dwie.

Parę

spraw

wymaga

twojej

uwagi.

Chodzi

głównie

o korespondencję. – Lewis sprawiał wrażenie zdruzgotanego i koniecznie trzeba go było czymś zająć. Zresztą Alistair też powinien oderwać się od rozmyślań, jaki wpływ na ich przyszłość może mieć wyznanie Julii.

Możliwe scenariusze rozpalały mu krew i wyobraźnię. – Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko temu. – Z miłą chęcią pomogę. Nie wyobraża pan sobie, jak okropnie się czuję, opuszczając ten statek. – Lewis, przecież jeszcze nie toniemy. Mam nadzieję, że także zjesz kolację ze mną i księżną? Na wsi często spożywali posiłki razem z Lewisem. W końcu był wnukiem earla, dżentelmenem, i po prostu miłym towarzyszem. Alistair nie musiał od razu wszystkiego zmieniać tylko dlatego, że ma teraz żonę. Skrzywił

się

z

niesmakiem.

Okazał

się

okropnym

tchórzem.

Wykorzystywał Lewisa, żeby osłabić pożądanie, jakie wzbierało w nim na widok Julii. Mimo woli zastanawiał się, czy aby los w końcu nie zaczął mu sprzyjać. Jeśli tak, musiał zachować najwyższą czujność. Wiedział z doświadczenia, że dary losu zawsze mają wysoką cenę. – Cała przyjemność po mojej stronie, książę – odparł zdumiony Lewis. Alistair nie powinien być zaskoczony, widząc zdumienie malujące się na twarzy Lewisa. Jakiż to świeżo upieczony mąż potrzebuje przyzwoitki przy stole? Cóż, chyba tylko taki, który w ogóle nie powinien się był żenić. Brzmiało to jak puenta jakiegoś wyjątkowo kiepskiego żartu. Po oskarżeniu ze strony Alistaira Julia omal nie odeszła od stołu z płaczem. Musiał ją uważać za podłą intrygantkę, skoro pomyślał, że chce mu urodzić dziecko innego mężczyzny. Niestety, wcześniej nie przyszło jej do głowy, że należałoby powiedzieć mu prawdę. Nie zamierzała jednak ukrywać się w swoim pokoju w poczuciu winy, nawet przy założeniu, że księżna, która nie jest w urodzić następcy, istotnie ma się czego wstydzić.

Który mężczyzna zadowoliłby się bratem jako dziedzicem? Może Alistair po prostu nie lubił dzieci. Może stałby się o nie zazdrosny i

zarzucałby

jej,

że

go

zaniedbuje,

poświęcając

zbyt

wiele

uwagi

potomstwu. Jeśli tak, może i lepiej, że jest bezpłodna. Z uniesioną głową zeszła po schodach do bawialni. Jeden ze służących otworzył drzwi i ujrzała dwóch mężczyzn. Alistair i... Stojący tyłem do niej odwrócił się. Aha, to pan Lewis. Posłała chłodny uśmiech obu dżentelmenom. –

Księżno



Alistair

postąpił

kilka

kroków

i

przywitał



z uszanowaniem. Najwyraźniej zamierzał udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. – Popatrz, kto do nas wrócił. Wyciągnęła rękę. – Pan Lewis. Jak się pan czuje? Mam nadzieję, że już doszedł pan do siebie po podróży. – Jak najbardziej, Wasza Książęca Mość. – Lewis zostaje u nas tylko na jedną noc. Jutro wyjeżdża. Uniosła brwi. – Brakowało nam pana, a będzie brakować jeszcze bardziej. – Podano kolację – obwieścił Grindle. Alistair poprowadził ją do stołu w sąsiednim pokoju. Usiadła po prawej stronie męża, sekretarz zajął miejsce po lewej. Mimo skromnego stroju i

pewnej

nieśmiałości

w

sposobie

bycia

Lewis

był

atrakcyjnym,

przystojnym młodym człowiekiem o urodziwej twarzy, która niejedną dziewczynę przyprawiłaby o szybsze bicie serca. Ale nie Julię. U niej nie wzbudził nawet iskierki zainteresowania. W porównaniu z emanującym czarem upadłego anioła Alistairem wydawał się bezbarwny, jakby wtapiał się w tło. Hm, lepiej byłoby, gdyby mąż jej nie pociągał aż do tego stopnia.

Służba podała bulion. Julia poczuła ucisk w żołądku. Przy stole zapanowało milczenie. Wiedziała, że niezależnie od samopoczucia, jako gospodyni powinna dbać o gości i pilnować, by uczestniczyli w rozmowie. – Mam nadzieję, że udała się panu podróż do Londynu? Dwaj dżentelmeni szybko wymienili spojrzenia. Alistair zmarszczył ostrzegawczo brwi, jakby chcąc powstrzymać Lewisa od zwierzeń. Serce jej podskoczyło. Czyżby wyjazd Lewisa do Londynu miał jakiś związek z jej osobą? – Podróż była wyjątkowo pozbawiona wrażeń, Wasza Książęca Mość – powiedział Lewis. – Całe szczęście, że przez ostatnie kilka dni dopisywała pogoda. A jutro wraca pan do stolicy? – Jadę na zachód. Ojciec jest chory. Czemu Alistair o tym nie wspomniał, dlaczego zmuszał ją do błądzenia po omacku? Choć, prawdę mówiąc, ona też nie powiedziała mu o wizycie jego macochy. – Tak mi przykro. Życzę pana ojcu szybkiego powrotu do zdrowia. – Dziękuję, Wasza Książęca Mość. Rokowania nie są dobre, pozostaje tylko nadzieja. – Ton głosu zdradzał, że Lewis nie spodziewa się poprawy stanu ojca. – Serdecznie panu współczuję. – Po południu dostałem wieść od Beauwortha – powiedział Alistair. – Pojutrze zaprasza nas na herbatę. Oczywiście jeśli będziesz się czuła na siłach. – Jeśli chcesz, możemy odmówić – odpowiedziała.

– Mam interes do markiza. Twoja obecność nie jest niezbędna, choć Beauworth dodał, że jego żona z przyjemnością by cię poznała. – Mogę zaproponować, abyśmy pojechali konno? – Jesteś pewna, że twoje zdrowie na to pozwala? – Mniej mi zaszkodzi Bella niż jazda w powozie. – Jak sobie życzysz. Jesteśmy zaproszeni na popołudniową herbatę. Musimy wyjechać stąd o drugiej. Zwróciła się do Lewisa: – A gdzie na zachodzie mieszka pańska rodzina? – Nieopodal Plymouth, Wasza Książęca Mość. – O, to nad morzem. Tam jest pięknie. – Przepięknie i dziko, Wasza Książęca Mość. I tak oto ciągnęła się kolacja. Julia bardzo uważała, aby nie wydać się wścibską, jednak miała wrażenie, że pan Lewis mówi chętnie, zwłaszcza o rodzinie. Alistair, zajęty własnymi myślami, odzywał się z rzadka, tylko jeśli ktoś zwracał się wprost do niego. Gdy przyszła pora opuścić jadalnię, Julia wymówiła się zmęczeniem i zrezygnowała z herbaty w salonie. Kiedy odchodziła, zostawiając dżentelmenów z ich porto, czuła, że ktoś ją bacznie obserwuje. Raczej nie był to pan Lewis. Chłód Alistaira bolał ją bardziej, niż się spodziewała. Czy to możliwe, że pomimo wszystkich zapewnień odprawi ją teraz, skoro nie mogła urodzić mu dziedzica? Odprowadziwszy Lewisa do pokoju, Alistair, ubrany tylko w szlafrok, zawahał się, przystając pod drzwiami sypialni żony. Sumienie go gryzło na myśl o jej smutnym spojrzeniu podczas kolacji. On poczuł ulgę, a ona

najwyraźniej

popadła

w

przygnębienie.

Z

pewnością

uważała,

że

niewypełnienie powinności żony jest hańbą. Miała myśli wypisane na twarzy. Nie mógł patrzeć na jej udrękę. Zaklął pod nosem. Aż tak pragnie ją uszczęśliwić, że zapomniał, do czego są zdolne kobiety? Gotów był zaryzykować, byle tylko zyskać jej uśmiech? Przecież jego bolesne życiowe doświadczenia dowodziły, że kobiety nie mają za grosz honoru. A może Julia jest inna? Czyżby właśnie na tym polegał jej nieodparty urok? A może on znów pozwala, by naiwne pragnienie, aby ktoś się nim zaopiekował, wzięło górę nad zdrowym rozsądkiem? Poczuł gorycz, uświadomiwszy sobie, że znalazł trafną odpowiedź. Zapukał delikatnie do drzwi i wszedł do środka. Siedziała w łóżku. Uniosła wzrok, gdy wszedł. – Alistair? Spodziewałam się Robins ze szklanką mleka. – Jesteś niespokojna? – Trochę. – Ja też. – Zamknął drzwi na klucz. – Oj, ale Robins… – Wolisz mleko czy mnie? – spytał. Zrzucił z siebie szlafrok i wśliznął się do łóżka. Patrzyła nań z niedowierzaniem. Dotknął wargami jej ust, a potem całował ją, długo i mocno. Czuł, jak roztapia się w jego objęciach, słyszał jej cichutkie jęki. Czyżby ogarniało go szczęście? – Okryj się dobrze, kochanie – szepnął wprost w jej wargi. – Żebyś się nie przeziębiła.

To była jedna z najlepszych rzeczy na świecie: objęcia własnego męża. Jego ciepło otulało Julię jak blask buzującego ognia. Zmysły oszałamiał zapach wody kolońskiej i mydła oraz słodycz wyczekiwania. Otoczył ją ramionami, jedną dłonią objął pierś, drugą położył zaborczo na jej brzuchu, ustami muskał jej kark, aż przechodziły ją dreszcze. Jęknęła i odwróciła się twarzą do męża. Blask świecy na stoliku nocnym tworzył grę światłocieni na jego twarzy, skrywał jego myśli. Dostrzegła jednak błysk uśmiechu, gdy przesuwał palcami po jej policzku, uchu, brodzie, gdy oparł kciuk o dolną wargę. Miała wrażenie, że się rozpływa pod tym dotykiem. – I jak, cieplej? – zapytał łagodnie. – Tak – wysapała bez tchu pod naporem jego palca. W odpowiedzi na pieszczoty otworzyła usta i polizała go, smakując lekko słoną skórę, potem ugryzła, na tyle mocno, że syknął. – Zrobisz to jeszcze raz, a będę ci musiał wymyślić jakąś karę – mruknął zmysłowo. Niemal stopniała na myśl, jaka rozkoszna mogłaby być ta kara. Dotknęła zębami jego kciuka. – Wasza Książęca Mość powinien być na tyle roztropny, aby mnie nie prowokować. – Zawsze potrafisz mnie zaskoczyć – powiedział rozbawiony. Skubnęła jego dolną wargę. Szybko nabrał powietrza, przygwoździł jej dłonie swoimi i naparł na jej usta. Wsunął udo między jej nogi, przywierając do miejsca, które tak domagało się jego dotyku.

Powoli, zmysłowo wycofał język, pachniał proszkiem do zębów i słodką obietnicą. Zatonęła w natłoku oszałamiających wrażeń. Gdy cofnęła język, delikatnie zacisnął zęby. Znieruchomiała, spodziewając się ugryzienia, bólu. Tymczasem tylko przez chwilę ssał jej usta. Uniósł głowę, spojrzał jej w twarz. – Jeszcze? – Tak. Celowo ją tak dręczył zmysłowymi pieszczotami. Zacisnęła dłonie w pięści, lecz jego dłonie na nadgarstkach nie zostawiały jej swobody ruchu. – Tak, proszę – wysapała. Pośpiesznie zdjął z niej koszulę. Potem opuścił głowę i polizał zagłębienie pomiędzy piersiami, połaskotał nosem sutek, obrysował go językiem.

Po

chwili

przeniósł

pieszczoty

na

drugą

pierś.

Oszalała

z podniecenia zerknęła na piękne, złociste, gęste włosy męża. Sama już nie wiedziała, czy chce wplątać palce w te włosy, czy też rwać mu je z głowy za to, że tak ją prowokuje. Zacisnął gorące i wilgotne usta na jej sutku, musnął zębami wrażliwą skórę, lekko zagryzł, przyprawiając ją o rozkoszny ból... – Alistair – wysapała. Wciągnął głębiej do ust jej sutek. – Pragnę cię – błagała, wijąc się pod nim i wypychając ku niemu biodra. – Już. Teraz. Alistair. Chcę cię poczuć w sobie. – O nie, kochanie. Wygiął usta w uśmiechu, przesunął się niżej i zaczął obsypywać pocałunkami jej brzuch, a po chwili dotarł do trójkącika kręconych włosów. – Alistair, nie możesz…

Uklęknął i rozsunął jej uda. Uśmiechnęła się, gdy na nią spojrzał. Zaraz w nią wejdzie. Zatrzepotała powiekami, nie mogąc się doczekać tej pieszczoty. Puścił jej dłonie, nachylił się i delikatnie ją polizał. Z trudem łapała oddech, nie była w stanie się poruszyć. Jego mokry język budził niezwykłe doznania. Okrążył nim najczulszy punkt, drapiąc zarostem wewnętrzną stronę uda. Kreślił kółka, pozwalając sobie na nieoczekiwane przerwy. Potem naparł ustami i wsunął w nią język. Krzyknęła. W jej uszach głośno dudniła krew. Gdy gwałtownie przygarnął ją do siebie, dotarło do niej, że on również jest szaleńczo podniecony. – Alistair… – powiedziała, próbując spojrzeć mu w oczy ponad przytrzymującym ją muskularnym ramieniem. – Ale ty nie… – Niczego się nie obawiaj. – Przecież… – Śpij – powiedział. Miałaby teraz spać? Pragnęła doprowadzić go do ekstazy. Gładził ją po głowie i po plecach. Delikatne, koliste ruchy dawały jej ukojenie. Wspaniały mężczyzna. Kochający. Czuły. Ale także rozwiązły książę. Rozpustnik. Która wersja jest prawdziwa? Poczuła, że pomału ogarnia ją senność. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale tylko ziewnęła. – Ciii… – To był ostatni dźwięk, jaki usłyszała. Niepokoiła go czułość, jaką żywił do trzymanej w ramionach kobiety. Nie poruszył się, dopóki nie zyskał pewności, że Julia zasnęła. W końcu jej

miarowy

oddech

powiedział

mu,

że

pogrążyła

się

w

objęciach

Morfeusza. Dopiero

wtedy

nieznacznie

się

przesunął

się,

by

złagodzić

ból

w lędźwiach. Nie będzie ryzykował przyszłości swojego syna. Jeśli jednak zachowa ostrożność, może zyskać całkiem udane małżeństwo. Fakt, że jego pieszczoty sprawiły Julii rozkosz, napawał go radością. Musiał tylko pamiętać, aby ich zbliżenia nie skończyły się spłodzeniem dziecka. Zamknął oczy i odetchnął głęboko. Wiele godzin później obudził się, zdumiony, że jednak zasnął, i poczuł przytulone do boku szczupłe ciało. Otworzył oczy na poranną szarówkę zaglądającą przez rozsunięte zasłony i zdał sobie sprawę, że znów pożąda Julii, i to bardzo. Ostatnio rzadko zdarzało mu się spędzić całą noc w łóżku z kobietą, choć Donatella, włoska kurtyzana, która miesiącami ukrywała go przed francuskimi żołnierzami, zawsze lubiła, kiedy budził ją jakąś wyrafinowaną pieszczotą. To od niej nauczył się wszystkiego na temat sztuki miłości. Była doskonałą

kochanką,

świetną

nauczycielką,

w

pewien

sposób

także

przyjaciółką. To, że na końcu go zdradziła, zabolało, choć niczemu nie powinien się dziwić, zważywszy, jak hojną nagrodę wyznaczono za jego głowę. Julia poruszyła się, otworzyła oczy, zamrugała. – O. – Hm – mruknął, nie wiedząc, jak ma zareagować na jej okrzyk zdumienia. Uśmiechnęła się. – Dzień dobry, Wasza Książęca Mość.

I nagle wszystko jakby wróciło na swoje miejsce. A jego ciało znów domagało się pieszczot. Po Donatelli był tylko jeden raz, kiedy zasnął przy kobiecie – podczas pierwszej nocy z Julią. Czy to właśnie taki przebieg wydarzeń doprowadził go do małżeństwa? Potrzeba przynależenia do kogoś? Poczucie, że jest się komuś potrzebnym? Nawet jeśli tak było, wolał zamknąć oczy na prawdę. To Julia, jak wszystkie kobiety w jego życiu, potrzebowała jego majątku i pozycji, aby czuć się bezpiecznie. Nie on. Zważywszy, jak bardzo zawiódł swego syna, miał szczęście, że dostał od losu przynajmniej tyle. Chcieć więcej, to prosić się o rozczarowanie. Zaklął w duchu. Nie mógł pozwolić sobie na uleganie słabościom. To małżeństwo sprawdzi się tylko w przypadku, jeśli Alistair zachowa odpowiedni dystans. Odsunął się od Julii i sięgnął po szlafrok. Podszedł do okna, usiłując się opanować na tyle, by mógł spojrzeć jej w oczy. – Muszę wracać do siebie, zanim twoja pokojówka przyjdzie z tacą. Słysząc, jak Julia wstaje z łóżka, czuł żal. Dał jej jeszcze chwilę, aby się ubrała, i dopiero wtedy się odwrócił. Poczuł ulgę, lecz zarazem rozczarowanie. Falbaniasta koszula okrywała ją od szyi do kostek. Wyciągnął ręce i przyciągnął ją do siebie, a potem pocałował tak namiętnie, że aż jęknęła. Po czym wtuliła się w niego i odwzajemniła pocałunek, który wydawał się nie mieć końca. – Zjesz ze mną śniadanie? – wykrztusił w końcu. Z ustami czerwonymi i obrzmiałymi od pocałunków, kiwnęła głową.

Dzień był ponury i dżdżysty. Julia po śniadaniu była skazana na bawialnię i swój haft. Ciągle rozmyślała o wizycie księżnej wdowy i tym, że nie powiedziała o niej Alistairowi. Miała tyle okazji, a teraz z igły zrobiły się już prawdziwe widły. Czego się tak bała? Może Grindle już mu powiedział? Kamerdyner, jakby przywołany myślami, pojawił się z ukłonem. – Czy przynieść herbaty, Wasza Książęca Mość? – Tak, poproszę. Grindle, czy wspomniałeś Jego Książęcej Mości o wizycie księżnej wdowy? – Nie, Wasza Książęca Mość. A powinienem był? – Nie. Tak się po prostu zastanawiałam. Przekażesz Jego Książęcej Mości, że mógłby dołączyć do mnie na herbatę? Gdy Grindle opuścił pokój, podeszła do okna i pomyślała, że złoży przemilczenie z

pięknego

na

karb

porannego

zapomnienia. widoku,

Za

deszcz

szybą

niewiele

przesłaniał

pozostało

wszystko

oprócz

najbliższych obiektów. Wyprostowała ramiona. Nie miała się czego bać, ale zważywszy podejrzenia męża, te jego słowa o kukułczych jajach... Może Alistair uzna, że po raz kolejny nie jest z nim szczera? Dzięki Bogu, że przynajmniej nie zmienił zdania w kwestii wizyty u Beauworthów. Czuła, że musi wyjść z domu, spotkać się z ludźmi. Miała nadzieję, że ulewa do jutra przejdzie. Jeśli nie, będą musieli pojechać powozem albo odłożyć wizytę. Spojrzała na niebo. Ciężkie chmury wyglądały tak, jakby miało z nich padać przez wiele dni. Westchnęła i przygotowała się duchowo na spędzenie kilku dni przy robótce, z igłą w dłoni. Może popracuje nad jasnym, wesołym kompletem poduszek do tego pokoju...

Na przyniesionej tacy znajdował się liścik. Jego Książęca Mość zamierzał wypić herbatę w swoim gabinecie, choć kuchnia umieściła na tacy dwie filiżanki. Rozczarowana, odłożyła przybory do wyszywania i wlała gorący napój do filiżanki. Para przyniosła charakterystyczny zapach. Ulung... i coś jeszcze. Niech to diabli. Dodali czegoś dla smaku? A może pomylili tace? Dodała mleka i cukru. Kiedy uniosła filiżankę do nosa i powąchała, zrobiło jej się niedobrze. Wyraźnie wyczuła jakiś mdlący zapach. Głęboko wciągnęła go w nozdrza. Wydał jej się znajomy. Laudanum. Oczywiście. Właśnie ten smak i zapach czuła od pewnego czasu w podawanych jej napojach. Dlaczego? Z obrzydzeniem wlała zawartość filiżanki z powrotem do imbryka i szybko nałożyła pokrywkę. Serce jej się ścisnęło. A więc to dlatego od tylu dni miała mdłości. Nie z powodu tego, o co oskarżał ją Alistair, a czego nie śmiała się spodziewać. Smak laudanum czuła także w porannej czekoladzie. Wzdrygnęła się. Po jednej dawce maku w dzieciństwie ciężko się rozchorowała i lekarz powiedział rodzicom, że mają jej nigdy więcej go nie dawać. Po co ktoś to robił? I kto to był? Nikt inny nie wiedział o jej nietolerancji na laudanum. Nie było powodu poruszać tego tematu. Po prostu nigdy nie używała tego środka ani na ból głowy, ani na comiesięczne dolegliwości. Przycisnęła palce do skroni, usiłując to wszystko zrozumieć. Wiedziała, że po laudanum ludzie robią się senni. Przestają czuć ból. Niektórzy także nabierają skłonności do codziennego zażywania. Przeszył ją zimny dreszcz. Może ktoś chce, by się uzależniła od tego środka? Ale dlaczego?

Dygocąc, zakryła usta dłońmi, próbując zmusić się do opanowania. Czy powinna o tym powiedzieć Alistairowi? To był jego dom, jego służba, tutaj wszystko należało do niego. Mógł coś takiego zaaranżować. Ale czy byłby do tego zdolny? I po co miałby to robić? Aby była mu we wszystkim uległa? A może żałował, że się z nią ożenił i chciał się jej w ten czy inny sposób pozbyć? Teraz, gdy wiedział, że nie da mu dzieci, tym bardziej upewnił się w swoim postanowieniu? Jeśli odkryje, że laudanum nie działa, jaki będzie jego następny krok? Nieprzytomna ze strachu, objęła się rękoma w talii.

ROZDZIAŁ DZIASIĄTY Alistair pędził po schodach na piętro, przeskakując po dwa stopnie. Robił, co mógł, by zachowywać dystans wobec żony. Pragnął utwierdzić się w przekonaniu, że nie jest niewolnikiem własnych żądz. Jednak po tym przerażającym

dniu,

gdy

zastał

Julię

nieprzytomną

w

wannie,

w regularnych odstępach czasu sprawdzał, czy wszystko z nią w porządku. Inaczej lęk nie pozwoliłby mu się niczym zająć. To było bardzo dziwne. Pod drzwiami przybrał maskę uprzejmej grzeczności. Julia cicho krzyknęła na jego widok, odrywając wzrok od imbryczka i gwałtownie uniosła dłoń ku szyi. – Alistair. Przestraszyłeś mnie. – Zaprosiłaś mnie na herbatę. – Przecież odmówiłeś. Lubił w niej to, że potrafiła mu się przeciwstawić, choć wiedział, że za każdym razem musiała przezwyciężać strach. – Zmieniłem zdanie. Nalejesz mi herbaty? Wytrzeszczyła oczy. Jej dłoń zawisła nad imbryczkiem. Zmarszczył brwi i sam wyciągnął po niego rękę, zauważywszy, że jej filiżanka jest jeszcze pusta. – Nie ruszaj! – ofuknęła go, przyciskając dłoń do pokrywki. – Dlaczego nie mogę się napić z tobą herbaty? Nie wolno mi zmienić zdania? – Starał się mówić spokojnie, jednak jej słowa zabolały go bardziej,

niż się spodziewał. – Nie możesz. To znaczy… tak, wolno ci. Nie o to chodzi. – Była wyraźnie czymś podenerwowana, niespokojna. – Co się stało? Zachowywała się bardzo dziwnie. Raz jeszcze sięgnął po imbryk. – Czekaj. Nie spodziewałam się, że przyjdziesz. Jest pełen herbaty, którą lubisz, ale nie mogę cię poczęstować. Przepraszam. Niechcący wlałam swoją herbatę z mlekiem z powrotem do środka. – To trzeba dać znać do kuchni. W jej oczach czaił się niepokój. Załamała ręce na kolanach. – Ach tak… ja… zapomniałam. – Spojrzała na niego przepraszająco. Bała się, że będzie zły, bo zmarnowała herbatę? Czyżby jej były mąż czynił jej wyrzuty z powodu takich drobiazgów? Karał ją za najbłahsze przewinienia? Ogarnęło go poczucie winy. Trzymał się na dystans, aby ją chronić, lecz jednocześnie pragnął dodać jej otuchy. Powinna zrozumieć, że nic jej z jego strony nie grozi. – Idź, włóż płaszcz i kapelusz – powiedział, dziwiąc się samemu sobie. Spojrzała na niego, zaskoczona, potem przeniosła wzrok na okno. Padał rzęsisty deszcz. – Gdzieś wychodzimy? – Na herbatę, która będzie ci smakować. Spotkajmy się za pięć minut na dole przy schodach. Narzucenie peleryny zajęło Julii tylko chwilę. Dlaczego wybrała jedno z okryć, które pozostały z jej starej garderoby – tego nie wiedziała. Może po prostu w tym okropnym dniu chciała mieć przy sobie coś znanego. Wszystko inne dzisiaj było tak bardzo zagadkowe, niepokojące.

A może… tylko dlatego, że padało? Żadne inne ubranie nie nadawało się na ulewę. Kiedy zeszła do holu, Alistair już na nią czekał. Ujął ją pod rękę. – Tędy. Zamiast wyjść frontowymi drzwiami, wyprowadził ją bocznymi, bez wątpienia używanymi przez służbę. Obeszli wokół stajnie i inne budynki gospodarcze, aż dotarli do małego domeczku krytego strzechą, którego wcześniej nie zauważyła. Gdy zapukał do drzwi, z początku uznała, że nikogo nie ma w domu, potem jednak usłyszała ostry i szybki tupot i drzwi otworzyły się. Wyjrzała osadzonymi

drobna na

dama

o

imponującym

ptasiej nosie.

twarzy, Uśmiech

chudej,

z

odmienił

okularami jej

wyraz

z surowego na życzliwy. – Crawfy! Wchodź, wchodź! Nie stój na deszczu. I pani też, młoda damo. O mój Boże. Chciałam powiedzieć „księżno”. Alistair nachylił się i ucałował ją w chudy policzek. – Och, Digger, w końcu cię odwiedziliśmy. Julio, ta dama to panna Digby, moja dawna guwernantka. – Crawfy? Digger? – rzuciła szeptem przez ramię, gdy wprowadzał ją do środka. Wziął od niej pelerynę, szeptem odpowiadając: – Takie przezwiska z dzieciństwa. – Zawiesił ubrania na haczykach za drzwiami. Zaprosił ją gestem do pomieszczenia, gdzie chwilę wcześniej znikła gospodyni. Okazało się, że to kuchnia. Na każdej poziomej powierzchni piętrzyły się chwiejne stosy książek. – Siadajcie. Czujcie się jak u siebie.

Panna Digby zakrzątnęła się przy imbryku, stawiając go na czajniku z

wodą,

już

gotującą

się

na

małym

piecyku

po

drugiej

stronie

pomieszczenia. Zerknęła na Julię ponad okularami. – Mam nadzieję, że nie spodziewa się pani tego okropnego ulunga, który Crawfy tak lubi. Ja go nie znoszę. – Ja też – odparła ze szczerą ulgą Julia. Alistair skrzywił się. – Przyszedłem na herbatniki. – Głupi chłopak. Pieką je w twojej własnej kuchni i stamtąd mi przynoszą. Herbata była gotowa, a na talerzu w niebieskie wzorki wylądowały maślane paluszki. Usadowili się wokół kuchennego stołu z pełnymi filiżankami obficie doprawionymi śmietanką. Julia zmrużyła oczy z rozkoszy, czując wspaniały smak. – No, Crawfy, to co cię do mnie sprowadza? – Uśmiechnęła się do Julii. – Ostatnio przychodzi do mnie, tylko jak coś mu leży na wątrobie. – Przyszliśmy na herbatę – powiedział. Panna Digby powstrzymała uśmiech. – A panią co dręczy, księżno? – Jeśli droga Digger robi się taka oficjalna, to zaraz nam coś wygarnie. „Droga Digger” spojrzała nań surowo. – Przyznaj się. Wyglądało na to, że stara dama wciąż ma władzę nad swoim krnąbrnym podopiecznym.

Julia

też

powstrzymała

uśmiech.

Nie

posiadała

się

z wdzięczności, że Alistair ją tu przyprowadził. Przy pannie Digby wydawał się o wiele bardziej… ludzki. Bardziej przystępny niż książę,

który zaledwie parę minut temu wpadł do jej bawialni. Bardziej przystępny nawet niż mężczyzna, który tak wspaniale się z nią kochał. W jego oczach zamigotały figlarne iskierki. – Moja żona sądzi, że ktoś usiłuje ją otruć. Julia zamarła. Wzrok guwernantki wyostrzył się za okularami. – Rany boskie. – Zerknęła na Julię. – Czy to prawda? – Nie, nie – odpowiedziała, za późno uświadamiając sobie, że Alistair żartował. – Po prostu przynieśli mi herbatę ulung, której bardzo nie lubię. Szczególnie, kiedy jest doprawiony laudanum, ale tego nie zamierzała dodawać. Nie po tym, jak Alistair powiedział o truciźnie. – Musieli pomylić tace. – Chciałaby, żeby to było takie proste. – Jest pani pewna, że to nie wybryki tego psotnego młodzieńca źle wpływają na pani trawienie? Julia omal nie zakrztusiła się herbatą. – Oj, Digger – powiedział Alistair. – Nie zdradzaj moich sekretów. Chciałbym, żeby moja żona mnie szanowała. Panna Digby zachichotała. – Na szacunek trzeba sobie zasłużyć, młody człowieku. – Ileż to razy ja słyszałem ten cytat. – Spojrzał na nią łagodnie. Julia miała wrażenie, że uczestniczy w czymś bardzo ważnym. Jakby Alistair dopuścił ją do fragmentu swojego życia, którego nigdy nikomu nie pokazywał. Serce jej się ścisnęło. Nie chciała tego. Nie chciała się bardziej angażować, wiedząc, że przez większość czasu on w zasadzie nie pamięta o jej istnieniu. Jeśli przestanie się pilnować, jego chłód jeszcze bardziej ją zrani. Dość miała bólu odtrącenia.

– Pani zawsze mieszkała w Sackfield, panno Digby? – zapytała, chcąc sprowadzić rozmowę na bezpieczniejsze tematy. –

Ależ

skąd.

Wyjechałam,

kiedy

przyszła

pora

na

porządną

nauczycielkę. Alistair znów zacisnął usta. – Miałem wtedy siedem lat. Moja macocha obawiała się, że panna Digby jest zbyt pobłażliwa. – Trochę byłam – wtrąciła z żalem starsza pani. – Trudno mi było zmusić się do chłostania małych dzieci. – Uśmiechnęła się ze smutkiem. – Według mnie więcej się osiąga marchewką niż kijem. Ale ty nawet dla mnie byłeś trudny. – Gdybym wiedział, że Isobel zamierza cię odesłać, byłbym wzorem dobrego zachowania. – Uniósł wzrok i zobaczył, że Julia go obserwuje. Twarz mu skamieniała. Wrażenie, że jest dopuszczana do jakichś sekretów, rozwiało się niczym mgła. Poczuła ukłucie w sercu. – Ale teraz pani wróciła? – Tak, mam mały domek, jak zawsze chciałam, dzięki Alistairowi. Gdy osiągnął pełnoletniość, odnalazł mnie i przyjechał do mnie. Kiedy był mały, zawsze sobie żartowaliśmy, że będziemy mieszkać w małym wiejskim domku i nic nie robić, tylko czytać książki. On uwielbia książki tak samo jak ja. – Naprawdę? – Kolejna rzecz, której nie wiedziała. – Teraz nie mam czasu na czytanie – powiedział. – Całą moją uwagę zaprząta rola księcia. Starsza pani uśmiechnęła się. – Oraz nowe mężowskie obowiązki.

Julia zarumieniła się. – Musisz go przekonać, żeby zarezerwował trochę czasu dla siebie – dodała starsza pani. Tak jakby miała na niego jakikolwiek wpływ. Chociaż tutaj spędzał z nią więcej czasu niż w Richmond. – Tak, spróbuję. – Bo co więcej mogła powiedzieć? – Słyszałam, Crawfy, że zatrudniłeś sporo nowych służących. I część z nich przywiozłeś ze sobą. – Żonaty książę potrzebuje więcej służby – mruknął. – I tutaj, i w Londynie. A zwłaszcza tutaj, bo księżna bez wątpienia będzie przyjmować gości. Starsza dama kiwnęła głową. – Rozsądnie. A o co chodzi z tą pani pokojówką, Robins? Słyszałam różne narzekania. Nie budzi ciepłych uczuć wśród reszty służby. Julia zamrugała, zdziwiona bezpośredniością pytania. – Robins jest u mnie od trzech tygodni. Zgadzam się, jest trochę sztywna, ale była gorąco polecana panu Lewisowi. Alistair zmrużył oczy. – Przez kogo? – Nie jestem pewna. Pan Lewis nie powiedział. – Hm – mruknęła panna Digby. Rzucili sobie z Alistairem porozumiewawcze spojrzenie. – O co chodzi? Kto mógł ją polecić? – zapytała Julia. – Księżna wdowa – odpowiedzieli jej unisono. – Czasami próbuje mi przemycić szpiegów do służby – dodał Alistair. – Lubi wściubiać nos w moje sprawy. Julia otworzyła usta.

– Naprawdę? Alistair wzruszył ramionami. – Z jakiegoś powodu ciągle chce mieć mnie na oku. Idiotka. – Czemu pomyślałeś, że mogłaby mnie szpiegować? – Żeby narobić mi kłopotów. Gdyby usłyszała jakąś nieprzyjemną plotkę… Żołądek się jej skurczył na myśl o sprawie, która nigdy nie może wyjść na jaw, o wieczorze, kiedy się poznali. Przełknęła ślinę. Jeśli nic nie powie o wizycie księżnej wdowy, on gotów pomyśleć, że jest z nią w zmowie. Zebrała się na odwagę. – Ja… ja ci nie mówiłam, ale twoja macocha złożyła mi wczoraj wizytę. – Stara poczwara. Na pewno przyszła, bo wiedziała, że mnie nie ma. – Tak sugerowała. – Dlaczego wcześniej o tym nie wspomniałaś? Julia zesztywniała pod jego przeszywającym spojrzeniem. – Crawfy – powiedziała panna Digby. – Sam wiesz, że niełatwo się z tobą rozmawia o takich sprawach. Zwłaszcza jeśli dotyczą twojej macochy. – Szczerze – dodała Julia – to wczoraj zapomniałam, bo tyle się działo. Chciała, abym poparła jej żądanie wprowadzenia się do rodowego domu. – Ojciec w testamencie zapisał jej rodowy dom w Balderston. I niech jej noga nigdy nie postanie w majątku Sackfield, więc proszę jej tu nie zapraszać. – Jej Wysokość niezbyt przepada za Yorkshire – rzuciła panna Digby, patrząc na Alistaira, choć Julia nie była pewna, czy to napomnienie, czy wsparcie. – Za dużo tu owiec.

– Raczej za daleko od Londynu – odparł Alistair. – Aż dziwne, że nie poprosiła cię o zwrot rubinów Dunstanów. Zachowywała się, jakby to była jej osobista własność. Należą do księstwa, więc może je nosić tylko aktualna księżna. Twarz zapłonęła jej czerwienią, gdy przypomniała sobie dokładnie, co robili, kiedy powiesił te rubiny na jej nagiej skórze. Złożyła dłonie na kolanach, ściskając je do bólu, usiłując wyprzeć te wizje z mózgu. Czy powinna mu powiedzieć o laudanum? Istniała wszak okropna możliwość, że to on jest odpowiedzialny za dodawanie tego środka do jej herbaty. Jeśli tak, głupio byłoby zdradzić, że odkryła prawdę. Julii zrobiło się niedobrze. Najpierw laudanum w herbacie, potem pokojówka, która być może pracuje dla jego macochy. Czyżby wychodząc za Alistaira, wpadła z deszczu pod rynnę? Alistair musiał wyczuć jej niepokój, bo wyciągnął rękę i ścisnął delikatnie jej dłoń. – A Robins się nie przejmuj. Napiszę do Lewisa i dowiem się, kim ona jest i skąd się wzięła. Kolacja przebiegła w dziwnej ciszy. Alistair był zamyślony, ona także. Panna Digby opowiadała, jakim wspaniałym był chłopcem. Radosnym. Miłym. Inteligentnym. Teraz pasowało doń tylko ostatnie z tych określeń, choć rzeczywiście czasami bywał dla niej miły. Bardziej niż miły, czuły. I hojny. Czyżby się myliła, podejrzewając go o niecne postępki? –

Podano

herbatę,

Wasza

Książęca

Mość



obwieścił

Grindle,

powiadomiony wcześniej, że po kolacji oboje chcą się udać do bawialni. Alistair przytrzymał jej krzesło, kiedy wstawała, i odprowadził ją do bawialni. Uniósł pokrywkę imbryka i powąchał.

– To nie ulung. Rozmówiłem się z kuchnią i poprosiłem, żeby już go nie parzyli, że ci nie służy i by podawali go tylko w moim gabinecie. Julia nachyliła się i zaciągnęła wonną parą. – Pięknie pachnie. – Ani śladu makowej nuty. – Zgadzam się. To naprawdę okropne, kiedy przez wzgląd na kogoś innego musisz się obywać bez czegoś, co naprawdę lubisz. - Spojrzał na nią bystro, ale kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu.– Zawsze mnie zdumiewa ile informacji potrafisz wyczytać z jednego burknięcia. – Mam braci, a oni porozumiewają się prawie wyłącznie takimi burknięciami albo wydają sobie rozkazy. – To był jeden z powodów, dla których tak chętnie przystała na jego propozycję małżeństwa. Myślała, że nic nie będzie gorsze od domu pełnego braci. Jakże się myliła. Alistair skrzywił się. Oczywiście, on przecież też miał brata i był z nim skonfliktowany. – Jesteś gotowa na jutrzejszą wizytę u Beauworthów? – Nie mogę się jej doczekać. Planujesz się także zobaczyć z bratem? – Wręcz przeciwnie. - Dopił herbatę, odstawił filiżankę i spodek na tacę. – Muszę jeszcze dokończyć pewną korespondencję. Odprowadzę cię na górę. Dopiła herbatę, a on pomógł jej wstać. Zawsze taki szarmancki, tak przestrzegający towarzyskich reguł, ale nie ma w tym ani krzty ciepła. Przez większość czasu. A jednak chwilami widziała w nim jeszcze uwodzicielskiego mężczyznę, który tak zachwycił ją tej pierwszej nocy. A przy pannie Digby był pełen chłopięcego wdzięku. Który z nich to prawdziwy Alistair? Czy był człowiekiem, który dodałby laudanum do herbaty niechcianej żony? Jedyne, co powstrzymywało ją przed ucieczką, to fakt, że tego

popołudnia sam także był gotów nalać sobie herbaty. Gdyby to on dodał laudanum, na pewno by tego nie zrobił. Chyba że był naprawdę bardzo, bardzo sprytny. Weszli na górę, ona trzymała mu dłoń na ramieniu, on miał wzrok wbity przed siebie. Przystanął przed drzwiami jej sypialni i spojrzał na nią pytająco. Powietrze, dotąd chłodne, zaiskrzyło od napięcia. Jego usta złagodniały, stały się zmysłowe. Serce jej przyśpieszyło, oddech skrócił się, jakby zabrakło powietrza do oddychania. Jego oczy rozszerzyły się nieznacznie. Iskra porozumienia przeskoczyła pomiędzy nimi. Mimo wszelkich wątpliwości, nadal uważała go za niezmiernie pociągającego. – Może wejdziesz? – Zabrzmiało to błagalnie. Żałośnie. Otworzył drzwi, przez chwilę patrzył na nią, a potem wyprostował się, jakby podjął decyzję. – Dzień był bardzo długi, a jutro będzie jeszcze dłuższy. Nie chcę nadwerężać twoich sił. Do zobaczenia z rana przy śniadaniu. Wprowadził ją do środka i poszedł. Uśmiech na twarzy Alistaira witającego ją za śniadaniowym stołem był tak serdeczny, że aż zrobiło jej się ciepło na sercu. Minę miał radosną, trochę nawet zawadiacką. Naprawdę ucieszył się na jej widok. – I jak się dziś czujemy? – zapytał, gdy przyniosła sobie talerz do stołu, a on odsunął jej krzesło. Dżentelmen w każdym calu. – Całkiem dobrze, dziękuję. Czy nasza wizyta u Beauworthów odbędzie się zgodnie z planem? Rzucił jej przelotne badawcze spojrzenie, jakby upewniając się, czy ona rzeczywiście dobrze się czuje. Jakby nie ufał jej osądowi lub wątpił w jej

prawdomówność. – Wygląda na to, że ładna pogoda się utrzyma. Nadal masz ochotę na przejażdżkę wierzchem? – Tak. – Wiedziała już, od czego źle się czuje, więc miała wybór. Powóz by jej nie przeszkadzał, ale jazda konna była przyjemnością i przywilejem, którego lata całe jej odmawiano. – Zatem do zobaczenia o drugiej. Mam sporo papierkowej roboty do skończenia przed wyjazdem. – Wstał i wyszedł, zabierając ze sobą gazetę. Zmarszczyła czoło, widząc tylko do połowy opróżniony talerz. Czy to przez nią stracił apetyt? Uniosła pokrywkę jego imbryka i powąchała. Ulung. Uniosła pokrywkę swego imbryka. Laudanum. Zmroziło ją. Straciła dech, serce zabiło mocniej w piersiach. Podszedł służący. – Czy nalać pani, Wasza Książęca Mość? – Dziękuję, nie. – Co ma do licha zrobić? Zaufać Alistairowi i powiedzieć mu, czy zachować to dla siebie, póki nie wykryje sprawcy. To drugie wyjście było mądrzejsze, choć serce podpowiadało, że on powinien wiedzieć – o ile rzeczywiście jest niewinny. Dzień przestał się wydawać taki piękny. Aby zająć się czymś innym niż ponure rozmyślania, spędziła poranek na przeglądzie pościeli. Podczas południowego posiłku Alistair nie dołączył do niej, a ona piła tylko wodę. O drugiej spotkali się w stajniach, on przyszedł z biura rządcy, gdzie według Grindle’a spędził całe rano, a ona – z domu. Zanim wsiedli na konie, znów rzucił jej badawcze spojrzenie. – Wszystko w porządku?

– Oczywiście – odparła, siląc się na uśmiech. Ruszyli szybkim truchtem niesprzyjającym pogawędce, ale na rozstaju dróg, skąd szło się do sadu, nie oparła się i zerknęła na Alistaira, ciekawa, czy on także przypomina sobie te czułe chwile, które tu przeżyli. Uniósł brew i po swojemu wygiął wargi. Oczywiście, że wspominał. Podjęła decyzję. Gdy tylko wrócą do domu, powie mu o laudanum. Musiała ugryźć się w język, żeby czegoś od razu nie powiedzieć. Nie miała ochoty przyjeżdżać do Beauworthów w połowie takiej dyskusji. Gdy przejeżdżali wzdłuż łąk, Alistair wyprostował się w siodle, a potem obejrzał za siebie. Powędrowała spojrzeniem w tym samym kierunku. – Ktoś znajomy? – Nie jestem pewien. Kobieta. Stała tyłem, z drugim człowiekiem, ale jakoś mi znajomo wyglądali. – Skrzywił się. – Mniejsza o to. Nieważne. – Daleko jeszcze? – Parę minut. Boxted jest na pograniczu posiadłości Beauworthów. – Zerknął na nią. – Zmęczona jesteś? Wręcz

przeciwnie.

Podjąwszy

decyzję,

poczuła

się

lżejsza,

swobodniejsza, jakby ktoś zdjął jej z ramion wielki ciężar. – Ani trochę. Ale miło, że pytasz. – Spodoba ci się ich dom, a ogrody też są niewiarygodne. Mieszkają w tej części Hampshire od kilkuset lat. Mają dłuższy rodowód niż ja, chyba wywodzą się od wikingów. – Nie wygląda za bardzo na wikinga. Wydawało mi się, że byli jasnowłosymi olbrzymami. Choć rzeczywiście jest potężny. – Zapewne po matce. Była Francuzką. – Znacie się od dzieciństwa?

– Nie za bardzo. Ja byłem w szkole, a on mieszkał tutaj, guwernerzy go uczyli. Bliżej mu wiekiem do Luke’a. Twarz mu pociemniała na samą myśl o bracie. – A markizę poznałeś? – Poznałem, chociaż ona rzadko pojawia się w mieście. Myślę, że przypadnie ci do gustu. Beauworth był na naszym weselu tylko dlatego, że miał akurat jakieś parlamentarne sprawy do załatwienia. – Czyli jest oddanym mężem. – Tak się wydaje. Wiele lat walczył z Francuzami. – Zawahał się. – Przez pewien czas krążyły plotki, że jest zdrajcą, ale teraz, gdy wojna się skończyła, wszystko to chyba poszło w niepamięć. Dojechali do przerwy w żywopłocie, za którą była stróżówka, a dalej szeroki podjazd prowadzący do wspaniałej palladiańskiej rezydencji ze starego złocistego piaskowca. Kiedy dotarli do portyku z kolumnami, podbiegli służący, aby zabrać konie. Zanim zsiedli, Beauworth z małżonką już schodzili po schodach, by ich przywitać. Książę i księżna ewidentnie zasługiwali na oficjalne powitanie, choć uśmiechy były ciepłe. Złote włosy pani Beauworth połyskiwały jasno w świetle słońca. Choć drobna, postawę miała władczą, a szare oczy zalśniły, gdy spoczęły na przystojnym mężu Julii. – Witamy w naszych progach – powiedział markiz, wprowadzając Julię do środka i zostawiając Alistaira w towarzystwie markizy. Jego akcent istotnie pobrzmiewał odrobinę z francuska, jednak bardzo nieznacznie. Bawialnia była pięknie urządzona i pomalowana na przyjemny błękit, z białymi stiukami i gzymsami. Zaraz pojawiła się herbata. Julia szybko poczuła sympatię do energicznej pani Beauworth. – Proszę, mów mi Ellie – powiedziała zaraz. – Liczę bowiem, że zostaniemy dobrymi przyjaciółkami, skoro tak blisko siebie mieszkamy.



Ja

jestem

Julia.

Z

przyjemnością.



Wspaniale

byłoby

mieć

przyjaciółkę. – Macie przepiękny dom. – Ha. W życiu byś tak nie powiedziała, gdybyś zobaczyła, jak wyglądał zaraz po naszym ślubie. Wuj Garricka zmienił go w kawalerską jaskinię. – Wzdrygnęła się. – Na szczęście mąż dał mi wolną rękę w doprowadzaniu go do stanu nadającego się do mieszkania. – Nalała wszystkim herbaty, a dwaj mężczyźni zaraz oddalili się z filiżankami, aby popatrzeć przez okno, jednocześnie rozmawiając o czymś przyciszonymi głosami. Julia nie była w stanie sobie wyobrazić, że Alistair dałby jej w czymś wolną rękę. – Zatrudniłaś architekta? – Do większych przedsięwzięć tak, ale na ogół wystarczyło tylko wstawić parę kwiatów, zmienić zasłony i meble. Różnica była kolosalna. – Może u nas w Sackfield przydałoby się więcej kwiatów. – Trzeba tam coś zrobić, żeby zmienić to miejsce z mauzoleum w dom. – Ogrody macie piękne, jak słyszałam. – To prawda. – Podobnie jak sad jabłkowy. I sypialnie. Stłumiła to wspomnienie, choć coś musiała okazać, bo Ellie rozchichotała się radośnie. – Ach, wy nowożeńcy. Pewnie zaraz będziecie myśleć o urządzaniu pokoju dziecinnego. Julia poczuła ciężar na piersi. Na policzki wystąpiły jej gorące rumieńce. Ellie znów zachichotała figlarnie, całkiem mylnie interpretując jej zażenowanie. – Może po herbatce weźmiesz księżnę na górę i pokażesz jej pokoje dziecinne? – odezwał się markiz. – Na pewno chętnie pozna nasze pociechy. Ellie zerknęła na nią z powątpiewaniem.

– Będziesz chciała? Bo ja jestem strasznie dumną matką. I nudną. Mamy w gnieździe dwóch małych lordów i jedną bardzo wymagającą młodą damę. – Z miłą chęcią. – Mam nadzieję, że nie mówisz tego tylko z grzeczności – Ellie zmarszczyła brwi. – Nie, mówię szczerze. Skoro jesteśmy przyjaciółkami, obiecuję, że nigdy nie będę kłamać ani udawać. – Ja też nie. – Ellie kiwnęła potakująco. – Wspaniale. – Obejrzała się na męża. – Dacie sobie radę bez nas? Markiz skłonił się, lecz w ciemnych oczach błysnęła figlarna iskierka. – Z trudem, skarbie, z trudem. Ale mamy z księciem sprawę do omówienia.

ROZDZIAŁ JEDENASTY W niegdysiejszym kawalerskim królestwie widać było damską rękę. Stół zdobiły wazony ze świeżymi ciętymi kwiatami. W powietrzu unosił się zapach wosku i cytryny. Na sofie przed kominkiem piętrzyły się haftowane poduszki. Najwyraźniej markiz Beauworth trafił już pod pantofel damy. A i Alistair zdążył wkroczyć na tę ścieżkę. Przypomniał sobie teraz, że na jego stoliku śniadaniowym także stał ostatnio bukiet. Przenikliwe spojrzenie Beauwortha zatrzymało się na jego twarzy. – Skoro panie zajęły się czymś innym, usiądź i powiedz mi, jakie masz zastrzeżenia wobec tego, że zatrudniam twojego przyrodniego brata. Dzięki Bogu za człowieka, który mówi prosto z mostu. Alistair opadł na fotel. Beauworth odgarnął ręką kilka kwiecistych poduszek i wyciągnął się na sofie. – Nie ufam mu – powiedział Alistair. – Sto mil ode mnie i mojej rodziny to za blisko jak na tego człowieka. – Masz dowody, że źle ci życzy? Ach, do licha, nie miał dowodów na to, że brat próbował go zabić. Ani że był w jakikolwiek sposób zaangażowany w intrygi matki. –

Jest

moim

spadkobiercą.



Zbyt

wiele

rzeczy

wydarzyło

się

w przeszłości, by czuł się komfortowo, kiedy członkowie rodziny mieszkali w pobliżu. Albo wpadali z wizytami. – Sądzisz, że pragnie twojego tytułu.

– Jeśli umrę pierwszy, jest jego. – Cokolwiek by się stało, tytuł przypadłby rzekomemu bratankowi Alistaira. Ale na razie książę udatnie chronił majątek przed zapędami macochy. Coś, na co Luke’a nigdy by się nie zdobył. Ta kobieta była w końcu jego matką. – Dobrze byś zrobił, przestrzegając mojej maksymy. Przyjaciół miej blisko, a wrogów jeszcze bliżej. A póki co, sprokuruj sobie syna i problem się rozwiąże. Łatwo mu mówić, ale nie zamierzał nic wyjaśniać ani prać rodzinnych brudów. – Zważywszy nasze konflikty z przeszłości, kiedy go spotykam, czuję się nieswojo. – Albo na bratanka, kompletnie niepodobnego do swego prawnego ojca. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było wtajemniczenie w te sprawy Julii. A widok tego chłopaka po prostu mroził mu krew w żyłach. – Domyślam się, że on ma podobne odczucia. Nie zabrzmiało to jak pytanie, ale Beauworth zrozumiał i pokręcił głową. – Z tego co wiem, to nie. Zapytałem go bowiem, dlaczego nie skorzystałeś z jego talentów. Zasugerował, że niezbyt dobrze wam się współpracowało. Twoja strata, mój zysk. – Czyli będziesz z nim nadal pracował? Mimo moich zastrzeżeń? – A dlaczego nie? Nie znalazłem nikogo, kto choćby zbliżał się do niego doświadczeniem. Jest znakomitym zarządcą. Oraz przyjacielem. Alistair powstrzymał się od wysunięcia ostrego żądania. Był w końcu księciem, ale Beauworth nie zareagowałby dobrze na jawny rozkaz. – Bardzo dobrze. Więcej nie będziemy na ten temat rozmawiać, ale nie chcę go ponownie przyłapać na wędrówce po majątku Dunstanów, o żadnej porze. Ufam, że przekażesz mu to życzenie. Beauworth zmrużył oczy.

– Gdybyś tylko podał mi jeden dobry powód… – Mój brat nie jest wart kłótni. – Odstawił filiżankę i spodek na tacę i wstał. – Może udajmy się na poszukiwanie mojej księżnej. Wychwalałem wasze ogrody pod niebiosa, więc nie może się doczekać twojej porady w paru ogrodniczych kwestiach. Beauworth przez moment miał minę, jakby chciał go jeszcze pociągnąć za język, jednak zrezygnował i również wstał. – Cała przyjemność po mojej stronie, książę. – Beauworthowie to przepiękna para – stwierdziła Julia, kiedy minęli ostatnie domki wsi Boxted. Kobieta pracująca na grządce przed domem wyprostowała się, żeby na nich popatrzeć. – Pani Beauworth zaprosiła mnie do komitetu prowadzącego zbiórkę na nowy dzwon kościelny. Spotykają się raz w tygodniu. – I masz na to ochotę? –

Mam.

Poznam

dzięki

temu

naszych

sąsiadów.



Odczekała,

wstrzymując oddech. Pierwszy mąż prawie w ogóle nie pozwalał jej wychodzić z domu. – Bardzo wielu ma ochotę poznać ciebie. I znów niczym nie zdradził, czy to według niego źle, czy dobrze. Postanowiła uznać ten brak opinii za aprobatę. – Przed końcem lata trzeba zaprosić Beauworthów na obiad – dodała. – Jego lordowska mość udzieliła mi wielu porad dotyczących ogrodu. Z przyjemnością pokazałabym mu, jak się sprawdziły. – Dobry pomysł. – Ich dzieci są wspaniałe. – Wierzę ci na słowo.

Miała ochotę nim potrząsnąć. Odpowiadał uprzejmie, ale nie prowadził rozmowy. Znów się wycofał. Było to irytujące i niepokojące. Poprzysięgła sobie, że nie okaże mu, jak bardzo drażni ją ta rezerwa, ale mimo woli westchnęła. Taki miał charakter. Nie powinna oczekiwać, że się zmieni, aby ją uszczęśliwić. To ona musiała się dopasować. Tak to już jest. Kawałek drogi za wsią, Alistair rozejrzał się dookoła. – Proponuję pojechać na skróty, przez to pole – powiedział. – Thor musi się trochę rozruszać. Łąka po prawej istotnie wyglądała zachęcająco, prawie tak zachęcająco jak domek pośród jabłoni. Alistair otworzył bramę, choć ona wiedziała, że bez problemu by przez nią przeskoczył. Gdyby był sam, z pewnością by tak zrobił. Jednak skoki z damskim siodłem zawsze były ryzykowne, doceniała więc jego troskę, choć drażnił ją ten chłodny, zdystansowany sposób bycia. Pole unosiło się łagodnie, a konie, po popuszczeniu cugli, istotnie chętnie pogalopowały na szczyt wzgórza. Potem Thor płynnie przeskoczył przez kłodę leżącą w wyłomie muru. Bella też z łatwością oddała skok. Kiedy Julia uniosła wzrok, szukając Alistaira, z przerażeniem zobaczyła, że leży zgięty wpół na trawie. Thor stał nieco z boku, dygocąc, siodło miał zsunięte pod brzuch. Julia wysunęła stopy ze strzemion i ostrożnie się ześliznęła. – Alistair? Podbiegła i uklękła przy nim, dotykając szyi, by sprawdzić puls. Był mocny i miarowy. Z wysiłkiem odwróciła go na plecy. Nadal był blady i nieprzytomny, z czoła spływała strużka krwi. Delikatnie przesunęła palcami po jego czaszce, rozgarniając gęste, jedwabiste włosy. Wymacała lepki od krwi guz. Upadając, Alistair musiał uderzyć głową o kamień.

– Alistair. – Wzdrygnęła się i gorączkowo rozejrzała się wokół, szukając pomocy. Ani żywej duszy. Co robić? Nie da rady go unieść, nie może go też tak zostawić samego. Usiadła obok po turecku, położyła sobie jego głowę na kolanach i zaczęła delikatnie gładzić go po czole, modląc się, aby oprzytomniał, albo żeby ktoś akurat przechodził. Stęknął. Uniósł dłoń, dotknął głowy. Czując ulgę, że trochę oprzytomniał, ujęła go za rękę. – Ostrożnie, możesz zrobić sobie krzywdę. Powieki mu zatrzepotały i uniosły się. – Rany, jak to boli. Zamrugał parę razy, potem zacisnął powieki. – Spadłeś z konia. Uderzyłeś się w głowę. Zmarszczył czoło. – Gdzie? – Pojechaliśmy na skróty. Przycisnął palce do skroni. – Ostatnie, co pamiętam, to jak jechaliśmy do Beauwortha. – Urwał. – A nie, pamiętam, jak tam byliśmy. Co się stało? – Rozpędziłeś się przede mną i przeskoczyłeś przez kłodę. Kiedy ja zrobiłam to samo, już leżałeś. Siodło ci się obsunęło. – Moje siodło? – Zrobił ruch, jakby miał usiąść, jęknął i położył głowę z powrotem. – Niech to diabli, kręci mi się w głowie. – Uderzyłeś się w głowę. Poleż spokojnie przez chwilę. – A Thor? – Usiłował obrócić głowę, ale natychmiast zamknął oczy. – Leż spokojnie. Słyszysz? – Mała dyktatorka z ciebie, co?

Tylko ktoś tak potężny jak Alistair mógł nazwać ją „małą”. – To dla twojego dobra. Spojrzał jej prosto w twarz, szare oczy już nie były chłodne, za to zmarszczka na czole zdradzała ból. – Zrób tak jeszcze raz, przeczesz mi włosy. To było bardzo przyjemne. – To zamknij oczy. Zrobił, o co go prosiła, a ona powoli i delikatnie przeczesała mu włosy, uważając, aby nie dotykać guza. Westchnął przeciągle przez rozchylone usta, które wyglądały na pełniejsze niż zwykle. Ogarnął ją żal. Czy on nie mógłby zawsze być taki otwarty? Owszem, był przystojny i szarmancki, ale na ogół nieznośnie wyniosły. Teraz pozwalał, by się nim opiekowała. Przepełniła ją wielka czułość. Zamknęła na moment oczy, nie chcąc przyznać, jak bardzo pragnie, żeby to on się nią zaopiekował. – Lepiej? – zapytała. – Dużo lepiej. – Rozejrzał się zmrużonymi oczyma. – A Thor? – Nic mu nie jest. Trochę się denerwuje, że siodło ma prawie pod brzuchem, ale i tak jest spokojny. Zmarszczył czoło, jakby próbował zrozumieć jej słowa. Ze stęknięciem podniósł się na łokciu. Pokręcił głową. – Na Boga, gdyby tylko ta ziemia przestała choć na chwilę falować. – Przetoczył się na kolana i podniósł. – Muszę się zająć Thorem. – Ja się nim zajmę. Ty się połóż. Opadł na bok, jęknąwszy cicho. – Czuję się, jakbym wypił pięć litrów brandy. Mdliło go, miał zawroty głowy, mówił bełkotliwie. Przelękła się. Jak u licha ma sama przetransportować go do domu?

– Zaczekaj. Zaraz wrócę. Przetoczył się na plecy i zakrył oczy ręką, dysząc przez nos. – Nigdzie się nie wybieram. Na szczęście Thor okazał się dżentelmenem i po krótkiej szarpaninie udało się zdjąć mu siodło. Patrzył na nią zdziwionym wzrokiem, gdy zdejmowała mu wędzidło. Przychodził jej do głowy tylko jeden sposób wezwania pomocy bez zostawiania Alistaira. Klepnęła Thora po zadzie, a ten puścił się galopem. Miała nadzieję, że prosto do stajni. Przy odrobinie szczęścia ktoś się domyśli, że coś się stało i przyjdzie ich szukać, choć trochę to pewnie potrwa. Bella, która rzuciła łbem, gdy Thor odbiegł, na szczęście nie próbowała pobiec za nim. Julia poluzowała jej uprząż. Gdyby tylko gdzieś w pobliżu był strumień, mogłaby dać jej i Alistairowi trochę wody. Wróciła do niego, leżącego na trawie, aby mu powiedzieć, że idzie poszukać wody. Nie poruszył się, kiedy podeszła. Nie otworzył oczu. – Alistair? Nie odpowiadał, nie ruszał się. I był przeraźliwie blady. Z przerażenia na chwilę zabrakło jej tchu. – Alistair? W

głowie

mu

dudniło,

jakby

miała

eksplodować.

Zaryzykował

uchylenie powieki i natychmiast ją ponownie zacisnął. Co on u licha zrobił? Wypił beczkę brandy? A jeśli tak, to po co? A może to było coś gorszego? Dawny koszmar z przeszłości? Coś chłodnego i wilgotnego musnęło jego czoło. – Zbudziłeś się.

Głos żony. Pełen ulgi. Gorzki lęk wyżerający trzewia nagle ustąpił. – Zasuń zasłony. Proszę – dodał po namyśle. Po co ją drażnić, kiedy sam nie jest w stanie nawet kiwnąć palcem. Usłyszał szelest tkaniny. Światło po drugiej stronie powiek złagodniało. Wilgotna szmatka znów musnęła jego twarz. Oblizał usta. Były spierzchnięte. – Chcesz trochę wody? – Dziękuję – wychrypiał. Przełknął, walcząc z suchością gardła. Zerknął na żonę spod ciężkich powiek, ciesząc się, że ich otwarcie nie było tak bolesne jak poprzednio. Zmysłowa para piersi pojawiła się o centymetry od jego twarzy, a dłoń – pod karkiem. Uniosła go, aby włożyć mu poduszkę pod głowę. Mimo wspaniałego widoku zamknął oczy, bo pokój dziwnie falował. Przytknięta do ust szklanka była chłodna, woda jeszcze chłodniejsza i kojąca dla suchego jak wiór gardła. Oparł się o poduszki i raz jeszcze odważył się na pełne otwarcie oczu. Tym razem pokój pozostał stabilny, może trochę rozmazany. – Co się stało? – Rany boskie, mówił płaczliwie jak dziecko. Twarz Julii wyostrzyła się, pojawił się na niej uśmiech. Czyżby odczuwała niepokój? Niecierpliwie czekał na jej wyjaśnienia. – Spadłeś z konia. Brzmiało nieprawdopodobnie. Zmarszczył czoło, próbując to sobie przypomnieć. Przypomniał sobie pole, głowę na jej kolanach, coś z koniem. – Thor?! Cmoknęła.

– Co ty masz z tym koniem? Nic mu nie jest. Możesz mu podziękować, że cię uratował. – Jak to? – Wiesz, sama nie jestem pewna, czy w to wierzę, ale spłoszyłam go, licząc, że pobiegnie prosto do swojej stajni, a Jaimie przysięga, że on doprowadził ich z powrotem na miejsce upadku. Jako bardzo bystry masztalerz, zabrał od razu wóz. – Czyżbym źle wymierzył skok? – To byłby pierwszy upadek z konia od czasu, kiedy miał osiem lat i Isobel wsadziła go na nie do końca ujeżdżonego ogierka. Wygładziła poduszki po obu stronach jego głowy, znów zbliżając te przepięknie jędrne piersi na tyle, żeby mógł je ucałować. Wyprostowała się z poważną twarzą. – Popręg ci nie wytrzymał. Spojrzał na nią szklanym wzrokiem. Nigdy nie wsiadłby na konia z luźnym popręgiem. – Nie wytrzymał? Skrzywiła się nieznacznie. – Jeden pękł, a drugi się przesunął. Masz szczęście, że nie podczas skoku. Zapewne to właśnie skok był przyczyną, niemniej uprzęż zawsze starał się mieć w idealnym stanie, sam wszystko zawsze sprawdzał przed każdą przejażdżką. – Rozumiem. – Jeszcze wody? – Dziękuję, ale muszę wstać…

Położyła mu dłoń na piersi. Delikatnie, ale zarazem bardzo stanowczo. Zamarł na chwilę, z trudem panując nad złością. – Doktor powiedział, że masz leżeć w łóżku, póki nie przejdą ci zawroty głowy – powiedziała. – Pewnie dzień czy dwa. – Był doktor? Kiedy? – Wczoraj wieczorem. Obejrzał się na zasłonięte okno. – To która jest godzina? – Boże, ile tych pytań. Późne popołudnie. Prawie pora na kolację. Jesteś głodny? Uśmiechnął się szeroko. – Nie ja jeden mam tu pytania. – Za żadne skarby by się do tego nie przyznał, i trochę wbrew sobie stwierdził, że jej troska bardzo mu pochlebia. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek ktoś się nad nim trząsł. Nigdy. – A ty jak się czujesz? – Dobrze. Ani śladu dolegliwości. – Ulga w jej głosie była dziwna, jakby zbyt intensywna. – Nawiasem mówiąc, na popołudniową herbatkę poszłam do panny Digby. Martwiła się o ciebie. – Mam nadzieję, że ją uspokoiłaś. – Nie chciał jej niepokoić. – Na ile byłam w stanie. Skrzypnięcie drzwi, wszedł Grindle, wyraźnie zmartwiony. Usta mu zadrgały, można by rzec w specyficznej wersji uśmiechu, gdy spojrzał na Alistaira. – Wasza Książęca Mość jest przytomny. – Na to wygląda – odparł Alistair. – Jeśli pan pozwoli, McPherson prosi o chwilę rozmowy.

– Zapewne chce przeprosić

za pęknięty popręg – stwierdził.



Wprowadź go. Julia wstała. – Kiedy będziesz pouczał Jaimiego, ja zatroszczę się o jakiś rosół dla ciebie, bo od wczoraj nic nie jadłeś. – Wolałbym pajdę chleba i parę plastrów rostbefu. – Najpierw rosół. Doktor tak kazał. Nie chcesz się znowu rozchorować, prawda? Niewyraźnie sobie przypominał, że chyba wymiotował. – Przepraszam, jeśli… – Nie trzeba przepraszać. Byłeś przecież niezwykle dla mnie dobry, kiedy ja chorowałam.

Ale nie wiemy, czy twój żołądek wytrzyma

cokolwiek cięższego niż rosół, zwłaszcza jeśli nadal będziesz miał zawroty głowy. Kiedy zrobił minę, jakby miał ochotę się sprzeczać, uniosła brwi. – Chyba nie zamierzasz dawać mi złego przykładu, co? Wymknęło mu się westchnienie. – Niech już będzie ten rosół. Grindle, mógłbyś wprowadzić Jaimiego? Julia wymknęła się, a kamerdyner zamknął za nimi drzwi. Alistair umościł się wyżej na poduszkach i zaklął, bo pokój wykonał powolne okrążenie wokół jego głowy. Chwilę

czy

dwie

później

do

pokoju

skórzanymi paskami. – Jak pan się czuje, Wasza Książęca Mość? – Jakbym spadł z konia. Jaimie wyszczerzył zęby.

wszedł

Jaimie

z

kilkoma

– Dobre. Niebawem jaśnie pan stanie na nogi. Niezły pan dostał cios w czaszkę, mówił doktor. Szczęście, że ma pan taką twardą głowę. Chyba w życiu nie słyszał, aby Jaimie McPherson wypowiedział tyle słów za jednym zamachem. Opuścił wzrok na rzemienie. – I co się stało? Uśmiech Jaimiego zbladł, twarz mu spochmurniała. – Popręg był podcięty. – Podcięty, mówisz? – Tak. – Jaimie rozłożył pasy na łóżku i pokazał Alistairowi gładkie pęknięcie na jednym z nich. Drugi zaś trzymał się tylko na skrawku skóry. – Gdyby ten też pękł, chyba miałby pan o wiele twardsze lądowanie. Ktoś chciał, aby się pan ciężko zranił albo i gorzej. – To ten ktoś niedokładnie położył kamień i nie trafiłem w niego głową. – Ale mógł pan skręcić kark. Jaimie miał rację. Pęknięcie było zbyt gładkie, aby mogło powstać na skutek zużycia. To było celowe działanie i musiało mieć miejsce, kiedy konie były w stajni Beauworthów. Był taki człowiek, który zyskiwał na śmierci Alistaira, a teraz pracował właśnie dla markiza. Coś w tej myśli wywołało niewyraźne wspomnienie, które zaraz mu się wymknęło. – Może popręg zahaczył się o coś przed osiodłaniem Thora. Spojrzenie Jaimiego wyrażało dezaprobatę. – Rzeczywiście uderzył się pan w głowę. Zaraz się zbieram i jadę do Beauworthów… – Nie. Jeśli to było celowe działanie, należało postępować bardzo ostrożnie. Możliwe,

że

Luke’a

i

Isobel

już

znużyło

czekanie

i

postanowili

przyspieszyć bieg wydarzeń. Albo usłyszeli, że Alistair stara się pozbawić Luke’a posady. Albo jeszcze coś zupełnie innego. Weszła Julia z tacą. Rozszedł się zapach wywaru z wołowiny. Alistair kiwnął głową Jaimiemu, który natychmiast zrozumiał, że dyskusja skończona i zebrał uprząż. – Gdy tylko będę mógł wstawać, pójdę i obejrzę Thora – dodał jeszcze Alistair. – Wszystko z nim dobrze. Objada się owsem i zachowuje, jakby był bohaterem. – Skłonił się nisko Julii, po czym wyszedł. Jaimie nie wyglądał na zwykłego masztalerza. Zdarzało się mu zapominać o akcencie z nizin i brzmiał wtedy jak dżentelmen-ziemianin. Trzeba go było mieć na oku. W końcu kto ma lepsze kontakty z masztalerzami w innych majątkach niż on? Pozostawała jeszcze kwestia żony. Była blada jak ściana, choć przedtem wydawała się spokojna. – Coś cię dręczy? Zagryzła wargę, spuściwszy wzrok na zawartość tacy. – Nie, skąd. Po raz kolejny miał przeczucie, że ona nie mówi mu prawdy. Może powinien poprosić, aby zwierzyła mu się ze swoich niepokojów. Jak mógłby powiedzieć coś takiego, gdyby naprawdę jej nie ufał? Zresztą nie powinien jej ufać. – A teraz – powiedziała Julia, z nadzieją, że kołatanie serca wywołane kolejnym czajniczkiem doprawionej laudanum herbaty nie jest aż tak widoczne – wypij ten bulion i zobaczymy, czy ci się poprawi. – Chciała powiedzieć mu o tym laudanum zaraz po powrocie, lecz teraz nie była pewna, czy powinna go niepokoić. Przecież miał odpoczywać.

Skrzywił się, ale pozwolił położyć sobie tacę na kolanach i ostrożnie upił łyk zupy. Patrzyła, czy żołądek mu się nie zbuntuje. Na oko wszystko szło dobrze. Potarła obolały krzyż. Całą noc przesiedziała na krześle pod oknem i wszystko ją bolało. – Może nalać ci herbatki? – zapytała, licząc, że się nie wścieknie i nie ciśnie w nią filiżanką jak krnąbrne dziecko. Chorym mężczyznom zdarzały się takie reakcje. W każdym razie jej mężowi się zdarzały. – To są zioła polecane przez lekarza na twój żołądek. Spojrzał podejrzliwie na imbryk. – Pomoże ci. Sama zaparzyłam. Zmarszczył czoło. – Nie wierzysz mi? Oparł się z powrotem o poduszki. – Oczywiście, że ci wierzę. Co tam jest? – Głównie zioła. I coś na ból. Ja też trochę wypiję na moje obolałe mięśnie. Od lat się tyle nie najeździłam. Nieufność na twarzy męża złagodniała, choć i tak odczekał, aż ona upije więcej niż jeden łyk, zanim sam wypił. – Boże – powiedział, odstawiając pustą filiżankę. – Jestem wyczerpany. I jasna… przepraszam… przeklęty pokój wciąż się kręci jak pijana świnia na przyjęciu. Zachichotała. Jego zdziwiona mina kazała jej zakryć usta dłońmi. – Przepraszam. Wyobraziłam to sobie. – Nie wydaje ci się, że po tej herbatce głupio się zachowujemy? – Nie, to chyba ulga. – Tak, czuła wielką ulgę, że mąż nie zmarł tam na polu. – Musisz pospać.

– Zdaje się, że ty też. Idź, proszę, do łóżka. Takich miłych słów się nie spodziewała. Wizja była kusząca. – Lekarz powiedział, że nie można cię zostawiać samego. – Poproś któregoś ze służących albo mojego kamerdynera. – Jestem twoją żoną. To mój obowiązek. – Bardzo obowiązkowa z ciebie księżna, prawda? – Prawda, książę. – Przecież wziął ją za żonę z dobroci serca. Ciągle to sobie powtarzała, bo skoro tak zrobił, czemu miałby teraz ją krzywdzić? Gdyby tylko mogła być tego pewna. Dziwne, że ktoś doprawiał laudanum tylko napoje przeznaczone dla niej. Chociaż nie, Alistair też kiedyś chciał się napić herbaty. A może tylko udawał, by uśpić jej czujność? Gdyby tylko udało się jej powstrzymać gonitwę myśli i wyznać, co leży jej na sercu. – Jaimie wyglądał na zirytowanego, kiedy wychodził. – Był zły, że zniszczyło się takie dobre siodło. – Ale chyba nie winił ciebie. – Zużycie – odparł, ale głos miał oschły. – Obwiniłeś go o to? – Julio, daj spokój. Westchnęła gwałtownie, a potem pokiwała głową. Nie będzie się spierać z mężczyzną, który jest chory i poirytowany. – Ułożę cię teraz wygodnie do snu, Wasza Książęca Mość. Z rana na pewno poczujesz się lepiej. Westchnął przeciągle, z bólem. – Czyli znów to samo, będziesz się tu ze mną męczyć. Ty także musisz odpocząć. Ostatnią noc przesiedziałaś na krześle, prawda? – Mną się nie przejmuj. Położę się na tym szezlongu pod oknem.

Niespodziewanie parsknął śmiechem. – Nie ma mowy. Położysz się tu obok mnie i będzie ci wygodnie. – Nie myślisz chyba… W jego oczach zatańczyły iskierki. – Nie myślę, że co? Że będę ci się narzucał? Kiedy jestem zdany na twoją łaskę i niełaskę i muszę pić twoje paskudne wywary? – Sapnął z irytacją. – Jednak skoro nalegasz, to proszę, śpij na szezlongu… I cierp, bo wiem, że nie jest na tyle długi, żebyś się mogła wyciągnąć. Nie był. Bardziej to było krzesło niż szezlong, o czym przekonała się poprzedniej nocy. A on z jakiegoś powodu był urażony. – Jeśli to nie będzie ci przeszkadzało, z przyjemnością położę się obok ciebie na łóżku. Wzięła

od

niego

tacę

i

zajęła

się

wystawianiem

jej

za

drzwi

i dzwonieniem po służbę, trochę rozstrojona jego przekomarzaniem. – Julio, zamknij drzwi na klucz. – Głos mu stwardniał. – Jeśli ktoś po nas przyjdzie, ja nawet nie wstanę, nie mówiąc już o jakiejkolwiek sensownej obronie. Serce jej zamarło. To dlatego chciał ją mieć przy sobie? – Kto może po nas przyjść? – Takie tam książęce gadanie. Podnieść most zwodzony, opuścić bronę i tak dalej. Nie znoszę czuć się bezbronny. To akurat mogła zrozumieć. Sama była bezbronna tak często, że aż nie chciała o tym myśleć. Poczuła się ważna, gdy dotarło do niej, że mąż pragnie jej strzec. Zamknąwszy drzwi, wspięła się do łóżka, w którym było aż nazbyt wiele miejsca dla dwojga. Położyła się na ciemnoniebieskiej narzucie z wyszytym złotą nicią książęcym herbem.

– Pod kołdrą będzie ci cieplej – stwierdził. – A wygodniej – bez sukni i gorsetu. Była tak wyczerpana, że nie miała sił już dłużej z nim dyskutować. Rozwiązała tasiemki na karku, w talii i wysunęła się z sukni. On błyskawicznie rozprawił się z jej gorsetem. Było to czułe i intymne. Nie spodziewała się, że przeżyje coś podobnego z tym mężczyzną. Zanurkowała w halce pod kołdrę i ułożyła się na boku. – Teraz dobrze? – Jeszcze nie. Połóż się na brzuchu, a ja rozmasuję ci ten biedny obolały grzbiet. – A twoja głowa? – zatroskała się. – Głową masować nie będę. – Uniósł się na łokciu. Nie zamierzała spierać się z księciem. Musiała przyznać, że jego fachowy masaż przyniósł jej ulgę. I coś znacznie więcej... Czuła niemal rozkosz. Cóż, miała do czynienia ze znanym uwodzicielem. – Alistair? – Rozluźnij się, kochanie. „Kochanie”. To słowo, wypowiedziane tak nonszalancko. Nic nie znaczyło czy też było dowodem narastającego uczucia? To chyba nie Alistaira powinna się obawiać. Chciała w to uwierzyć. Całym sercem. Rozum ostrzegał jednak, by uważała.

ROZDZIAŁ DWUNASTY Siedzieli przy śniadaniu, kiedy do pokoju wetknął głowę zdyszany Grindle. – Wasza Książęca Mość, ma pan gościa. – Kto to taki? Grindle

sprawiał

wrażenie

zakłopotanego,

choć

rzadko

okazywał

jakiekolwiek uczucia. – Lord Luke, Wasza Książęca Mość. Powiedziałem mu, że nie ma pana w domu, tak jak pan kazał, ale wepchnął się do środka i powiedział, że zaczeka. Zaprowadziłem go do zielonego salonu, ale zagroził, że zacznie pana szukać, jeśli pan do niego nie przyjdzie. – W porządku, Grindle – powiedziała uspokajająco Julia. – Już skończyliśmy. Zaraz tam pójdziemy. – Nie ma powodu, żebyś się z nim spotykała – odezwał się Alistair. Zrobiła urażoną minę. – No dobrze, chodź, jeśli chcesz – powiedział z rezygnacją w głosie. – Ale Luke nie zostanie długo, więc nie ma potrzeby proponować mu napoju ani przekąski. Julia spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, po czym skinęła głową. – Jeżeli tak uważasz... Teraz, kiedy wydawało się, że wreszcie doszli do porozumienia, martwił go ten jej wyraz dezaprobaty. Podał jej ramię i poprowadził ją do salonu.

Alistair

zamarł

na

widok

jasnowłosego,

niebieskookiego

chłopca

stojącego obok Luke'a. Co to za nowa taktyka? Od kiedy otrzymał tytuł, jego krewni pojawiali się u niego w domu jedynie wtedy, gdy chcieli pieniędzy lub pragnęli posłużyć się jego wpływami do uzyskania jakichś korzyści. Ale po co przyprowadzać chłopca? Czy brat pragnął w ten sposób przypomnieć mu o jego obowiązkach wobec dziedzica? – Luke. Chciałeś się ze mną zobaczyć? Chłopiec spojrzał na niego nieufnie, po czym przeniósł wzrok na ojca. Swojego oficjalnego ojca. – Ciebie także miło widzieć – wycedził Luke. – Jak to miło, że pan nas odwiedził, lordzie – odezwała się Julia, podchodząc do niego z wyciągniętą dłonią. Alistair zgrzytnął zębami na widok miłego uśmiechu, którym obdarzyła jego brata, a następnie chłopca. Niewątpliwie była to kara za jego nieuprzejmość. Wstrzymał oddech, czekając, aż Julia naprawdę przyjrzy się Luke'owi. I domyśli się wszystkiego. – Wasza Książęca Mość, cała przyjemność po mojej stronie. – Luke się skłonił, a chłopiec poszedł za jego przykładem. Alistair napawał się widokiem chłopca, tak młodego, lecz ze wszystkich sił starającego się być doskonałym dżentelmenem. Serce ścisnął mu ból i pragnienie, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Mieć wkład w jego wychowanie. Luke dobrze go uczył, lecz Jeffrey nie sprawiał wrażenia szczególnie zadowolonego. Było to jednak zrozumiałe. Który chłopiec chciałby odwiedzać zrzędliwych wujaszków w piękny, słoneczny dzień? – Usiądźcie, proszę – odezwała się Julia, sadowiąc się na sofie. – Dziękuję, Wasza Książęca Mość. Luke zajął miejsce na kanapie, zaś chłopiec usiadł obok niego, dostatecznie blisko, by móc go dotknąć, jakby szukał ochrony przed

niedobrym książęcym stryjem. Alistair poczuł gorycz w gardle. – Czy nie zechciałbyś, proszę, nazywać mnie Julią, skoro jesteśmy rodziną? A ty, Jeffrey, jak się dzisiaj miewasz? Alistair usiadł obok niej, uważnie obserwując brata. Nie dlatego, że ten mógłby wyciągnąć pistolet i zastrzelić go w biały dzień przy świadkach. Wolał jednak nie ryzykować. Luke obrzucił Alistaira szybkim spojrzeniem. – Podobno leżałeś na łożu śmierci, ale widzę, że te doniesienia były fałszywe. Sam

również

nie

wyglądał

zbyt

dobrze.

Był

niepokojąco

wymizerowany. – Przyjechałeś się nade mną użalać? A może chciałeś zatańczyć na moim grobie? Twarz Luke'a przybrała posępny wyraz. – Naturalnie to drugie. Chłopiec wzdrygnął się. – Dzisiaj jest pierwszy dzień, kiedy Alistair wstał z łóżka po wypadku – wtrąciła

pośpiesznie

Julia,

której

mina

wyrażała

niesmak

wobec

wypowiedzianych i niewypowiedzianych okropności. – Uderzenie w głowę było bardzo silne. – W takim razie jestem zaskoczony, że w ogóle ucierpiał – wymamrotał Luke. – Jest najbardziej twardogłowym człowiekiem, jakiego znam. Julia, niech ją diabli, zdusiła uśmiech. Alistair spojrzał gniewnie na brata. – Powiedz mi, Luke, dlaczego właściwie tu jesteś? I zrób to szybko. Jestem zajętym człowiekiem. – Wolałbym, żebyśmy omówili to w cztery oczy.

Alistair poczuł, że krew zamienia mu się w lód. – Potrzebujesz pieniędzy, tak? Julia głośno nabrała powietrza w płuca. Chłopiec na sofie skrzywił się i spojrzał z pobladłą twarzą na Luke'a. – Jeffrey – odezwała się Julia ze słabym uśmiechem. – Czy nie zechciałbyś przedstawić mi swojego kucyka? Nie mieliśmy czasu na prawdziwe przywitanie, kiedy się poznaliśmy. Przypuszczam, że zostawiłeś go w stajni? Wyraz tęsknoty, z jakim patrzyła na dziecko, był dla Alistaira jak cios w splot słoneczny. To wszystko działo się z jego winy. A teraz dotknęło kobietę, której nigdy nie powinien był poślubić. – Mogę, papo? Pomimo braku żony brat bardzo dobrze radził sobie z chłopcem. Alistair zignorował ból, jaki sprawiła mu ta myśl, i z wysiłkiem zachował chłodny ton. – Możesz – odrzekł Luke z miną równie ponurą jak Alistair. Obaj mężczyźni wstali, kiedy Julia wyprowadzała chłopca z pokoju. – A więc? – odezwał się Alistair. – Po pierwsze, byłbym ci wdzięczny, gdybyś nie obrażał mnie w obecności mojego syna – powiedział gniewnie Luke. Alistair zacisnął dłonie w pięści. Szybko je rozprostował i uśmiechnął się krzywo. – Twojego syna? Luke zaczerwienił się. – Niech cię diabli, Alistair. Nie przyjechałem tutaj, żeby się kłócić. Ale jeżeli twój masztalerz szarga moje imię w miejscowym szynku, to nie mogę siedzieć cicho.

– Co takiego mówił McPherson? – Tylko to, że twój wypadek mógł nie być wypadkiem, i że jest jedna jedyna osoba, która skorzysta na twojej śmierci. – Uniósł dłoń, gdy Alistair otworzył usta, aby coś powiedzieć, i ciągnął: – Och, nie ujął tego w tak wielu słowach, ale wydźwięk był jasny. –

Nie

podpowiedziałem

tego

McPhersonowi,

jeśli

to

właśnie

sugerujesz. Ale mój popręg został przecięty. Luke zbladł. – To mogło stać się tutaj. – Mógł to również być wypadek. Luke spochmurniał. – Skoro tak mówisz. – Pomówię z Jaimiem. – Właściwie nie jest to jedyny powód mojej wizyty. Chodzi o matkę. – O twoją matkę. – Z tego, co mi wiadomo, jest bliska bankructwa. Pieniądze. Zawsze chodziło o pieniądze. – Odwiedziła bez zaproszenia moją żonę. Luke skrzywił się. – Wiem. Twój zarządca rozgadał się w Wheatsheaf o tym, jak to będzie obwoził wielkiego księcia Dunstana po majątku. Na wsi plotki szybko się rozchodzą. Zwłaszcza wtedy, gdy księżna wdowa ma wszędzie oczy i uszy. Myśl o tym wywołała w jego pamięci jakieś wspomnienie, którego nie był w stanie rozpoznać. Przeklęte uderzenie w głowę. – Nie zamierzam remontować jej posagowego domu w Sackfield, Luke. Ma zupełnie dobry dom w Yorkshire. I nie przyjmę jej pod swój dach.

– Do diabła, Alistair, matka życzy sobie odwiedzić wnuki, a ja nie mam miejsca u siebie w domu. Mógłbyś... Alistair odwrócił się, aby wyjrzeć przez okno i uniknąć widoku wściekłości w oczach brata. Czy ten gniew jest na tyle głęboki, żeby sprowokować Luke'a do morderstwa? – Nie mógłbym. Trwa mój miesiąc miodowy. Nie zamierzam spędzać go z twoją matką. Każę mojemu administratorowi wysłać jej zaliczkę na uposażenie na następny kwartał, ale będzie musiała ograniczyć wydatki. – Przepełniała go gorycz. – A ty? Nie potrzebujesz funduszy? Luke zaklął cicho pod nosem. – Mam wszystko, czego mi trzeba. Alistair zacisnął zęby i zwrócił twarz w stronę brata. – Jeffrey wystawia ci dobre świadectwo. – Dziękuję. Staram się. Przywiozłem go, bo pomyślałem, że powinieneś mieć jakąś wiedzę o swoich bratankach. Alistair zamienił się w bryłę lodu. O bratankach? Kontynuowali tę farsę nawet wówczas, gdy byli sami. Luke obrał taką metodę, aby trzymać go na dystans od syna. Spojrzał gniewnie na przyrodniego brata. – Dlatego, że są moimi spadkobiercami, zaraz po tobie, prawda? – To mało prawdopodobne, skoro się ożeniłeś. Czy był to dla Luke'a wystarczający powód, aby brać pod uwagę morderstwo? – Mój administrator mówi, że odmawiasz korzystania z uposażenia, które przeznaczyła dla ciebie matka, kiedy była moją opiekunką prawną. – Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Beauworth bardzo dobrze mi płaci. Przynajmniej on docenia moje umiejętności.

Brat zarządzał książęcym majątkiem po śmierci ojca, kiedy Alistair przebywał za granicą. Matka Luke'a, chciwa wiedźma, zrujnowała finanse rodziny. Ponowne napełnienie skarbca zajęło Alistairowi wiele lat. Były to jednak stare dzieje, niewarte roztrząsania. – Chyba już czas, abym ruszył mojej żonie z odsieczą. Luke westchnął. – W takim razie życzę ci dobrego dnia. – Odprowadzę cię do stajni. – I przypilnujesz, żebym po drodze nie ukradł sreber. Luke wypowiedział te słowa na tyle głośno, że Alistair je usłyszał, lecz jednocześnie na tyle łagodnie, aby można je było zignorować. – Książę nie lubi mojego ojca – powiedział Jeffrey, podając kolejną marchewkę swojemu kucykowi Hultajowi. Dzieci widzą więcej, niż się wydaje... – Często zdarza się, że rodzeństwo się nie dogaduje. – Julia nie miała dobrego kontaktu ze starszymi braćmi po śmierci rodziców. – Ojciec mówił, że byli dobrymi przyjaciółmi, kiedy byli w moim wieku. – Jeffrey wyciągnął rękę i pogładził kucyka po chrapach. Kucyk trącił go w rękę, szukając kolejnego smakołyku. – Ja nie mogę się pokłócić z moim bratem. Ojciec tak powiedział. Nigdy. – A jak ma na imię twój brat? – Daniel. Jest ode mnie młodszy o dwa lata. Jego kucyk jest mniejszy niż Hultaj. Zazwyczaj obaj jeździmy konno z papą, ale Danny dwa tygodnie temu złamał rękę. – Och, bardzo mi przykro. – Wszedł za mną na drabinę. Teraz nie może się w nic bawić. – Jeffrey posmutniał.

– A ty czujesz, że to po części twoja wina. – Latawiec Danny'ego utknął na dachu stodoły, a Ben, nasz służący, był zajęty wyrzucaniem gnoju i nie mógł go zdjąć. Powinienem był zaczekać. Luke'owi musi być trudno z dwoma pełnymi energii chłopcami i bez żony, która utemperowałaby nieco synów. – Poprosiłeś go, żeby wszedł za tobą? – Powiedziałem mu, żeby poczekał na dole, ale Danny zawsze idzie tam, gdzie ja. Wiem o tym. – Tak powiedział twój papa? Jeffrey zaczął huśtać się na barierce. Minę miał żałosną. – Nie wolno mi było wyjść na dwór przez tydzień. Julia poczuła ulgę. Istniały surowsze kary, jakie ojcowie wymierzali synom. Niektórzy mężowie także swoim żonom. – Żeby łatwiej ci było zapamiętać. Jeffrey uśmiechnął się do niej nieśmiało. – Papa powiedział, że jest ze mnie dumny, bo przyjąłem karę jak mężczyzna. Julia uśmiechnęła się krzepiąco. – Wrócimy już do twojego papy? Jeffrey puścił barierkę. – Czytam Danny'emu codziennie po lekcjach. Był to ton cierpiącego od dawna starszego brata. Czy ona też wydawała się swoim starszym braciom takim ciężarem? Ruszyli w stronę wyjścia ze stajni. – Spodziewam się, że niedługo wyjedziesz do szkoły? – Szkoły są drogie – odrzekł Jeffrey przyciszonym głosem. – Chodzę na lekcje do pastora dwa razy w tygodniu, a potem uczę się w domu. Danny

ma zacząć w przyszłym roku. Doprawdy... Chłopcy byli bratankami księcia. Jako głowa rodziny Alistair powinien dopilnować, aby otrzymali staranną edukację. Jeżeli ojciec nie chce odsyłać ich z domu, powinni przynajmniej mieć porządnego nauczyciela. Powód, dla którego Alistair im nie pomagał, wydawał się oczywisty. Męska duma. Po obu stronach. Ale dlaczego? Na dworze przez moment oślepiło ją słońce. – Chciałbyś pojechać do szkoły? – I zostawić papę i Danny'ego? – Jeffrey usiłował ukryć cień tęsknoty w głosie. – Papie byłoby smutno. Jeszcze bardziej. Papa! – pomachał ojcu. Dwaj wysocy mężczyźni zmierzali ku nim przez dziedziniec. Alistair był wyższy i odrobinę szerszy w barach. Obaj byli przystojni i w sile wieku. Blondyn i brunet, niepodobni do siebie tak bardzo, jak to możliwe w przypadku braci, lecz jedynie na widok Alistaira Julia czuła, że jej serce podskakuje. Co dziwne, Jeffrey był bardziej podobny do stryja niż do ojca. Ze stajni wynurzył się masztalerz, prowadząc konie gości. Pożegnanie wypadło niezręcznie. Alistair odtajał jedynie na tyle, aby skłonić się sztywno. Stali obok siebie, patrząc na odjeżdżających gości. – Czy wszystko w porządku? – spytała Julia, ponieważ czuła, że Alistair jest nadal tak samo spięty, jak w momencie przyjazdu brata. – Martwił się o moje zdrowie – odrzekł lodowatym tonem. Dlaczego nie sprawiło mu to przyjemności? Julia wyczuła, że chodzi o coś więcej, lecz Alistair najwyraźniej nie chciał o tym mówić. – W takim razie kierowała nim braterska troska. – Nie wydaje mi się.

– Co takiego, na Boga, wydarzyło się pomiędzy tobą a twoją rodziną? – Nie życzę sobie rozmów na ten temat. – Jesteśmy małżeństwem, Alistair, czy tego chcesz, czy nie. Musisz mi powiedzieć... – Nie muszę ci nic mówić. A teraz przepraszam cię, ale jestem umówiony z administratorem. Odszedł w kierunku biura. W piersi Julii narastało uczucie zagubienia. Co tym razem powiedziała źle? Ból przybrał na sile, kiedy szła z powrotem do domu, w którym czuła się jak gość. Nie wystarczało jej to, zasługiwała na więcej. Jeśli nie na miłość, to chociaż na szacunek i ciepło. I nie miała na myśli tego, co robili w sypialni. Ostatecznie była jego księżną, na dobre i na złe. Gdyby tylko nie podejrzewała, że raczej na złe. Być może kiedy dotarła do niego wiadomość o jej niepłodności, zaczął w końcu żałować swojego wyboru. – Zazwyczaj spotykamy się tutaj, w Parsings – powiedziała Ellie, wysiadając z powozu. Dołączyła do Julii czekającej w alejce, gdzie dosłownie dwie minuty wcześniej wysadził ją jej stangret. – Biedna lady Wiltshire i jej reumatyzm. Ta pogoda chyba jej nie pomoże. – Spojrzała w niebo pełne groźnie wyglądających chmur. Obie damy poszły ręka w rękę główną alejką. – Dziękuję, że mnie zaprosiłaś – odezwała się Julia. – Czekałam na to spotkanie przez cały tydzień. Czekała na to, żeby wyrwać się z Sackfield, znaleźć się z dala od Alistaira. Co prawda nie widywała go zbyt często, od kiedy wydobrzał po wypadku. Był zaabsorbowany i zajęty interesami pod nieobecność Lewisa.

Majordomus wpuścił je do środka i poprowadził przez cały dom do oranżerii, gdzie zebrały się już trzy inne damy, którym Ellie przedstawiła Julię. Były to pastorowa Retson, miło zaokrąglona pani w średnim wieku, lady Finney, żona dziedzica o szpakowatych włosach i świdrującym spojrzeniu, oraz lady Wiltshire, modna dama w piątej dekadzie życia, najwyraźniej zamożna wdowa. – Jesteśmy już wszystkie – odezwała się lady Wiltshire. – Proszę, moje panie, zajmijcie miejsca. Naleję wam herbaty. Majordomus ukłonił się i wyszedł. – Czy zastanowiła się pani nad moją propozycją balu dobroczynnego? – spytała Ellie znad krawędzi filiżanki. – Sądzę, że to doskonały pomysł – odrzekła pani Retson z błyskiem w oku. – Ostatni taki bal odbył się przed wojną. Z pewnością uda nam się przyciągnąć tłumy, skoro tylu sąsiadów zjechało na lato. Od trzech lat wszyscy narzekają na brak dzwonu w kościele świętej Agnieszki i jestem pewna, że zechcą pomóc. Lady Finney uniosła brwi. – Będzie to wymagało sprawnej organizacji. Potrzebny nam będzie oddany komitet. – Rozumiem, że się pani zgadza – powiedziała Ellie z uśmiechem. – Co pani o tym sądzi, Wasza Książęca Mość? –

Nie

miałam

okazji

pomagać

przy

organizacji

tak

ambitnego

przedsięwzięcia – odrzekła Julia. – Jednak sprawa jest warta wsparcia. Nie czuję się co prawda kompetentna, aby ją poprowadzić, za to chciałabym zaoferować pomoc przy dekoracjach. Biorąc pod uwagę fakt, że jej tytuł był zdecydowanie najwyższy rangą, pozostałe kobiety zgodziłyby się bez szemrania, niezależnie od swojej opinii

na

ten

temat,

gdyby

uparła

się

przewodniczyć

całemu

przedsięwzięciu. Jednak Julia musiała być wobec nich uczciwa. Jedynym przyjęciem,

jakie

zorganizowała,

było

weselne

śniadanie

dla

jej

najstarszego brata. – Ja zajmę się biletami – powiedziała pani Retson, a oczy jej pojaśniały. – Ja porozmawiam z Prosserem w sprawie menu – rzekła lady Finney. – Trzeba będzie mieć na niego oko. Finney jest pewien, że ten łajdak dolewa mu wody do piwa. – W takim razie przejmie pani stery, markizo? – spytała lady Wiltshire. – Absolutnie nie – odrzekła Ellie, uśmiechając się do starszej kobiety. – To pani zna wszystkie eleganckie rodziny w okolicy. Wie pani najlepiej, kogo można zaangażować do jakiej roli, więc zdam się na panią. Ja zajmę się muzyką i tańcami. Kiedy damy rozpoczęły dyskusję na temat możliwych terminów, czy należy pozwolić na walca i ile biletów można sprzedać bez ryzyka, że na balu zapanuje ścisk, Julia odprężyła się. Tego właśnie zawsze pragnęła. Brać udział w czymś pożytecznym. W jakimś niewielkim zakresie zmieniać świat. – Wygląda na to, że mamy już opracowane kolejne etapy prac – oświadczyła w końcu lady Wiltshire. – Spotkamy się ponownie za dwa tygodnie, jeżeli to wszystkim odpowiada. Posłużywszy się laską, aby wstać z kanapy, przeszła przez pokój, aby zadzwonić po powozy. Do oranżerii weszła jeszcze jedna kobieta i zatrzymała się, jakby zaskoczona. Lady Dunstan. – Och – powiedziała. – Przepraszam cię, Elmiro. Byłam pewna, że twoi goście już się rozjechali. Lady Wiltshire uniosła brwi.

– Właśnie kończymy, Isobel. Chyba znasz wszystkich, prawda? – Odwróciła się w stronę dam. – Lady Dunstan przyjechała do mnie z wizytą na kilka dni. Isobel uśmiechnęła się do pań, lecz jej wzrok spoczął dłużej na twarzy Julii. – Tak, faktycznie znam wszystkie panie. – Skinęła łaskawie dłonią. – Proszę, nie przeszkadzajcie sobie. Ellie podniosła się z miejsca z uprzejmym, lecz niezbyt ciepłym wyrazem twarzy. – Skończyłyśmy już spotkanie, lady Dunstan. Właśnie wychodzimy. Miłe, brązowe oczy księżnej wdowy oderwały się od Julii i na ułamek chwili zlodowaciały, zaś usta zacisnęły się, lecz tylko na moment. – Lady Beauworth, jak się miewa pani rodzina? Rozumiem, że powiększyła się, od kiedy ostatni raz panią widziałam? Gratuluję kolejnego potomka. – Dziękuję – odrzekła lady Beauworth, zapinając rękawiczki. Julia podała rękę gospodyni. – Dziękuję za gościnę i zaproszenie do udziału w pani komitecie. – To ja pani dziękuję, Wasza Książęca Mość – odrzekła ciepło lady Wiltshire. – Pani udział jest bardzo mile widziany. Pozostałe damy również się pożegnały, lecz kiedy Julia chciała wyjść, księżna wdowa dotknęła lekko jej ramienia. – Jedno słówko, Wasza Książęca Mość. Lady Finney, z którą Julia właśnie rozmawiała, obrzuciła ją pytającym spojrzeniem. Jeżeli teraz zignorowałaby lady Dunstan, byłby to afront, o którym całe hrabstwo plotkowałoby przez wiele tygodni. Ellie również spojrzała pytająco. Julia uśmiechnęła się.

– Nie czekaj na mnie, proszę, ale powiedz mojemu stangretowi, że już idę. Lady Wiltshire popatrzyła na księżnę wdowę. – Jeżeli nie masz nic przeciwko temu, Isobel, odprowadzę pozostałe panie. – Proszę się nami nie przejmować – odrzekła lady Dunstan. – Nie zajmę Jej Książęcej Mości więcej niż dwie minutki. Damy wyszły z oranżerii. Lady Dunstan gestem zaprosiła Julię, aby usiadła, po czym spojrzała na nią ostro. – Słyszałam, że książę został zrzucony z konia. Jak on się miewa? – Książę miewa się dobrze. – W takim razie wyzdrowiał? – Całkowicie. Coś w reakcji tej kobiety zaniepokoiło Julię i sprawiło, że nie chciała wspominać o przedłużających się bólach głowy męża. – Czy rozmawiała z nim pani o moim posagowym domu? – Wspomniałam o nim. – A on odmawia pomocy. – Machnęła lekceważąco dłonią. – Zupełnie mnie to nie dziwi. Książę nie ma za grosz uczuć rodzinnych, inaczej nie zniknąłby tak, jak to uczynił. Powiedział, że podróżuje. – Prychnęła gniewnie. – Może sobie pani wyobrazić, jak się poczuliśmy, gdy zaczęliśmy przygotowywać się na najgorsze. Mój biedny mąż dostał apopleksji, kiedy Alistair został uznany za zaginionego. – Poklepała Julię po ręce. – No cóż. To już przeszłość. Po prostu cieszę się, że się poznałyśmy, nawet jeśli Alistair chce nas trzymać na dystans. Kontynuujmy naszą przyjaźń pomimo jego humorów. Proszę w najbliższym czasie wpaść na podwieczorek.

Elmira nie będzie miała nic przeciwko temu. Utniemy sobie miłą, długą pogawędkę. Julia poczuła, jak nieprzyjemny dreszcz przebiega jej po plecach. Dziwne uczucie, skoro lady Dunstan zachowywała się przyjaźnie. Powinno być jej przykro, że księżna wdowa czuje się wykluczona, tymczasem ogarnął ją niepokój. – Powiadomię panią listownie, kiedy będę mogła się spotkać. – Cudownie. Odprowadzę panią. Księżna wdowa ujęła Julię pod ramię i wyszły na korytarz prowadzący do drzwi frontowych. Młody człowiek schodzący po schodach zatrzymał się na ich widok. – Ciociu – powiedział. – Tu jesteś. Jest coś... A niech mnie! To Jej Książęca Mość! – Znacie się? – zapytała lady Dunstan. – Poznaliśmy się w Hyde Parku – odrzekł młodzieniec. – Percy Hepple, kuzyn, Wasza Książęca Mość. Pamięta pani? – Tak. – Julia wyciągnęła dłoń. – Jak to miło znów pana widzieć, panie Hepple. Co pan porabia w Hampshire? – Eskortuje mnie – odrzekła sucho lady Dunstan. – Percy zaszył się na wsi. Tak daleko od ojca, jak się da – zniżyła głos. – Wie pani, narobił długów. – Ciociu – odezwał się Percy, a na jego twarzy pojawił się ognisty rumieniec. – Nie ma potrzeby rozsiewać plotek. Drobne niepowodzenie, to wszystko. W następnym kwartale lepiej mi się powiedzie. – Wykrzywił wargi. – Być może wpadnę w tym tygodniu z wizytą do Jego Książęcej Mości. Zobaczę, czy zechce wspomóc mnie odrobiną gotówki i postawić mnie na nogi. – Jego uśmiech był dość wymuszony.

Julia wyobraziła sobie reakcję Alistaira, kiedy ów młody człowiek poprosi go o pieniądze. – Nonsens – odrzekła jego ciotka, zanim Julia zdążyła cokolwiek powiedzieć. – Doskonale wiesz, że Alistair udzieli ci tylko długiego wykładu na temat oszczędzania. – Roześmiała się krótko i ostro. – Powinieneś raczej zwrócić się do ojca. Ale Percy nie słuchał. Wpatrywał się w Julię z dziwnym błyskiem w oku. Zaiste, jego spojrzenie wędrowało po jej postaci, zatrzymując się na chwilę na jej biuście, po czym spoczęło na jej twarzy. – Wiesz, kuzynko, przyszło mi to do głowy, kiedy zostaliśmy sobie przedstawieni w parku i teraz też sobie o tym przypomniałem. Już się gdzieś spotkaliśmy. Julia zamarła z przerażenia. Nie mógł być u pani B. w ten wieczór, kiedy odbywała się aukcja. Proszę, nie, tylko nie to. – Nie sądzę – odrzekła, przerażona drżeniem swojego głosu. Percy uniósł brwi. – Jestem tego pewien. Zobaczysz, przypomnę sobie. – Wystarczy tego flirtowania – powiedziała lekko lady Dunstan, lecz jej wzrok był utkwiony w Percym, jakby wyczuła prawdę czającą się w jego słowach. Spojrzała spod zmrużonych powiek na Julię. – Chodźmy, Wasza Książęca Mość, zanim pani stangret zacznie się martwić o konie. Proszę przekazać pozdrowienia mojemu drogiemu pasierbowi, dobrze? Proszę też powiedzieć, że jego wizyta tutaj byłaby bardzo mile widziana. Jeżeli nie ze względu na mnie, to na Percy'ego. Serce Julii zamarło. Już słyszała w głowie lodowatą odpowiedź Alistaira, kiedy przekaże mu tę wiadomość. Czy ośmieli się zapytać go, czy pan Percy Hepple znajdował się w pobliżu lokalu pani B. w wieczór aukcji?

Zadrżała.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY Alistair podniósł wzrok, kiedy jego żona weszła do gabinetu. Jego żona. Dlaczego obracał w umyśle te dwa słowa, jakby ich brzmienie sprawiało mu satysfakcję i niosło pocieszenie? Przecież wszystko w ich małżeństwie układało się źle, a zapewne będzie jeszcze gorzej. Męczyło go poczucie winy. Zmarszczył czoło. Coś było nie tak. W oczach Julii czaił się mrok. Wstał, okrążył biurko i oparł się o nie, usuwając przynajmniej fizyczną barierę pomiędzy nimi. – Jak poszło spotkanie? Już zadając to pytanie, czuł narastający niepokój Julii. – Była tam twoja macocha. Alistair wciągnął ze świstem powietrze i zmełł w ustach przekleństwo. – U Beauworthów? Julia zaczęła krążyć po pokoju, dotykając grzbietów książek na półkach, porcelanowego psa na stoliku i sterty papierów w rogu biurka. Miała długie, smukłe palce i wspomnienie ich dotyku sprawiło, że Alistair poczuł, jak krew zaczyna mu mocno pulsować. Pożądał Julii zbyt mocno, lecz jeszcze bardziej pragnął jej szczęścia. Jedynej rzeczy, której nie był w stanie jej zapewnić. – Spotkanie odbyło się w domu lady Wiltshire – odparła przez ramię. – Zazwyczaj tam się odbywa. Nie powiedziałam ci?

Nie powiedziała. Jeśli się nad tym zastanowić, on także nie spytał, u kogo się spotykają. Po prostu założył, że u Beauworthów. – Lady Wiltshire jest jedną z serdecznych przyjaciółek mojej macochy. Było to coś, o czym Julia nie wiedziała, choć i tak nie uczyniłoby to żadnej różnicy. Odwróciła się, aby stanąć z nim twarzą w twarz. Przygryzła dolną wargę w taki sposób, że Alistair także zapragnął to zrobić. – Alistair, ona była bardzo serdeczna. Pająk z gatunku czarna wdowa także może się wydawać miły przy pierwszym spotkaniu. Alistair wzruszył ramionami. – Twój kuzyn, Percy Hepple, również przyjechał z wizytą do lady Wiltshire – ciągnęła Julia. – Wygląda na to, że ma nadzieję na rozmowę z tobą. Alistair jęknął w duchu. Percy, choć nieszkodliwy, był istnym wrzodem na tyłku. – Zaszył się na wsi, prawda? Ukrywa się przed wierzycielami. Na usta Julii wypłynął nikły uśmiech. – Na to wygląda. – Percy to utracjusz i hulaka. Nie przejmuj się nim. Nadal miała zmarszczone czoło. – Czy powinniśmy może zaprosić ich na obiad? Jak miał jej wyjaśnić, że ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzy, jest spędzanie czasu z członkami swojej rodziny, w szczególności z macochą? Kobietą, która wydawała się serdeczna. Przyjmowanie jej w domu tylko by ją zachęciło, po czym doprowadziłoby do oskarżeń, łez i nagabywania o pieniądze. Nie obyłoby się bez przemówień na temat braku szacunku wobec woli jego zmarłego ojca.

A wszystko to dlatego, że lady Dunstan odmawiała trzymania w ryzach swoich wydatków, choć zmarły książę zapewnił jej niewiarygodnie hojne uposażenie, które Alistair z trudem starał się utrzymać i wypłacać jej co kwartał. Płacił regularnie od chwili powrotu do Anglii. Kuzyn Percy zadowoliłby się kilkoma gwineami, lecz jego ojciec miałby Alistairowi za złe taką interwencję. – Napiszę do niej. Mówiła, jak długo zostanie? – Nie. Prosiła, żebym ją odwiedziła. – Julia zaczerwieniła się. – Zaprosiła nas oboje. – Nic z tego. Przebiegła spojrzeniem po jego twarzy i odwróciła wzrok. – Nie zgadzasz się ze mną? – spytał przez zaciśnięte zęby. – Nie mogę się w tej kwestii zgadzać lub nie zgadzać, Alistair. Lady Dunstan jest twoją rodziną. Alistair czuł, jak krew zamienia mu się w lód. Jego macocha znowu zaczęła swoje intrygi. Tym razem usiłuje nastawić przeciwko niemu żonę, tak jak to zrobiła z jego ojcem. – Nie jest żadną moją krewną. I stanowczo nie życzę sobie, abyś utrzymywała z nią jakiekolwiek kontakty. Ani z Percym, skoro już o nim mowa. – Jak sobie życzysz. Był zły, że Julia jest taka przygnębiona. Nie zamierzał jednak zwierzać się i wyjaśniać jej powodów swojej antypatii, z których część była oparta bardziej na intuicji niż na faktach. Jedno zwierzenie mogłoby sprowokować następne, zaś myśl o tym, że Julia mogłaby się dowiedzieć, jak haniebnie zdradził swoją rodzinę i ją samą, sprawiała mu fizyczny ból. Podobnie jak widok nieszczęśliwej Julii. Piekło i szatani. Przez ostatnich kilka dni sprawy układały się pomiędzy nimi całkiem nieźle.

Dlaczego Julia nie może po prostu przyjąć do wiadomości faktu, że on nie chce mieć nic wspólnego z Isobel? Gdyby go posłuchała, istniałaby szansa, że ich małżeństwo ułoży się korzystnie dla obu stron. Mogliby mężczyzna,

nawet który

kontynuować mógł

ofiarować

zażyłość jej

fizyczną.

wyłącznie

Jeżeli

cielesne

istniał

rozkosze,

z pewnością był to on. Robins wynurzyła się z garderoby, niosąc tacę. – Przyniosłam ciepłe mleko. – W jej głosie brzmiało współczucie. I coś jeszcze. Smutek? Postawiła szklankę na nocnym stoliku. – To pomoże pani zasnąć. I podgrzałam termofor, który Jego Książęca Mość kazał tu przynieść wcześniej. – To bardzo miło z twojej strony. Julia podejrzliwie przyjrzała się szklance. Robins odebrała tacę przez drzwi dla służby ukryte w ścianie garderoby. W ten sposób służba mogła wchodzić i wychodzić bez niepokojenia chlebodawców. Nasuwało się pytanie, czy w mleku jest laudanum. I czy mleko trafiło na górę już przyprawione, czy to Robins dodała lek w garderobie. Niezależnie od odpowiedzi Julia przez cały czas łamała sobie głowę, kto i w czyim imieniu to robi. Robins uśmiechnęła się zachęcająco. – Proszę wypić, póki ciepłe. Julia niechętnie wzięła szklankę w dłonie. W normalnych warunkach myśl o ciepłym mleku rzeczywiście byłaby kojąca. Uniosła szklankę i powąchała. Laudanum. Zapach był ostrzejszy niż zazwyczaj. Zapragnęła cisnąć szklankę przez pokój. Zamiast tego patrzyła, jak Robins zbiera jej szlafrok i szal i odnosi do garderoby. Najszybciej jak

potrafiła, wylała mleko do nocnika stojącego pod łóżkiem. Robins wróciła do sypialni i uśmiechnęła się. – Dobrej nocy, Wasza Książęca Mość. Zabrała szklankę i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Julia otuliła się ciaśniej kołdrą. Jak można spać, kiedy żołądek boli ze strachu, a w głowie krążą natrętne myśli? Ów strach sprawiał, że jedzenie i picie stawało się prawie niemożliwe. Walczyła ze snem, lecz wyczerpanie wzięło górę. Poczuła, że zapada w ciemność. Drzemka, koniecznie musi się zdrzemnąć. Było jej trudno oddychać. Coś przygniatało jej pierś. Coś miękkiego zakrywało jej twarz. Julia usiłowała usiąść. Ciężar był zbyt wielki. Zaczęła machać rękami, próbując się uwolnić. Jej dłonie zaplątały się we włosy napastnika. Pociągnęła za nie. Rozległ się krzyk bólu, ciężar przesunął się. Julia złapała kościsty nadgarstek i mocno przekręciła. Wrzask. Coś – albo ktoś – upadło na podłogę. Julia, ciężko dysząc, wyskoczyła z łóżka. Drzwi prowadzące do sypialni Alistaira otworzyły się gwałtownie, uderzając o ścianę. – Co tu się dzieje, do diabła? Alistair, ubrany w szlafrok i z włosami w nieładzie, trzymał w dłoni świecę. Popatrzył najpierw na Julię, a potem na Robins, która szlochała skulona na podłodze. Na dywanie obok niej leżała poduszka. – Julia? Wszystko w porządku? – zapytał. Julia przełknęła. Alistair podszedł do niej. Odsunęła się instynktownie. Otworzył szeroko oczy, po czym powiedział łagodnym tonem:

– Wszystko dobrze. Powiedz mi, co się stało. – Wyciągnął do niej rękę, jakby uspokajał płochliwego konia. Julia rzuciła okiem na Robins. – Zaatakowała mnie. – Co? – Alistair był tak zdumiony i przerażony, że Julii zrobiło się cieplej na sercu. Szarpnięciem postawił łkającą Robins na nogi. Popchnął ją na krzesło, bo wydawało się, że służąca nie jest w stanie ustać o własnych siłach. – Czy to prawda? Kobieta rozszlochała się jeszcze bardziej. – Robins – odezwała się Julia ostro. – Odpowiedz Jego Książęcej Mości. Pokojówka czknęła. Julia nalała szklankę wody z dzbanka i wcisnęła jej w ręce. Była tak wściekła, że sama nie wiedziała, dlaczego nie chlusnęła jej wodą w twarz. – Wypij i uspokój się. – Co tu się dzieje, do diabła? – W głosie Alistaira pobrzmiewały groźne tony. Spojrzawszy na jego wykrzywioną furią twarz, Robins skuliła się. – Powiedział, że zabije moją córkę. – Kto? – zapytał Alistair, a jego cichy głos brzmiał groźniej niż krzyk. Robins wzdrygnęła się. Szklanka drżała w jej dłoniach. – Jakiś mężczyzna. – Jaki mężczyzna? – spytała Julia nieco łagodniej, trzymając na wodzy swój gniew. – Przyszedł tam, gdzie przedtem pracowałam i powiedział, że otrzymam propozycję pracy u Jej Książęcej Mości. I że mam ją przyjąć, jeżeli chcę,

żeby moja córka dożyła następnych urodzin. Ma tylko pięć lat. – Robins wybuchnęła płaczem. Grożenie dziecku. Szczyt okrucieństwa. Julia pokręciła głową, patrząc na Alistaira, gotowego rzucić się na zapłakaną kobietę. – Opowiedz nam wszystko, Robins. Robins łkała przez cały czas. Julia miała ochotę nią potrząsnąć. – Uspokój się. Kim jest człowiek, o którym mówisz? – Nie wiem – odrzekła, z trudem chwytając oddech. – Proszę. Powiedział mi, że nigdy więcej nie zobaczę Minnie, jeśli nie zrobię dokładnie tego, co mi każe. Julia współczuła jej, lecz była również wściekła. – Dolewałaś mi laudanum do herbaty i czekolady. Po co? Kobieta znowu wybuchnęła szlochem. – Tak mi... p-p-p-przykro. Alistair zaklął cicho. – Nic mi o tym nie mówiłaś. Julia podniosła wzrok znad skulonej na krześle kobiety i wyprostowała się. – Jak mogłam ci o tym powiedzieć? Nie wiedziałam, kto to robi. Alistair sprawiał wrażenie przestraszonego i głęboko dotkniętego. – Porozmawiamy o tym. Teraz musimy się dowiedzieć, kto chce cię skrzywdzić. Skąd wiedziałaś? – Mak zawarty w laudanum wywołuje u mnie gwałtowne wymioty. Zawsze tak się działo, jeszcze kiedy byłam dzieckiem. Trwało to kilka dni, zanim zorientowałam się, dlaczego nie smakuje mi czekolada, którą podawano mi do śniadania. I dlaczego tak źle się czułam. Przestałam pić czekoladę. Wtedy laudanum pojawiło się w herbacie.

Robins podniosła na nią zapuchnięte, czerwone oczy. – To dlatego było pani niedobrze? Myślałam, że to od długiej jazdy. A jej mąż podejrzewał, że jest w ciąży. Julia spojrzała na Alistaira. Wyglądał na zawstydzonego. – Wiedziałam, że podajesz mi to świństwo, Robins, ale nie wiedziałam, czy bierzesz udział w spisku, czy jesteś ofiarą intrygi. Ani też jaki efekt miało przynieść laudanum. – Julia wzięła głęboki oddech i spojrzała na Alistaira. – Próbowała udusić mnie tą poduszką. – Dobry Boże... – sapnął Alistair. Spojrzał z furią na Robins. – Czy to prawda? Robins żałośnie kiwnęła głową. – Powiedział, że to za długo trwa i trzeba to już zakończyć. Julia zadrżała, słysząc, jak ta kobieta z zimną krwią mówi o jej śmierci. Lecz gdyby ona sama miała dziecko, zrobiłaby przecież wszystko, aby je ochronić. Wszystko? Czy popełniłaby morderstwo? Alistair zacisnął pięści, jakby chciał uderzyć pokojówkę. – A gdyby umarła? Co wtedy? Robins wzruszyła ramionami. – Minnie byłaby bezpieczna. Alistair odsunął się o kilka kroków, jakby nie mógł znieść przebywania w pobliżu Robins. Kopnął bierwiona w kominku, wzniecając iskry. – Ten mężczyzna – odezwał się nagle. – Czy to z nim rozmawiałaś, kiedy widziałem cię we wsi? Robins przytaknęła. – Nie sądziłam, że Wasza Książęca Mość nas widział. – Przeniosła wzrok na Julię. – Wasza Książęca Mość, tak mi przykro. Musiałam to zrobić. Nie mogłam pozwolić, żeby skrzywdzili moją córeczkę. A teraz... –

Rozszlochała się, kryjąc twarz w dłoniach. – Teraz na pewno zabiją Minnie – jęknęła. – Co byś zrobiła, gdyby moja żona była dziś ze mną w łóżku? – zapytał lodowatym tonem Alistair. Robins z trudem chwytała oddech. – Pewnie poczekałabym do następnego wieczora. Tak często to pan przecież do niej nie przychodzi. Chłód tych słów uderzył Julię jak celnie wymierzony policzek. Zdrada pokojówki bolała ją tak bardzo, że nie chciała widzieć tej kobiety na oczy. Wstała, czując, że gniew nie pozwala jej myśleć jasno. – Kiedy masz znowu spotkać się z tym człowiekiem? – spytał Alistair, a jego groźny ton sprawił, że Robins znowu skuliła się na krześle. – I gdzie? – On sam mnie znajduje. Albo wysyła list. Nigdy nie wiem, kiedy się go spodziewać – powiedziała z rezygnacją. – Co o tym myślisz, Alistair? – spytała Julia. – Myślę, że musisz odpocząć. – Spojrzał gniewnie na Robins. – Daj mi klucz do swojego pokoju. – Co pan ze mną zrobi? – Zadecyduję rano. – Alistair podszedł do drzwi. – Na razie zmierzam zamknąć cię w twoim pokoju, żebyś nie wyrządziła nikomu krzywdy. – Proszę, Wasza Książęca Mość – powiedziała pokojówka, patrząc szeroko otwartymi oczami na Julię. – Proszę nie oddawać mnie sędziemu. Moja córka... – Znowu zaczęła szlochać. – Rób to, co ci każe Jego Książęca Mość – powiedziała Julia. Pokojówka zniknęła z sypialni eskortowana przez Alistaira, który wrócił po kilku minutach.



Alistair...



Julia

poczuła

nagle,

że

kolana

odmawiają

jej

posłuszeństwa. – Cicho. – Alistair wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. – Wszystko w porządku. Robins jest pod kluczem. Nie może cię już skrzywdzić. Spojrzał jej w twarz, a Julia dostrzegła w jego oczach troskę. Martwi się o nią? Natychmiast zrobiło jej się lżej na duszy, od wielu dni nie czuła się tak bezpiecznie. – Tak ciężko mi uwierzyć, że ktoś może pragnąć mojej śmierci. – Julia zadrżała. – Przeżyłaś szok. Musisz odpocząć.- Ułożył ją delikatnie na swoim łóżku i przykrył kołdrą. – Teraz śpij. Porozmawiamy rano. Umościł się obok niej i przytulił ją, łagodnie głaszcząc ją po plecach. Julia poczuła się kochana i dziwnie szczęśliwa. Jakby wypiła zbyt dużo szampana, co zdarzyło jej się tylko raz we wczesnej młodości, podczas jej pierwszego przyjęcia. Uniosła głowę i pocałowała go w policzek. – Dziękuję, że przyszedłeś na czas. – Śpij – odburknął. Alistair postawił tacę ze śniadaniem w nogach łóżka i nachylił się nad żoną. Poczuł dumę, widząc ją pogrążoną w głębokim śnie. Zaufanie. Była to upajająca świadomość, nawet jeśli tak naprawdę na nią nie zasłużył. Myśl o tym, że Julia rozważała, czy to on próbuje ją skrzywdzić, stanowiła gorzki, lecz nie do końca niezasłużony cios. Przez chwilę walczył z pokusą, aby powiedzieć jej prawdę, wyjawić swoją winę, lecz nie mógł podzielić się sekretem, który nie dotyczył wyłącznie jego. – Obudź się, śpiochu – odezwał się, trącając ją w ramię.

Julia otworzyła oczy. Rozpromieniła się, kiedy jej wzrok spoczął na Alistairze. Piękno jej uśmiechu sprawiło, że poczuł pożądanie. Teraz jednak z wielu powodów nie była to odpowiednia chwila na dawanie upustu żądzom. Zmusił się do skupienia na czekającym go zadaniu. – Usiądź. Przyniosłem śniadanie na tacy, żebyśmy mogli porozmawiać bez przeszkód. Ustawili tacę pomiędzy sobą. Julia wzięła w dłonie filiżankę z herbatą i wtedy Alistair zebrał się na odwagę. – Odesłałem Robins – powiedział. Filiżanka zadrżała na spodeczku. Alistair przytrzymał ją, puszczając dopiero wtedy, kiedy Julia się uspokoiła. – O czwartej rano zapakowałem ją do powozu i wysłałem ją z Jaimiem po jej rodzinę. Jaimie ukryje ich do chwili, gdy odkryjemy, kto stoi za tym spiskiem. – Dlaczego tak postąpiłeś? – Julia zmarszczyła czoło. Alistair nie zmrużył oka przez całą noc, rozmyślając o tym, jak najlepiej rozwiązać problem. – Jedno wiem na pewno. Jeśli włączymy w to sędziego, wybuchnie wielki skandal. Rodzinny herb zostanie splamiony. – Nie mówiąc już o tym, że Julia skupi na sobie uwagę, przez co jej przeszłość może wyjść na jaw. – Jej dziecko nie jest tu niczemu winne i ucierpiałoby niezmiernie, gdyby matka została oskarżona o przestępstwo. – To bardzo wielkoduszne z twojej strony. – Niezależnie od tego, co ludzie o mnie mówią, nie jestem zupełnie bez serca. – Alistair zastanawiał się, czy Julia mu wierzy. Podejrzewał, że raczej nie, co bolało go bardziej, niż był gotów przyznać. – Jaimie wywiezie ich stąd, zanim ludzie zorientują się, co się stało. Rozpuści też w pubie parę plotek, że umarł ktoś z jej rodziny.

– Więc chcesz uprzedzić atak na dziecko, którego mogliby dokonać w odwecie. – Westchnęła. – Jestem wściekła na Robins, ale nie chciałabym, żeby dziecku coś się stało. Ale nadal nie wiemy, kim oni są. I dlaczego to robią. W jej oczach czaiły się wątpliwości. Czyżby wątpiła w niego? Co jeszcze miał powiedzieć, aby zapewnić ją, że nie chce jej skrzywdzić? Że jej bezpieczeństwo jest dla niego ważne? Wrócił myślami do rozmyślnego uszkodzenia swojego siodła. Nie mógł pozbyć się przeświadczenia, że osoba stojąca za tym atakiem posłużyła się jego żoną, aby go zniszczyć. Kto oprócz niego mógłby zostać oskarżony o morderstwo Julii, gdyby plan Robins się powiódł? Tak czy inaczej założyłby się o swój tytuł, że w całą sprawę był zamieszany jego brat, prawdopodobnie we współpracy z macochą. I musiał przyznać z bólem, że Luke miał powód, aby wyrządzić mu krzywdę. Atak na Julię to poważny błąd, który zostanie ukarany. Zastanawiał się, czy nie powiedzieć Julii o swoich podejrzeniach i rozwiać w ten sposób jej wątpliwości co do jego osoby, ale wówczas musiałby opowiedzieć jej całą historię, a wówczas Julia zrozumiałaby, jak bardzo ją oszukał, jak bardzo jest odrażający. Poczuł obrzydzenie do samego siebie. Jeśli Julia kiedykolwiek pozna prawdę, prawdopodobnie natychmiast odejdzie. – Sądzę, że powinniśmy porozmawiać z Digger. Może będzie miała jakiś pomysł.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY Widok Julii i Digger siedzących razem i rozmawiających jak stare znajome sprawił, że Alistair poczuł dziwny ból w okolicach mostka. Pomimo głupstw popełnionych w młodości ten rodzaj zażyłości z żoną mógł także stać się jego udziałem – przy czym „mógł” było tu słowem kluczowym.

Mężczyzna

z

tytułem

stanowił

cel

wszystkich

matek

szukających męża dla swoich córek. Najprawdopodobniej ożeniłby się dla władzy, dla pozycji i nigdy nie poznałby Julii. Jako człowiek nie liczył się wcale. Istniał tylko jego obowiązek wobec książęcego rodu. Szczególnie po tym, co zrobił. Wiedział o tym, lecz w głębi duszy tęsknił za czymś więcej, za czymś lepszym dla nich obojga, a szczególnie dla Julii. Choć ślub z nim stanowił dla niej ucieczkę – miała wybór pomiędzy zesłaniem do kolonii karnej, życiem w domu publicznym a nim – po tym wszystkim, co zaszło, Alistair nie był już pewien, czy Julia postąpiła słusznie, wybierając jego. Oboje weszli w to małżeństwo z otwartymi oczami. Bez złudzeń i sentymentów. Jednak teraz, kiedy poznał ją lepiej, ukrywanie prawdy budziło w nim ogromne poczucie winy. – Więc nie żartowałaś, kiedy mówiłaś wcześniej, że ktoś próbuje cię otruć? – spytała Digger po wysłuchaniu całej opowieści. – Nie otruć – odrzekła Julia. – Sprawić, że zasnę tak mocno, że nie obudzę się, gdy ktoś będzie próbował mnie udusić.

Digger pokręciła głową, cmokając z dezaprobatą. – To okropne. Czy podejrzewasz, kto może stać za tym strasznym czynem? Alistair

zdusił

chęć

uśmiechu

na

widok

kochanej

Digger

podekscytowanej perspektywą zagadki do rozwiązania. Naprawdę nie było powodu do uśmiechów, lecz widział, że Digger cieszy zaufanie, jakim ją obdarzyli. Julia potrząsnęła głową i spojrzała na Alistaira. – Mój brat. Tylko on by na tym skorzystał – odparł. Na twarzy Digger pojawił się wyraz bólu. – Nie wierzę, że mój kochany mały Luke zrobiłby coś tak podłego. Uwierzyłaby, gdyby wiedziała, jak bardzo Alistair zdradził swego brata. Była

jeszcze

kwestia

przeciętego

popręgu

u

Beauworthów.

Nie

wspominając już o tym, że statek wysłany po niego przez ojca do Włoch, odpłynął bez niego, a kapitan uciekł do Ameryki. Digger pozostawała jednak uparcie lojalna zarówno wobec niego, jak i wobec Luke'a. – Czy spróbują czegoś innego, kiedy zorientują się, że Robins zniknęła? – spytała Julia. – To wysoce prawdopodobne. – Może mogłabym zwabić tego kogoś na otwartą przestrzeń? – zastanawiała się Julia. – I wystawić się na niebezpieczeństwo? – spytała Digger, zszokowana, lecz i zaintrygowana. – Nie! – Alistair niemal krzyknął. – Kategorycznie zabraniam – dodał już spokojniej. Sama myśl o tym sprawiła, że zrobiło mu się zimno. Julia spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.

– Więc jak ich wytropimy? – odezwała się Digger, ściągając usta. – Czy wiemy już, kto polecił Robins na pokojówkę dla Julii? – Nie wiemy. Parę dni temu napisałem do Lewisa, ale on ma teraz mnóstwo pracy. Jestem pewien, że odpowie, jak tylko będzie mógł. – Nie podejrzewasz go? – spytała Julia. – Pana Lewisa? Wyjechał w momencie, gdy zaczęły się dziać te wszystkie dziwne rzeczy. Po raz kolejny uderzyła go bystrość umysłu żony. Dlaczego sam nie pomyślał, że Lewis może być podejrzany? Zastanowił się nad tym. – Szczerze mówiąc, nie sądzę, że to mógł być on. – Wierzył jednak, że mógł to być jego przyrodni brat. – A poza tym, jaką korzyść by mu to przyniosło? Zapadła cisza. – W takim razie nie zrobimy nic i będziemy czekali na wiadomość od Lewisa – odezwała się Julia. Wydawała się zdenerwowana. Alistair sięgnął przez stół i ujął jej dłoń. – Dopilnuję, aby nie wydarzyło się nic złego. Nawet gdyby musiał zamknąć ją w pokoju i osobiście stróżować pod drzwiami. Ech, ta potrzeba chronienia własnego stanu posiadania. Zawsze ją odczuwał, to jasne, inaczej nigdy by się nie ożenił z Julią. Miał tylko nadzieję, że uda mu się ją ochronić. Porażka nie wchodziła w grę. To z jego winy znalazła się w niebezpieczeństwie. Na szczęście wyraz jej twarzy mówił, że jego słowa przyniosły jej pocieszenie. Sprawiło mu to o wiele większą przyjemność, niż byłby w stanie uwierzyć kilka tygodni temu. Zdał sobie sprawę, że będzie ją chronił nawet za cenę własnego życia, jeśli będzie trzeba. Puścił jej dłoń i wyprostował się.

– Julio, nie ruszysz się nigdzie beze mnie albo jednego z wybranych przeze mnie ludzi. Digger przyglądała mu się spod ściągniętych siwych brwi. – Alistair, czy jest coś, o czym nam nie powiedziałeś? Powinien był się domyślić, że Digger go przejrzy. Uśmiechnął się do niej niewinnie. – Absolutnie nie. Digger zmrużyła oczy. – W takim razie proponuję, abyś napisał do pana Lewisa jeszcze raz z prośbą o pilną odpowiedź. Musimy jak najszybciej dowiedzieć się, kto polecił mu panią Robins jako pokojówkę dla Jej Książęcej Mości. – Zgadzam się. – Chciałabym, aby nazywała mnie pani Julią. – Jego żona zwróciła się do Digger z lekkim wahaniem, lecz także z bardzo miłym uśmiechem. Alistair darzył Digger wielkim uczuciem i Julia zdobyła u niego dodatkowe punkty. Jeśli nie będzie uważał, wkrótce stanie się miękki jak kawałek gliny w jej ślicznych dłoniach. Po chwili jednak ogarnął go chłód. Może i Julia znaczy dla niego bardzo wiele, lecz dla jej własnego dobra nie może pozwolić, aby zanadto się do niego zbliżyła. Spojrzał na zegar stojący na kominku. – Bardzo mi przykro przerywać naszą pogawędkę, ale wkrótce mam spotkanie z zarządcą. – Wstał. – Julio? – Julia może zostać trochę dłużej, kochany Crawfy. Mamy sobie tyle do opowiedzenia. Alistair

jęknął

wewnętrznie,

zgadując,

kto

będzie

tematem

ich

rozmowy. Na szczęście nawet Digger nie znała wszystkich jego sekretów, inaczej i ona nie patrzyłaby na niego łaskawym okiem.

Jedno

wiedział

na

pewno

-

stanowił

zagrożenie

dla

wszystkich

znajdujących się wokół niego, więc im dalej będzie się od nich trzymał, tym lepiej. Samotność mocno ciążyła mu na sercu. Towarzysząca jej mroczna pustka sprawiała, że trudno mu było oddychać. Jak zwykle zignorował to uczucie. – Każę Matthew przyjechać po ciebie za pół godziny. Odwiezie cię do domu. Julia przyglądała mu się dziwnie. – Czy to naprawdę konieczne? – Na razie tak. Było to konieczne, jeśli miał nie oszaleć ze zmartwienia. Alistair skłonił się i wyszedł. Julia chodziła tam i z powrotem po sypialni. Wiedziała, że jest bezpieczna – Alistair był zaledwie o kilka kroków od niej, usłyszałby jej wołanie mimo zamkniętych drzwi – lecz nie potrafiła zmusić się do wejścia do łóżka. Powinna była coś powiedzieć, zanim rozeszli się do swoich sypialni. Mogła poprosić go, żeby został, lecz po prawdzie bała się odrzucenia z jego strony. Mimo to gdzieś w głębi duszy wierzyła, że Alistair pożąda jej tak samo, jak ona jego. Tamtej nocy, gdy spotkali się po raz pierwszy, ich miłość była wspaniała, namiętna i wyjątkowo śmiała. Alistair pozwalał sobie na szokujące, cudowne gierki. Od dnia ślubu rzadko bywał takim skorym do zabawy

mężczyzną.

Sporadyczne

błyski

rozbawienia

w

zazwyczaj

lodowato zimnych oczach, pojedynczy wybuch śmiechu... no i te noce,

kiedy do niej przychodził... Niegrzeczna strona jego natury nadal istniała, lecz ukryta i kontrolowana przez Jego Książęcą Mość. Julia zatrzymała się przy drzwiach wiodących do sypialni Alistaira, wpatrując się w klamkę. Jeśli on ją odrzuci... Wzięła głęboki oddech i po cichu otworzyła drzwi. Przemknęła jak duch przez garderoby ich obojga, rozdzielające sypialnie. W dawnych czasach służący sypiali w owych przestronnych pomieszczeniach na wąskich leżankach, lecz obecnie stały tam jedynie szafy pełne ubrań. Na szczęście służba spała teraz na poddaszu. Julia zatrzymała się przed ostatnimi drzwiami. Wyprostowała się. Jeżeli Alistair śpi, nie będzie go budzić. Mogłaby jednak ułożyć się obok niego, jak to zrobiła w noc po jego upadku z konia. Otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Ogromne łoże z czterema kolumienkami było puste. Rozczarowanie sprawiło, że poczuła żal w sercu. Była przecież pewna, że słyszała, jak Alistair chodzi po pokoju, kiedy już odprowadził ją po kolacji do jej sypialni. Już miała się odwrócić, kiedy dostrzegła cień zasłaniający częściowo ogień płonący w kominku. Cień poruszył się i wstał. – Julia? – Tak. To ja. Alistair miał na sobie szlafrok, a w ręku szklankę. – Źle się czujesz? – Nie mogłam zasnąć. Alistair podprowadził ją do fotela, usiadł i posadził ją sobie na kolanach. Julia oparła głowę na jego szerokim ramieniu, wdychając zapach mydła, doprawiony lekką nutką brandy.

– Ty chyba też nie, jak sądzę – powiedziała. Alistair umościł ją wygodniej na swoich kolanach i przysunął szklankę do jej ust. – Coś do picia? Julia upiła maleńki łyk i poczuła, jak płyn pali ją w gardle. Westchnęła. Alistair przytulił ją mocniej. – Jesteś całkowicie bezpieczna. Na korytarzu postawiłem dwóch zaufanych ludzi. Nawet nietoperz nie przedrze się przez okna. – Nie o to chodzi. Alistair spojrzał na nią pytająco. Słabe światło padające z paleniska rzucało cienie na jego twarz, przydając mu demonicznego wyglądu. Julia położyła dłoń na jego policzku, czując na skórze delikatne ukłucia świeżego zarostu. – To znaczy częściowo nie o to chodzi. – A ta pozostała część? – Tęskniłam za tobą. – Wstrzymała oddech. Czy Alistair przyzna, że też za nią tęsknił? – Przecież jestem. – I ja też jestem. Tu i teraz. – Wiem. To raczej oczywiste. - Ale czasami wydaje mi się, że trzeba ci o tym przypominać. – Przepraszam. Na przyszłość będę się bardziej starał. Julia poczuła iskierkę gniewu wznieconą wyszukaną uprzejmością męża. – Jeżeli uważasz to za swój kolejny obowiązek na swojej długiej liście zadań, to proszę, nie zadawaj sobie trudu. Czas iść do siebie. Odsunęła się od niego.

– Zostań – poprosił miękko. – Potrzebuję twojego towarzystwa. Dzięki wszystkim gwiazdom w niebiosach. Przynajmniej był w stanie przyznać, że czegoś potrzebuje. – Martwisz się. – Nie tylko. Jestem zły. Ktoś próbował cię skrzywdzić i prawie mu się to udało. Ponownie podał jej szklankę z brandy i przez kilka długich minut oboje wpatrywali się w ogień. Julia czuła pod policzkiem równy rytm jego serca; jej głowa unosiła się i opadała lekko wraz z jego oddechem. Niepewna, czy ma zostać, zaczęła się bawić wstążką na końcu warkocza. – Czy już otrząsnęłaś się z wczorajszego szoku? Jego głęboki głos niósł ukojenie, podobnie jak jego objęcia i oddech muskający jej szyję. – Tak – odrzekła cicho. – A jak twoja głowa? – Wyleczona. – Cieszę się. Ze

swojego

miejsca

miała

doskonały

widok

na

fragment

jego

bladozłotej skóry nad miejscem, gdzie schodziły się poły szlafroka. Wśród skręconych złotawych włosków widać było ciemny, płaski męski sutek. Czy Alistair zdawał sobie sprawę, jaką pokusę dla jej języka i warg stanowił ten widok? Eksperymentalnie musnęła sutek miękką końcówką warkocza. Alistair ze świstem wciągnął powietrze. Zafascynowana zrobiła to znowu. Tym razem Alistair jęknął cicho, zmysłowo. – Podoba ci się to – odezwała się, zachwycona swoim odkryciem. – Nie. Uwielbiam to.

Naprężył biodra i Julia poczuła na biodrze twardy dotyk jego członka. Och tak, bardzo mu się to podobało. – W takim razie... – Zrobiła to jeszcze raz, przesuwając warkoczem jak pędzelkiem wokół jego piersi, w górę po szyi i wzdłuż ust. Alistair wyszczerzył zęby w nieco dzikim uśmiechu i kłapnął nimi, a Julia w ostatniej chwili odsunęła warkocz. Zaczęła badać jego reakcję na dotyk

włosów

zaznaczonych

na

nosie,

kościach

prostych

złotych

policzkowych

i

brwiach

szczęce.

oraz

wyraźnie

Przymykał

oczy

z rozkoszy, jaką sprawiało mu delikatne głaskanie, lecz gdy przesunęła włosami po jego uchu, wciągnął gwałtownie powietrze. Ten odgłos wywołał mrowienie w jej podbrzuszu. Cudownie. Oparła się pokusie, aby otrzeć się o jego członek. Zamiast tego połaskotała warkoczem własne usta, aby sprawdzić, jakie to uczucie. Alistair obserwował spod ciężkich powiek, jak końcówka warkocza przesuwa się tam i z powrotem po jej wargach. Włosy nie są tak miękkie jak pióra, uznała Julia. Doznanie jest silniejsze. Dreszcz sprawił, że jej sutki stwardniały. Uśmiechnęła się do niego zalotnie. – Sądzę, że byłby z tego dobry pędzelek. Mogłabym pomalować cię na ładne kolory. – Czyżby? – Alistair posłał jej leniwy uśmiech. Julia przechyliła głowę i przesunęła pędzelkiem z włosów po jego kościach policzkowych. – Tutaj niebieski. – Musnęła czubek nosa. – Czerwony. – Lekkie jak piórko dotknięcie na powiece. – Tutaj fiolet. Alistair uśmiechnął się szeroko. – Najpierw musiałabyś mnie złapać. Julia połaskotała go w ucho, on a roześmiał się.

Nie

mogąc

się

powstrzymać,

nachyliła

się

i

pocałowała

go

w uśmiechnięte usta. Alistair chwycił ją za kark, przyciągnął do siebie i pogłębił pocałunek. Julia wtuliła się w niego, przyciskając nabrzmiałe piersi do jego twardego torsu i myszkując językiem po gorącym wnętrzu jego ust. Poczuła falę gorąca pomiędzy nogami. Nie przerywając pocałunku, Alistair wstał bez wysiłku i zaniósł ją na łóżko. Rozwiązał pasek jej szlafroka i odrzucił go na ziemię, po czym ułożył ją nagą na materacu. Jego żona była jak pogańska bogini, cudowna w swojej nagości. Błysk w jej oku stanowił zaproszenie, któremu nie potrafiłby się oprzeć, nawet gdyby chciał. Rozciągnięta rozkosznie na jego łóżku wyglądała tak pięknie, że można byłoby ją zjeść. Była zniewalająca. – Myślę, że musimy cię uwolnić od tego warkocza – odezwał się. – Mogę? Julia

kiwnęła

głową,

przygryzając

dolną

wargę.

Spojrzała

na

wybrzuszenie widoczne w jego kroczu pod materiałem szlafroka. – Nie martw się, zawsze będzie na miejscu w razie potrzeby – powiedział. Julia przykryła dłonią usta, aby się nie roześmiać. Alistair wpatrywał się w jej piękne ciało z cudownymi wypukłościami, wklęsłościami i smukłymi, długimi nogami. Była taka piękna. Naprawdę nie zasługiwał na tak cudowną kobietę w swoim łóżku. Ale była tam i nie zamierzał jej zawieść. Nachylił się nad nią i pogładził długi warkocz, zapleciony schludnie do snu. – Jaki ładny kolor. – Brązowy. – Karmelowy. Toffi ze złotymi refleksami w słońcu.

– To ty masz złote włosy. – Uwierz mi, dla mnie ten kolor jest piękny. Szybkim ruchem uwolnił jej włosy od wstążki. Powoli rozplótł warkocz i przesunął palcami wzdłuż długich, miękko wijących się kędziorów, po czym ułożył je wokół niej na poduszce i na jej piersiach, gładząc czubkami palców delikatne kosmyki. – Tak musiała wyglądać Godiva. Julia zachichotała. – Przy tobie czuję się bezwstydnicą. – To moja specjalność. Alistair zrzucił szlafrok i ułożył się obok niej. Ukrył twarz w wonnej masie włosów. Jaśmin. Chwilę później Julia uniosła się i nachyliła się nad nim, a jej włosy przesunęły

się

delikatnie

po

jego

ramionach,

tworząc

wokół

nich

jedwabisty welon. Opuściła głowę i pocałowała go tak słodko, że ścisnęło mu się serce. Objął ramionami jej gibkie ciało. Ta kobieta była wprost niezwykła. I zasługiwała na kogoś o wiele lepszego niż on. Julia łagodnym gestem odgarnęła mu włosy z czoła i spojrzała w oczy. – Jesteś cudownym mężczyzną – wyszeptała. – Jesteś piękny. Alistair nie mógł wydobyć słowa z gardła ściśniętego pożądaniem i wzruszeniem. Julia wydawała się tego nie zauważać, gdyż powróciła do pocałunków, schodząc coraz niżej, zatrzymując się, aby lekko ugryźć go w podbródek i polizać jego sutki. Alistair płonął, skupiając się na dotyku jej języka, warg i zębów. W końcu Julia usiadła mu na nogach i odchyliła się, aby podziwiać jego erekcję ze szczególnie podniecającym uśmiechem. Oddech uwiązł mu w gardle na myśl, że mogłaby...

Spojrzała na niego spod rzęs. – Och, prawie zapomniałam. Alistair zamrugał, zaskoczony jej słowami. Julia sięgnęła za siebie do kieszeni szlafroka i wyjęła... naszyjnik z rubinowego kompletu Dunstanów, mieniący się łagodnym blaskiem w stłumionym świetle ognia i świecy stojącej przy łóżku. – Julio... Uśmiechnęła się szeroko, układając naszyjnik tuż nad jego erekcją. Kiedy kamienie dotknęły jego brzucha, wydały mu się początkowo szokująco zimne. – Wet za wet – powiedziała figlarnie, przyglądając się swojemu dziełu. – Niegrzeczna dziewczynka. Owej pierwszej nocy, kiedy się kochali, Julia miała na sobie cały rubinowy garnitur: bransolety otaczały jej piersi, kolczyk spoczywał w pępku, a naszyjnik udrapowany był wokół jej wzgórka łonowego. Alistair zapamiętał ten obraz na całe życie. Uniósł głowę i spojrzał na swój brzuch. – Lepiej wyglądały na tobie. – To pańskie zdanie, sir. Dla mnie wygląda pan tak, że mogłabym pana zjeść. Alistair jęknął. Julia pochyliła się, delikatnie objęła dłońmi jego członek i polizała go. Wbrew

swojej

woli

Alistair

uniósł

biodra.

Zacisnął

pięści

na

prześcieradle, żeby się nie poruszyć. Kiedy jego penis znalazł się w jej gorących i wilgotnych ustach, poczuł pustkę w głowie, a jego ciało stężało z pożądania. Delikatnie obwodziła czubek członka językiem. Alistair jęknął ostrzegawczo.

Wypuściła go powoli i uniosła głowę. W jej oczach czaił się figlarny błysk, uśmiechała się przebiegle. – Widzę, książę, że nadal jesteś gotowy. W mgnieniu oka przewrócił ją na plecy. – Teraz, Alistair – odezwała się głosem zachrypniętym z pożądania. Lekki dotyk potwierdził, że jest gotowa. Alistair pchnął głęboko. Jej paznokcie drapały mu plecy, dłonie ugniatały pośladki. Julia oplotła go nogami w pasie. – Tak... – wzdychała. – Alistair, tak... Poruszała biodrami, kontrolując rytm. Alistair kompletnie się zatracił. Byli jednością. Poczuł, jak jej ciało sztywnieje tuż przed szczytowaniem. Jego własny orgazm buzował mu w żyłach z niepowstrzymaną siłą. Nie może... Musi... Wówczas Julia zadrżała, wykrzykując cicho jego imię, a on osiągnął spełnienie. Nigdy dotąd nie zaznał tak niewiarygodnego uczucia czystej radości, wykraczającego poza przyjemność. Przepełniła go tęsknota za czymś, czego szukał przez całe życie, lecz dotychczas nie ośmielał się mieć nadziei, że to znajdzie. Za ogrzaniem serca, które, jak dotąd sądził, zamarzło na kamień. Unosił się na ciepłej fali przyjemności. Kiedy rozkosz zniknęła, ustąpiły również niewytłumaczalne emocje. Alistair otrzeźwiał i z przerażeniem zdał sobie sprawę, że tym razem nie wycofał się w porę. Poczuł ciężar w żołądku. Utrata kontroli wstrząsnęła nim do głębi. Idiota! Co takiego, u diabła, dzieje się w jego głowie? To tylko fizyczne połączenie, nic więcej. Nie potrzebował tego, choć sprawiło mu to ogromną

przyjemność, podobnie jak jej. Zdecydowanie nie chciał, aby jakieś niedorzeczne uczucia zaśmiecały mu umysł i niweczyły jego plany. Był wściekły na swoją głupotę. To nie może się powtórzyć. Wstał i poszedł po wodę i ręcznik. Julia uniosła głowę, przyglądając mu się sennie. – Alistair? Coś się stało? – Nic. – Jego głos zabrzmiał ostro i chłodno. – Wszystko w porządku, Julio. – Odgarnął kosmyk włosów z jej policzka i pocałował ją w usta. – Jesteś cudowna. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Gdyby tylko mógł uwierzyć, że nie zdradzi go jak wszyscy inni. Nie potrafił. W końcu wszyscy to robili. Wypełniła go gorycz i poczucie osamotnienia. Wstał i ubrał się. Przez chwilę przyglądał się jej ślicznej twarzy. Napawał się jej wyrazem. Wdychał kobiecy zapach. Widok rubinów zaplątanych w pościel przywołał smutny uśmiech na jego twarz. Podniósł je, ułożył na stoliku i zszedł na dół do gabinetu, żeby popracować. Dwa dni później Julia wyruszyła na poszukiwanie męża, który najpierw obstawił ją lokajami, a potem zaczął jej unikać, wyjeżdżając codziennie wcześnie rano ze swoim zarządcą i wysyłając przepraszające wiadomości, że nie da rady wrócić do domu na kolację. Kiedy zaś wracał, natychmiast po

kolacji

udawał

się

na

partię

bilardu

lub

szachów

z

którymś

z mieszkających po sąsiedzku dżentelmenów. W ten sam sposób unikał jej w Londynie. Julia miała dość. Musiała z nim porozmawiać. Gdyby nie kilka słów wyszeptanych jej do ucha przez Grindle'a, nie wiedziałaby, że tego poranka należy szukać Alistaira w jego biurze.

Uniósł wzrok znad sterty papierów, która wydawała się wyższa niż wówczas, gdy Julia była tu ostatnim razem. Przez chwilę na jego ustach błąkał

się

uśmiech,

lecz

zniknął

tak

szybko,

że

Julia

zaczęła

się

zastanawiać, czy przypadkiem nie spodziewał się kogoś innego. Jego twarz była szczuplejsza niż dotąd, a pod zmęczonymi oczami widniały ciemne kręgi. – Julia. Nie spodziewałem się ciebie. Wyglądał, jakby zgubił suwerena, a znalazł pensa. Zmusiła się do opanowania i spojrzała na biurko. – Nadal żadnych wiadomości od pana Lewisa? – Jeszcze nie. – Alistair nadal siedział za biurkiem, utrzymując dystans pomiędzy nimi. – Widzę, że Jaimie McPherson wrócił – zaczęła. – Zakładam, że pani Robins jest bezpieczna. – Tak. Jak się masz? – Dobrze. – Czym mogę ci służyć? Wizja wywołana w jej umyśle przez te słowa sprawiła, że puls jej przyśpieszył i musiała zacisnąć uda. Ze sposobu, w jaki drgnął mu mięsień w twarzy, wywnioskowała, że zauważył jej reakcję. Westchnęła głęboko, wyprostowała się i odsunęła nieco, zbierając się na odwagę. – Chciałam porozmawiać o naszym małżeństwie. – W jakim sensie? – O jego braku. – Czy mam posłać po herbatę?

– Może później. – Julia chciała doprowadzić sprawę do końca. Usiadła na brzegu krzesła stojącego przed biurkiem. – Alistair, nie mogę cię winić, jeśli uważasz nasze małżeństwo za pomyłkę, ale tkwimy w nim oboje. – Nie jestem pewien, czy dobrze cię zrozumiałem. – Przede wszystkim unikasz ostatnio mojego towarzystwa, jakbym mogła cię czymś zarazić. – Mnóstwo spraw wymaga teraz mojej uwagi. To, o czym Lewis... – Nawet ty nie powinieneś pracować przez całą noc. – Och, znowu te pragnienia wysuwające się na pierwszy plan. Rumieniec wystąpił jej na policzki. – Słyszę cię późno w nocy. – Przez drzwi, które Alistair zamykał teraz na klucz. – Byłaś chora. Sądziłem, że najlepiej będzie... – Alistair, proszę. Nie okłamuj mnie. Wstał i nachylił się nad biurkiem, opierając się dłońmi o blat. – Jak pani śmie, księżno? Julia wzdrygnęła się na dźwięk jego lodowatego tonu. Wstała, aby spojrzeć mu w twarz. – Kiedy ci powiedziałam, że jestem bezpłodna, a ty powiedziałeś mi, żebym się nie martwiła, uznałam, że chcesz być miły i próbujesz mnie pocieszyć. Ale było inaczej, prawda? Tamtej nocy, kiedy... – Zatoczyła dłonią kółko w powietrzu. – Nie chcesz nawet próbować spłodzić ze mną dziecka, nieprawdaż? – Nie chcę. Julia opadła na krzesło. Ból w piersiach sprawił, że trudno jej było oddychać. – Dlaczego? – wyszeptała. – Z powodu tego, co zrobiłam? Bo znalazłeś mnie właśnie tam? Wstydzisz się mnie?

– Oczywiście, że nie. – W takim razie o co chodzi? Zamknął na chwilę oczy, po czym spojrzał w sufit. – Mam już dziedzica z mojej własnej krwi. Jego słowa nie miały sensu, podobnie jak wyraz udręki w jego oczach. – Masz dziedzica? Byłeś już wcześniej żonaty? – Dlaczego nigdy o tym nie wspomniał? Nawet nie zająknął się o tym, że ma dziecko? Zmarszczyła brwi.



Moje

dziecko

nie

zabierze

tytułu

twojemu

wcześniejszemu

potomkowi. Alistair popatrzył na nią. Jego twarz przybrała groźny wyraz, oczy wyglądały jak dwa kawałki lodu. – Nigdy przedtem nie byłem żonaty. Twój syn pozbawiłby tytułu Jeffreya. – Twojego bratanka? – Mojego syna. Julia poczuła, że do żołądka wpada jej kamień. Rozwiązły książę. Żadna kobieta nie potrafiła się oprzeć jego zalotom. Przypomniała sobie wszystkie plotki. Przyprawił rogi własnemu bratu. – To... to okropne. Z trudem podniosła się z krzesła i niemal na oślep ruszyła ku drzwiom. Jak on mógł? Odwróciła się do niego. – Nigdy nie zamierzałeś zawierać małżeństwa. – Nie bardziej niż ty. Jakaż była głupia, sądząc, że to małżeństwo okaże się lepsze niż poprzednie. – Żałuję, że w ogóle cię spotkałam.

– Przypuszczam, że wolałabyś, aby to stary lord Pefferlaw wygrał aukcję tamtej nocy? To był cios poniżej pasa. Julia wyprostowała się. – Może tak byłoby lepiej. Przynajmniej wiedziałabym, na czym stoję. On nie udawałby, że mu na mnie zależy. Przynajmniej nie skradłby jej serca, a potem by go nie podeptał. Wymaszerowała z gabinetu i natychmiast natknęła się na trzech lokajów i zatroskanego Grindle'a. Z pewnością wyczuli gniew w rozmowie, nawet jeśli nie słyszeli słów. Znalazłszy się wreszcie w swoim pokoju, dała upust wściekłości i rozpaczy pulsującej w jej żyłach. Rzuciła się na łóżko i uderzyła pięścią w poduszkę. Niech go diabli. Przez cały czas miała wątły cień nadziei, że Alistairowi zaczyna na niej zależeć, że być może zaważy to na jej zdolności do poczęcia dziecka. Cóż za bzdura. Zależało mu jedynie na prawach dziecka, które urodziła inna kobieta. Co gorsza, nie mogła go winić za to, że próbuje spełnić swój obowiązek wobec syna. W całym tym bałaganie Jeffrey był zupełnie niewinny. Rzeczywistość zaczęła ciążyć jej jak kamień. Zostali małżeństwem i nie było ucieczki od tej sytuacji. Dla żadnego z nich. Jej serce wypełniło się poczuciem beznadziei. W

przypadku

Alistaira

stare

powiedzenie

„uważaj,

czego

sobie

życzysz” okazało się całkowicie podstawne. Początkowo pragnął trzymać żonę na dystans, a teraz ona sama prawie się do niego nie odzywała. Dzień po dniu owo niewielkie porozumienie, które udało im się osiągnąć, stopniowo topniało.

Otoczył ją zaufanymi lokajami i codziennie objeżdżał swoją posiadłość w nadziei, że wypłoszy wroga z kryjówki. Podał wodze Jaimiemu, który obrzucił go spojrzeniem pełnym irytacji, lecz skoro i tak wcześniejsze przestrogi na temat zbytniej aktywności po wypadku pozostały bez echa, potrząsnął tylko głową i ruszył z koniem do stajni. W domu czekał na niego Grindle z kopertą. Alistair nie rozpoznał pieczęci. Coś ozdobnego ze statkiem pośrodku i cherubinami dmącymi w trąbki. Adres zwrotny był jednak znajomy. Wiadomość od Lewisa! Nareszcie pozna tożsamość swojego wroga. Złamał pieczęć i zaklął, kiedy na ziemię wypadły dwa jego własne, nieotwarte listy. Podniósł je i ruszył w stronę gabinetu. Zgrzytnął zębami, przebiegłszy szybko wzrokiem po liście od matki sekretarza. Pierwszy list Alistaira nadszedł w dzień po pogrzebie ojca Lewisa; tego samego dnia Lewis opuścił rodzinny majątek i udał się w nieznanym kierunku. Alistair opadł na krzesło. Była to informacja najgorsza z możliwych. Chciał zagrać z bratem w otwarte karty, lecz z braku dowodów miał związane ręce. Przycisnął palce do skroni. Bóle głowy powracały, gdy był zmęczony. Może powinien posłuchać ostrzeżeń Jaimiego. Julii było już zapewne wszystko jedno, dokąd on jeździ i co się z nim dzieje. Zasłużył na to. Z

drugiej

strony

im

bardziej

oddalał

się

od

niej,

tym

bardziej

prawdopodobne było, że jest bezpieczna. Po odejściu Robins Alistair zyskał pewność, że ataki były wymierzone przede wszystkim w niego. Przyjrzał się prostokątnemu pudełku stojącemu na środku biurka. Dostarczono je od jubilera. Alistair wiedział dokładnie, co jest w środku. Nie otwierając pudełka, włożył je do dolnej szuflady biurka.

Ze znużeniem powlókł się na górę, aby przebrać się do kolacji. Nie żeby był po temu jakiś powód, przecież Julia do niego nie dołączy. Od kiedy wyjawił jej prawdę o Jeffreyu, wolała jeść w swoim pokoju. Czy zlitowałaby się nad nim choć odrobinę, gdyby wiedziała, że wypełnia jego myśli przez ponad połowę dnia i większość nocy? Zapewne nie. Był zły, że się od niego odwróciła, lecz odczuwał także pewną ulgę. Wreszcie poznała prawdę, to i tak kiedyś musiało nastąpić. Co by zrobił, gdyby zaczęła szukać pociechy w ramionach innego mężczyzny? Na myśl o tym zacisnął pięści. Ślub z nią był aktem najwyższego egoizmu. Czymś niewłaściwym. Codziennie zmagał się z pragnieniem odszukania jej. Usiłował wmówić sobie, że Julia nie różni się od wszystkich pozostałych kobiet, które pragnęły go jedynie dla jego tytułu i pieniędzy. Że nie powinien jej ufać. Próbował trzymać się zasad, dzięki którym przez tyle lat pozostawał kawalerem. Lecz raz po raz łapał się na tym, że przypomina sobie jej uśmiech i to, jak

trzymał

jej

głowę

na

kolanach.

Jej

odwagę

podczas

spotkania

z morderczynią. Teraz nieustannie drżał o jej bezpieczeństwo. Żałował, że sprawy nie potoczyły się inaczej, że w ogóle spotkał Elise, ale przeszłości nie sposób zmienić. Trwała jak wyryta w kamieniu. Od wyjazdu Robins Julia nie wyczuła już laudanum w żadnym napoju. Alistair porozmawiał z kucharką i ta pilnowała, aby nikt oprócz niej nie miał dostępu do potraw, które spożywała jego żona. Jedynie garstka najbardziej zaufanych służących, którzy znali go od dzieciństwa, mogła zanosić jej tacę z jedzeniem i strzec jej dzień i noc. Omówił swój plan w cztery oczy z Digger, która przyznała, że jest to najlepsza strategia. Wbrew swoim przekonaniom zgodziła się także nie

mówić Julii ani słowa o jego zmartwieniu. Sprzeciwiała się temu z całą mocą, to oczywiste. Zawsze tak było, lecz ostatecznie i tak mu ustąpiła. W kwestii stanu ich małżeństwa niewiele mógł zrobić. Małżeństwo nie istniało. Dopilnował, aby tak było, trzymając żonę na dystans. Wkrótce służba zacznie plotkować i po okolicy rozniesie się wieść, że książę i księżna nie są w dobrych stosunkach, więc nie ma widoków na potomstwo. Ból, który sprawiał tym Julii, ciążył mu na sercu, lecz miał nadzieję, że zapewni jej ochronę przed jego bratem. Najpierw musiał zdobyć dowód, dopiero potem stanąć do konfrontacji z Lukiem. Brak wieści od Lewisa stanowił przeszkodę w realizacji tego planu. Może Julia byłaby bezpieczniejsza, gdyby ją odesłał? Tak

drakońskie

rozwiązanie

rozwiałoby

wszelkie

nadzieje

na

uratowanie tego, co pozostało z ich małżeństwa. Alistair potarł klatkę piersiową, usiłując złagodzić ból. Po śniadaniu w sypialni, upewniwszy się, że Alistair wyjechał wraz z zarządcą, Julia zeszła na dół do salonu. Niepocieszona

wpatrywała

się

w

robótkę

na

tamborku.

Kolejna

chusteczka dla Alistaira, na której miała wyhaftować jego inicjały. Po co? Przecież to bez sensu. Musiała jednak coś robić dla zabicia czasu, a poduszki były już skończone. To smutne, że ona i Alistair znaleźli się w takim impasie. Szczerze mówiąc, serce pękało jej z bólu. Kiedy w ostatnich dniach ich ścieżki na moment się krzyżowały, miała wrażenie, że Alistair także jest samotny. Być może

inna

kobieta

potrafiłaby

do

niego

dotrzeć.

Ktoś

bardziej

wyrafinowany niż ona. Albo ktoś o mniej skomplikowanej i wstydliwej przeszłości. Poczuła, że na myśl o tym zaczyna ściskać ją w gardle.

– Wasza Książęca Mość, wiadomość do pani – powiedział Grindle, podając jej list na srebrnej tacy. Julia odłożyła tamborek i przełamała pieczęć. List był od lady Wiltshire. Okazało się, że na to popołudnie zwołane zostało pilne posiedzenie komitetu i jej obecność była konieczna. Przynajmniej ktoś pokładał wiarę w jej kompetencje jako księżnej. Czy miała ochotę na spotkanie? Powinna jechać. Był to w końcu jej obowiązek. Zrobienie czegoś konstruktywnego mogłoby oderwać jej myśli od kłopotów małżeńskich. Wreszcie poczułaby się użyteczna, choć jej mąż zapewne skwitowałby takie stwierdzenie ironicznym śmiechem. – Grindle, każ proszę, przygotować powóz. – Większość służby ma dziś wolne, Wasza Książęca Mość. Mam tylko jednego lokaja, którego mogę z panią wysłać. Pan McPherson, o ile mi wiadomo, pojechał z koniem do kowala. – Jeden lokaj chyba wystarczy? – Jego Książęca Mość prosił, aby za każdym razem towarzyszyło pani dwóch ludzi. – Będę miała dwóch ludzi. Stangreta Johna i lokaja. – Tak, Wasza Książęca Mość. O drugiej po południu nieco zdezorientowany majordomus wpuścił ją do rezydencji lady Wiltshire. – Pani jest w oranżerii, Wasza Książęca Mość. – Julia – odezwał się damski głos. Julia uniosła wzrok, słysząc apodyktyczny ton kobiety schodzącej po schodach do holu. Psiakość!

Ostatnia

osoba,

którą

miała

ochotę

oglądać.

Macocha

Alistaira. Niewątpliwie będzie zmuszona jej wyjaśnić, dlaczego Alistair jej

nie odwiedził i dlaczego ona sama nie zaprosiła jej na herbatę. – Dzień dobry, lady Dunstan. – Proszę mi wybaczyć ten podstęp, ale miałam wrażenie, że nie zostanę wpuszczona do Sackfield po raz drugi. – Lady Dunstan uśmiechnęła się przepraszająco. – Nie byłam też pewna, czy Jej Książęca Mość odpowie na moje osobiste zaproszenie. Julia przyjrzała jej się uważnie. – Chce pani powiedzieć, że nie ma żadnego spotkania komitetu? Lady Dunstan udała zawstydzenie. – Czy to zbyt okropne z mojej strony? Pragnęłam porozmawiać z tobą w cztery oczy. Nie mogłam wymyślić żadnego innego sposobu. – Rzuciła okiem na stojącego w pobliżu majordomusa. – Przejdźmy do biblioteki. Majordomus otworzył im drzwi do przyległego pomieszczenia. Kiedy Julia weszła do środka, z zażenowaniem stwierdziła, że przy kominku stoi Percy Hepple z rękami założonymi za plecy i nieprzyjemnym uśmiechem na twarzy. Odwróciła się, aby zaprotestować, lecz drzwi były już zamknięte. – Możesz przestać udawać – odezwała się smutno księżna wdowa. – Mój bratanek wszystko mi o tobie powiedział. Krew odpłynęła Julii z twarzy. Kolana zaczęły jej drżeć. Zmusiła się, aby utrzymać się na nogach, choć najbliższe krzesło wyglądało bardzo kusząco. – Nie mam pojęcia, o czym pani mówi. Jeżeli spotkanie komitetu się nie odbędzie, zostawię lady Wiltshire bilecik i wracam do domu. – Zastanawiam się, co powiedziałaby ta dobra kobieta, gdyby wiedziała, że w Londynie pozowałaś nago przed tłumem mężczyzn, którzy później prowadzili licytację o twoje względy. Jak Alistair śmiał sprowadzić taką hańbę na ród Dunstanów?

Julii zrobiło się słabo. Opadła na krzesło. – I co? – spytała księżna wdowa, gromiąc ją wzrokiem. – Zaprzeczysz temu? Julia spojrzała na Percy'ego i wszystkowiedzący uśmieszek na jego ustach. – Moja przeszłość nie ma nic wspólnego z panią ani panem Hepple’em. Macocha Alistaira rzuciła okiem na Percy'ego i wciągnęła powietrze. – A więc to prawda. Co się stało z moim pasierbem? Zaproponował ci małżeństwo, choć musiał przecież wiedzieć, że skandal zrujnuje całą rodzinę. Możesz być pewna, że skoro ten dureń cię rozpoznał, to inni też będą wiedzieli, kim jesteś. – Ale ciociu... – zajęczał Percy. Julia opanowała się. – Po co to wszystko? Nic nie możecie zrobić. Jestem żoną Dunstana. Jeśli jemu to nie przeszkadza, to o co wam chodzi? Cóż, gdyby prawda wyszła na jaw, Alistair zostałby zapewne publicznie upokorzony. To, że ją uratował, było mimo wszystko aktem odwagi. Księżna wdowa wzdrygnęła się. – Nie przeszkadza mu? – Ściągnęła brwi. – Czy mój pasierb wie również, że jesteś przestępczynią? Złodziejką? Julia poczuła ucisk w gardle. – Jak pani... –

Mój

pasierb

był

zdeklarowanym

kawalerem.

Pośpieszny

ślub

i okoliczności, które wyjawił mi Percy, wzbudziły moje podejrzenia. Sprawdziłam twoją przeszłość. Ktoś musiał to zrobić. – Głos lady Dunstan złagodniał. – Moje biedactwo, nie winię cię za to, że go poślubiłaś, biorąc

pod uwagę położenie, w jakim się znalazłaś. Jednak martwię się zarówno o ciebie, jak i o dobre imię naszej rodziny. – Proszę sobie darować tę troskę. – A czy powiedział ci, że zrobił dziecko żonie mojego syna, po czym uciekł z kraju? – Ciociu, nie powinnaś mówić takich rzeczy o księciu – powiedział zbolałym głosem Percy. – Albo przynajmniej mów ciszej. Ktoś może usłyszeć. Julia zesztywniała. – Wiem o Jeffreyu. – Nadal ją to bolało, lecz ta sprawa wydarzyła się na długo przed tym, zanim ona pojawiła się w życiu Alistaira. – Każdy popełnia błędy. Alistair stara się postępować słusznie. Wdowa spojrzała gniewnie na bratanka. – Percy, wyjdź. Mam coś do omówienia z Jej Książęcą Mością. Percy nadąsał się. – Jeśli zdenerwujesz Dunstana, nie zechce spłacić moich długów. Wdowa skwitowała jego obawy machnięciem ręki. – Twoje długi to pestka. Bagatelka w porównaniu z dobrym imieniem rodziny. Idź, później porozmawiamy. Percy sapnął z irytacją, po czym ukłonił się i wyszedł. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, wdowa ściszyła głos. – Moja droga, boję się tego, co może zrobić Alistair, gdy ta informacja się rozniesie. Już krążą plotki, że Alistair jest tobą zmęczony. – Ściągnęła wargi. – Nie byłabyś pierwszą kobietą, którą tak okrutnie odrzuca. – Potrząsnęła głową. – Choć byłabyś pierwszą, która jest jego żoną. – Poklepała Julię po ręce. – Może jednak nie masz się o co martwić. Nie mogę wyobrazić sobie, że Alistair zdecyduje się na rozwód. Razem, póki

śmierć was nie rozłączy. – Gwałtownie nabrała powietrza i otworzyła szeroko oczy. – Nie zrobiłby tego. Nawet on nie odważyłby się na tak łajdacki postępek. Jestem tego pewna. – Na jej twarzy pojawił się wyraz współczucia. Julia czuła, że po skórze przebiegają jej chłodne dreszcze. Serce i żołądek miała ściśnięte w supeł. Nie mogła w to wszystko uwierzyć. Nie chciała. – Co miała pani na myśli, mówiąc, że Alistair odrzucił jakąś kobietę? – Nie wiedziałaś, że kobieta, którą zostawił w ciąży, była jego narzeczoną, zanim potem poślubił ją Luke? – Byli zaręczeni? Nie tak to sobie wyobrażała. Z tego, co mówił Alistair, wywnioskowała, że miał romans z żoną brata, nie zaś, że porzucił ją przed ślubem. – Nie wiem, co by się stało z Jeffreyem i jego matką, gdyby nie mój szlachetny Luke. Alistair po prostu odszedł i zniknął. – Potem jednak wrócił. – Zbyt późno, aby się na cokolwiek przydać. Och, obiecał, że Jeffrey odziedziczy po nim tytuł, lecz to przecież łajdak. Rozpustny do granic możliwości. Zasłużył sobie na sławę rozwiązłego księcia. Jak można wierzyć, że ktoś taki zrobi to, co należy? A przecież... Ty i on... – Księżna machnęła dłonią. – Nie żyjecie w celibacie, jak sądzę? – Może pani być spokojna. – Julię ogarnęła narastająca fala goryczy. – Nie mogę mieć dzieci. Lekarze to potwierdzili. Przyznanie się do bezpłodności sprawiło, że poczuła się bezużyteczna i

pusta

w

środku.

Łzy

napłynęły

jej

do

oczu.

Zamrugała,

powstrzymać. Na twarzy księżnej wdowy pojawił się wyraz napięcia.

aby

je

– Twój pierwszy mąż był już mocno posunięty w latach. Może wina leżała po jego stronie, nie a po twojej. – Lekarze mówią, że nie. On ma trzy córki. Lady Dunstan wstała i zaczęła się przechadzać po pokoju. Kiedy odwróciła się do Julii, uśmiech na jej twarzy nie wydawał się zbyt szczery. – Obawiam się reakcji towarzystwa, kiedy dowiedzą się, kim jesteś. A dowiedzą się na pewno. Tym razem Alistair nie będzie w stanie zatuszować skandalu. To straszne, że my wszyscy także będziemy zmuszeni cierpieć z tego powodu. – Cierpieć? W jaki sposób? – Nikt z nas nie będzie mógł się pokazać w Londynie. Ten skandal będzie nas prześladować przez całe lata. Będziemy mieli szczęście, jeśli król się tym nie zainteresuje i nie pozbawi Alistaira tytułu. – Nie może chyba tego zrobić? – To, co król daje, może z pewnością także odebrać. Cokolwiek się stanie,

Alistair

będzie

narażony

na

ostracyzm.

Wszyscy

będziemy

zrujnowani. Biedny Luke. I Jeffrey. I biedny Alistair. Mimo wszystkich swoich przewin starał się jej pomóc. – Nic nie mogę zrobić. Jesteśmy małżeństwem. Wdowa postukała się palcem wskazującym po podbródku, jakby coś rozważała. Jej twarz rozjaśniła się w końcu. – Mogłabyś wyjechać z kraju. Zanim ktokolwiek inny będzie miał okazję cię rozpoznać. Zapłacę Percy'emu. Poza tym kiedy wyjaśnię mu, jakie szkody mogłoby to wyrządzić jego rodzinie, będzie trzymał buzię na kłódkę. – Dokąd miałabym pojechać?

– Do Ameryki. O tej porze roku z Portsmouth codziennie odpływają statki. Dam ci nawet pieniądze na bilet, jeśli potrzebujesz. Myśl o narażeniu tylu osób na hańbę i szyderstwa sprawiła, że Julii zrobiło się słabo. Uzyskała potwierdzenie, że ślub z Alistairem nie był dobrym pomysłem. Wyrządzenie mu krzywdy było ostatnią rzeczą, jaką chciałaby zrobić. Kiwnęła głową. – Czy obiecuje pani, że nie opowie o tym nikomu, jeśli wyjadę? Powstrzyma pani Percy'ego od mówienia o tym? – Dlaczego miałabym ściągać skandal na samą siebie? Oczywiście, że obiecuję. Alistair jest głową mojej rodziny, choć mam jak najgorsze zdanie o jego moralności. – Księżna wdowa dotknęła ręki Julii. – Tak naprawdę będzie najlepiej dla wszystkich zainteresowanych. Faktycznie. Alistair nie chciał prawdziwego małżeństwa, dlaczego więc miałaby żyć w kłamstwie, które mogłoby narazić niewinnych ludzi na kłopoty i zmartwienia? – Wyjadę natychmiast. Ale czy Alistair pozwoli jej odejść? Oczywiście, że tak. Dlaczego miałby się sprzeciwiać? W ten sposób będzie łatwiej im obojgu. Alistair otworzył drzwi frontowe i tylko jakimś cudem udało mu się nie wciągnąć żony za próg. Kiedy znalazła się w środku, zatrzasnął drzwi tak gwałtownie, że aż zamrugała. – Gdzie, u diabła, byłaś? – Pytanie zabrzmiało ostrzej, niż planował. – Zapomniałaś, że mówiłem ci wyraźnie, abyś nigdzie nie wychodziła bez odpowiedniej eskorty? – Dlaczego? Czyżbym była więźniarką? – Nie bądź śmieszna.

Julia zdjęła kapelusz i rękawiczki. – Miałam towarzystwo. Poza tym Grindle wiedział, gdzie jestem. Otrzymałam wiadomość o spotkaniu komitetu. – Grindle – odparł Alistair, siląc się na spokój – jest teraz z wizytą u swojej siostry, co robi w każde środowe popołudnie. Julia zmarszczyła czoło. – Wiesz, że to bez sensu dawać całej służbie wolne w to samo popołudnie. Jeśli rozłożysz to na kilka dni, nie będziesz się czuł taki bezradny. – Nie o to chodzi. Prosiłem, żebyś nie wychodziła z domu bez minimum dwóch lokajów. – Był ze mną stangret John i Matthew. Dwóch ludzi. A tutaj jestem całkowicie bezpieczna. Gniew Alistaira opadł. Usłyszał w głosie żony jakąś dziwną nutę smutku. Przyjrzał jej się uważnie. – Czy coś się stało? – A co miałoby się stać? Od wielu dni prawie ze sobą nie rozmawiamy. Równie dobrze moglibyśmy nie być mężem i żoną. Ostatnie słowa rzuciła przez ramię, kierując się do salonu. Wydawało się, że zaczyna się kolejna dyskusja na temat kondycji ich małżeństwa. Alistair poszedł za nią i zamknął za sobą drzwi. – Jesteśmy mężem i żoną. – Ku twojemu głębokiemu rozczarowaniu. – Julio, nie mów w moim imieniu. – Nie muszę tego robić. Widzę to w twojej twarzy. W tym, co robisz. Uczynki mówią więcej niż słowa, a w tej chwili krzyczą, jak bardzo żałujesz, że się ze mną ożeniłeś.

– Nie żałuję. Gdyby uczynił ją swoją kochanką, mogliby być naprawdę szczęśliwi. Być może przez resztę życia, ponieważ wówczas mógłby przynajmniej kochać ją bez ciężaru poczucia winy. Zamarł. Czy kocha Julię? Niebiosa, dopomóżcie. Kocha ją. Lecz żeniąc się z nią, prawdopodobnie zniszczył jej życie, odmawiając jej ciepła i rodziny, której najwyraźniej bardzo pragnęła. Nie mówiąc już o tym, że naraził jej życie na niebezpieczeństwo. Miała rację, lepiej jej będzie bez niego. Zacisnął pięści. Julia dostrzegła to i znieruchomiała. Do diabła. Czyżby nie wiedziała, że nigdy nie podniósłby na nią ręki? Zanim zdołał coś powiedzieć, wyrzuciła z siebie: – Nasze małżeństwo jest farsą. Myślę, że najlepiej będzie, jak odejdę. – Nie możesz odejść. Jesteś moją żoną. – A więc jednak jestem więźniarką. Powinnam odejść. Alistair przeczesał włosy palcami. Czy sam nie doszedł do takiego wniosku przed kilkoma dniami? Dlaczego więc nie chce się zgodzić na takie rozwiązanie? – Nie chcę, abyś odchodziła. – Zależy mi na tobie, naprawdę. Ale chcę prawdziwego małżeństwa. Chcę mieć dzieci, jeśli to w ogóle możliwe. – Nie mogę. Wiesz o tym. Wiesz, dlaczego – powiedział. – A więc to małżeństwo nic nam nie da. Nic. Czy rozwiązły książę będzie szczęśliwy, wiodąc życie mnicha? Czy też będzie wyjeżdżał z domu, aby znaleźć przyjemność i rozrywkę gdzie indziej? A może obmyśli inny sposób, aby się pozbyć niewygodnej żony?

Wzdrygnął się, słysząc gorycz w jej głosie. – O czym ty mówisz? – Ktoś dolewał mi laudanum do herbaty. Może ty? Bardzo szybko wywiozłeś Robins w nieznane, gdy tylko odkryłam spisek. – Gdybym chciał się ciebie pozbyć, to wierz mi, dawno by cię już nie było. – Tak jak twojej narzeczonej? Kobiety, którą twój brat poślubił w twoim imieniu. Porzuciłeś ją. – A więc spotkałaś się z moją drogą macochą. – Wiesz, jesteś naprawdę okropny dla swojej rodziny. Twój ojciec... – Mój ojciec pozwolił swojej drugiej żonie wejść mu na głowę razem z resztą mojej pozbawionej skrupułów rodziny. Ja nie jestem taki jak on. – I nie chcesz ani też nie potrzebujesz żony. Pozwól mi pójść własną drogą. Nie zrobi ci to żadnej różnicy. Nie zrobi mu różnicy? Od jej przybycia całe jego życie uległo zmianie. Zaczął żyć inaczej, ponieważ Julia sprawiła, że pragnął zasłużyć na jej szacunek. Nie był go jednak wart. Nigdy nie będzie w stanie go sobie zaskarbić. A skoro Julia nie chce z nim zostać, po co ma ją do tego zmuszać? Spojrzał na nią, po raz ostatni zapisując w pamięci jej śliczną twarz. Dostrzegł słodycz w jej oczach. Odwagę w uniesionym podbródku. Namiętność. Cechy, które od razu przyciągnęły jego uwagę, których pragnął, lecz doskonale dawał sobie bez nich radę przez całe lata. Pozwolił, aby chłód ponownie ogarnął jego duszę. Pogardliwie wykrzywił usta. – Skoro chcesz odejść, nie będę cię zatrzymywał. Spodziewał się ujrzeć satysfakcję na jej twarzy, lecz zamiast niej pojawił się smutek. Julia skinęła głową.

– Tak będzie najlepiej. – Podaj swój adres moim prawnikom. Każę im zapewnić ci wszelkie fundusze, których będziesz potrzebowała. – Nie chcę twoich pieniędzy. Nawet jego pieniądze nie były dla niej wystarczająco dobre. Ból przeszył jego serce, zostawiając otwartą ranę. Łzy napłynęły mu do oczu. Przypomniał sobie, jak ojciec odwrócił się od niego po swoim ślubie z Isobel i jak bardzo go to wówczas zraniło. Przez lata udowadniał sobie, że nie potrzebuje nikogo, lecz nie oznaczało to, że Julia musi wrócić do życia w biedzie. Obrzucił ją swoim najbardziej wyniosłym książęcym spojrzeniem, przeznaczonym do wskazywania maluczkim ich miejsca. – Wydaje mi się, że pragnęłaś moich pieniędzy na tyle mocno, aby mnie poślubić. – Nie mogę zaprzeczyć, że byłam zdesperowana. Ale... – Właśnie. Byłaś zdesperowana, świetnie się bawiliśmy, a teraz nadszedł czas, aby ponieść konsekwencje. Powóz będzie czekał przed drzwiami za godzinę, zawiezie cię do Londynu. Każę przesłać ci wszystko, czego nie zdołasz teraz zapakować. Moi prawnicy będą z tobą w kontakcie w sprawie pozostałych ustaleń. Nie chciał patrzeć, jak Julia odchodzi, dlatego ruszył w stronę stajni, zamówił powóz, po czym osiodłał Thora i ruszył przed siebie.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY Było już późno, kiedy wyczerpany Alistair wjechał na dziedziniec i zeskoczył z konia. Nikt nie podbiegł, aby odebrać wierzchowca. Zmarszczył brwi. – Halo! Bez odpowiedzi. Bez wątpienia wszyscy przebywali nadal w Wheatsheaf, rozkoszując się najlepszymi trunkami Prossera. A stangret John i masztalerz byli w drodze do Londynu z Julią. Przecież jeden lokaj powinien zostać na służbie. Alistair

rozsiodłał

Thora

i

sam

zaczął

wykonywać

obowiązki

masztalerza, zamiast szukać chłopaka, który z pewnością był gdzieś w pobliżu. Zresztą i tak musiał teraz czymś się zająć. Wiedział, dlaczego tak się dzieje. Był to sposób na odsunięcie w czasie powrotu do pustego domu. Z jakiegoś głupiego powodu miał nadzieję, że Julia jednak nie wyjechała. Poczuł ucisk w żołądku, kiedy przypomniał sobie, co powiedziała jej jego macocha. Ogarnął go wstyd, że Julia uwierzyła, a przecież on nigdy nie porzuciłby kobiety spodziewającej się jego dziecka. Nawet dla niego to byłby już szczyt łajdactwa. Przeklęta Isobel i przeklęta Elise, że nie przyszła do niego po ich krótkim spotkaniu. Zamiast tego poszła do jego ojca, bez wątpienia oczekując, że zmusi Alistaira do ślubu. Ojciec jednak wysłał swego dziedzica na Kontynent i zażądał od Luke'a, by ten postąpił jak należy.

Niech to diabli. Jego życie zamieniło się w chaos. Bez Julii był to chaos pełen samotności. Już za nią tęsknił. Usłyszawszy jakiś dźwięk, podniósł głowę, sądząc, że to któryś z masztalerzy śpieszy mu z pomocą. Zobaczył jednak swoją macochę z latarnią w jednej dłoni i pistoletem w drugiej. Uniósł brwi. – Co ty tu robisz? – Czekam na ciebie. Alistair wyprostował się i odsunął się od Thora, nie spuszczając oka z pistoletu. Isobel patrzyła na niego wściekle. – Miałeś nie dożyć dorosłości, Alistair. I nie dożyłbyś, gdyby nie ta stara, wścibska guwernantka. Nie mogłam uwierzyć, że umknąłeś z mojej pułapki we Włoszech. Ale nawet ty nie potrafisz przeżyć strzału prosto w serce. Żołądek wspomnienie

podszedł

mu

francuskich

do

gardła.

żandarmów

Przez

głowę

wyrzucających

przemknęło go

ze

mu

statku

przysłanego, aby mógł wrócić do domu. Wydawało się, że dokładnie wiedzieli, o której godzinie mają pojawić się w porcie i że to właśnie jego szukają. – To ty wydałaś mnie żandarmom? – Pastor, którego twój ojciec wynajął, aby obwiózł cię po Europie, przysięgał mi, że nie żyjesz. Powiedział, że widział twoje zwłoki. – Zastrzelili człowieka, który był ze mną. Przyjaciela. Zamieniłem nasze dokumenty, przyjąłem jego tożsamość. Isobel wpatrywała się w niego gniewnie.

– To miałeś być ty. Lordowie byli już bliscy podjęcia decyzji o ogłoszeniu mego syna księciem, a ty wróciłeś. – To był z pewnością dla ciebie szok. – Alistair odsunął się od boksu. Nie chciał, aby przez pomyłkę zastrzeliła Thora. – Podejrzewam, że to również ty kazałaś przeciąć mój popręg. – Skręcony kark to dość typowy wypadek. – Zdarzały się i inne wypadki, kiedy byłem chłopcem. Kamień spadający z komina. Dziura w łódce na jeziorze. Czy to także twoje sprawki? – Byłeś małą bestią o niespożytych siłach. – A Julia? Laudanum? – Jak ci się udało to odkryć? Ta głupia Robins nic nie potrafiła zrobić jak należy. Alistair przesunął się w kierunku pustego boksu. –

Widziałem

Robins

w

Boxted

z

jednym

z

twoich

służących.

Wiedziałem, że go znam, lecz aż do teraz nie potrafiłem sobie przypomnieć skąd. – Zawsze byłeś zbyt bystry. – Isobel pomachała pistoletem. – Ale to nie wystarczy. Nie myśl, że nie potrafię się tym posługiwać. Twój ojciec dobrze mnie nauczył władania bronią. – Dlaczego chciałaś wyrządzić krzywdę mojej żonie, skoro to ja noszę tytuł, którego pragniesz dla Luke'a? – Nie będę ryzykować, że zostawisz dziedzica po tylu staraniach, których dołożyłam, aby się ciebie pozbyć. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. – Zostaw Julię w spokoju.

– Żałuję, ale nie mogę. Szczerze mówiąc, po naszej porannej rozmowie nie sądziłam, że wyjedzie. Ona cię naprawdę lubi, idiotka. Ale mój człowiek poinformował mnie, że przyjęła moje słowa za dobrą monetę i wyjechała. Z jakiegoś powodu udała się do Londynu, a nie do Portsmouth, ale zajmę się nią później. Nie ma mowy, jeśli tylko będzie mógł temu zapobiec. Alistair nie spuszczał

wzroku

z

twarzy

macochy,

starając

się

wyglądać

na

zdezorientowanego. – Twój człowiek? Jeszcze jeden szpieg, którego zainstalowałaś w moim domu? Isobel wzruszyła ramionami. Alistair

złożył

ręce

na

piersiach,

oceniając

odległość

i

szanse

dopadnięcia jej, zanim naciśnie spust. – Jak zamierzasz wykpić się z zabicia mnie w mojej własnej stajni? – Niefortunny rabunek, książę zastrzelony w kwiecie wieku, tym razem będzie również ciało na dowód, a wszystko zostanie zapomniane w ciągu tygodnia, kiedy mój syn zajmie należne mu miejsce. Isobel zgięła kolana, aby odstawić latarnię, lecz nadal mierzyła w niego z pistoletu. W chwili, gdy opuściła wzrok na latarnię, Alistair zaryzykował i

przysunął

się

o

krok.

Potrzebował

czegoś,

czym

mógłby

rzucić

w macochę. – Nie możesz zabić mojego męża w obecności świadka. W kręgu światła pojawiła się Julia. Alistair chciał krzyknąć do niej, aby uciekała, lecz obawiał się, że macocha może zrobić coś pod wpływem impulsu – na przykład wypalić z pistoletu. Teraz musiał się zatroszczyć również o Julię. Nie martwił się

o siebie. Ojciec miał rację. Jego młodszy brat zawsze zapowiadał się na lepszego księcia. Pistolet był teraz wycelowany w Julię. Wdowa oparła się o ścianę boksu Thora. – Zrób jeden ruch, Alistair, a ją zastrzelę. – Potrząsnęła głową. – Co ty tu robisz, dziewczyno? Powinnaś już dawno być w drodze do Londynu. Psujesz mi plany. Boże, pomocy. Księżna wdowa była wyraźnie zirytowana. – Julio, musisz jechać. – Przepraszam, książę. Pomyślałam, że przed odjazdem powinnam ci coś powiedzieć. – Musisz odejść. Twarz Isobel przybrała chytry wyraz. – Nie. Zostań. Kiedy władze znajdą martwego księcia i rubiny w posiadaniu jego żony, będzie jasne, kogo należy winić za jego śmierć i wszystko ułoży się jak trzeba. Alistair spojrzał na Julię. – Zabrałaś rubiny? – Nie. – Julia znieruchomiała. – Nie miałbym nic przeciwko temu, abyś je wzięła – wymamrotał, postępując kroczek w stronę macochy. – Podobno ciąży na nich klątwa. Isobel musiała dostrzec jego ruch kątem oka, gdyż przesunęła się, aby dobrze go widzieć, choć pistolet nadal był wymierzony w Julię. – Ma rubiny, ma. A raczej ich doskonałą imitację. Kazałam mojemu człowiekowi włożyć je na dno jej walizki. To i pozostałe dowody wskazują na nią, więc kto uwierzy w jej zapewnienia o niewinności?

– Powinnaś była mnie zastrzelić od razu po moim powrocie – odezwał się Alistair. Ucieszyłby się z tego. – A może to pomysł Luke'a? Zawsze był przebiegły. Pewnie martwił się, że podejrzenia mogą paść na niego, skoro to on najwięcej by zyskał na mojej śmierci. – To nonsens – odrzekła Julia, stając pomiędzy Isobel i Alistairem. – Wiesz o tym. Pistolet zadrżał, po czym znieruchomiał w rękach księżnej wdowy. Alistair wyszedł zza Julii, sprawiając, że lufa przesunęła się w jego stronę. – Stań obok swojego męża, Julio – nakazała wdowa. – Powiedz jej, Alistair, albo zastrzelę ją pierwszą. – A co potem? – odezwał się męski głos. – Dobry Boże – powiedział Alistair z goryczą. – Czy wszyscy chowają się w ciemnościach w mojej stajni? Jeszcze ciebie tu potrzeba. – Luke, kochanie. Całe szczęście – rzekła wdowa. – Zwiąż ją, a ja się zajmę Alistairem. Luke podszedł do matki i chwycił za pistolet. – Daj mi to, mamo. Pistolet wypalił. Potworny ból przeszył głowę Alistaira. Zastrzelony, na Boga... Ogarnęła go ciemność. Julia krzyknęła i opadła na kolana obok Alistaira. Wokół jego głowy, na słomie, rosła kałuża krwi. – Pożar! – krzyknął ktoś. Podniosła

wzrok

i

dostrzegła

płomienie

biegnące

zaściełającej podłogę. W powietrzu tańczyły iskry i dym. – Latarnia! – krzyknął Luke. Isobel odskoczyła od płomieni.

po

słomie

– Ty idioto! – wrzasnęła. – Wszystko zniszczyłeś! Luke podbiegł do Alistaira i ukląkł. – Trzymaj się z dala od niego – odezwała się Julia, a serce waliło jej jak młotem ze strachu. Luke spojrzał na nią gniewnie. – Musimy go stąd zabrać. Chwycił Alistaira pod ramiona i zaczął go wlec. Wszędzie wokół nich był dym. Płomienie dosięgały już rąbka sukni Julii. Thor rżał i kopał w ściany swojego boksu. Luke spojrzał na nią znad bezwładnego ciała Alistaira. – Uciekaj. Zaufaj mi, nie zostawię go. Julia dostrzegła w jego oczach szczerość i ból. Pobiegła w stronę ledwie widocznej plamy światła. Wydostawszy się na zewnątrz, opadła na kolana, z oczami pełnymi łez i gardłem palącym od dymu. Krztusząc się i kaszląc, utkwiła spojrzenie w otwartych drzwiach i buchających z nich kłębach dymu. Gdzie oni są? Czyżby popełniła straszny błąd, ufając Luke'owi? Sekundy wydawały się długie jak godziny, aż w końcu pojawił się Luke, niosąc Alistaira na ramionach. Za jego plecami rozpaczliwie rżał Thor. Luke miał już wrócić do stajni, lecz w drzwiach stanęła jego matka. – Nie rób tego! Luke odepchnął ją, zakrył usta i nos fularem i wbiegł do środka. – Nie! Nie! Mój syn. Mój książę! – zawyła lady Dunstan i rzuciła się z powrotem do płonącego budynku. Julia, klęcząca na ziemi obok Alistaira i przyciskająca chusteczkę do jego rany, mogła tylko patrzeć na to w osłupieniu. Chwilę później zgięty Luke wybiegł ze stajni, prowadząc Thora. Oczy konia przewiązane były

fularem.

Luke

poprowadził

Thora

na

padok

i

odsłonił

mu

oczy,

a przerażony koń pogalopował przed siebie. Luke rozglądał się wokoło. – Luke! – zawołała Julia. – Twoja matka! Wbiegła za tobą do środka! – Co takiego? – Zbliżył się do stajni, która zmieniła się już w buchające ogniem piekło. Julia podbiegła do niego i przytrzymała go za ramię, kiedy wydało jej się, że będzie próbował rzucić się do środka. – Nic nie możesz zrobić. Myśl o swoich synach. Luke upadł na kolana. – Dlaczego zrobiła coś tak głupiego? Do diabła! Była przecież bezpieczna! Julia objęła go ramionami. – Nigdy nie poczułaby się bezpiecznie. Przykro mi, Luke. – Julia pogładziła go po plecach. – Ale musimy zabrać Alistaira do domu i wezwać lekarza. Przybiegli służący – niektórzy z domu, niektórzy prosto z gospody we wsi. Bez słowa ustawili się w szeregu i zaczęli podawać sobie wiadra z wodą. Julia wysłała jednego z młodszych lokajów po lekarza. Luke, rzuciwszy ostatnie, pełne rozpaczy spojrzenie na szalejący ogień, dźwignął brata na ramiona i zaniósł go do domu. Dwa dni później Alistair leżał na sofie w salonie z intrygującym zawojem z bandaży na głowie, zastanawiając się, gdzie się podziała jego żona. Nie martwił się, co prawda, że uciekła do ciepłych krajów. Obiecała, że tego

nie

zrobi.

Przynajmniej

jeszcze

nie

teraz.

Nadal

była

jednak

nieszczęśliwa. Nie widział jej już od dawna, choć miała tylko zaparzyć mu ziołową herbatę na ból głowy.

Na odgłos kroków w korytarzu Alistair opadł z powrotem na poduszki. Z ciężkich stąpnięć towarzyszących lekkim krokom Julii wywnioskował, że mają gościa. Do diabła, nadal nie mieli przecież okazji porozmawiać. Teraz, kiedy był już ubrany i nie musiał leżeć w łóżku, chciał opowiedzieć jej o wszystkim, wyłożyć karty na stół. A jeśli wówczas by od niego odeszła, nie winiłby jej za to. Tak naprawdę zrobiłby wszystko, co w jego mocy, aby ułatwić jej życie. W drzwiach stanął z wahaniem Luke. Kiedy Alistair gestem zaprosił go do środka, na twarzy brata pojawił się wyraz ulgi. – Nie zostanę długo. – Luke obracał kapelusz w dłoniach. – Nie byłem pewien, czy zechcesz mnie widzieć, nawet po tym, co powiedziała mi Julia. – Siadaj. Julia mówi, że uratowałeś mi życie, braciszku. – Twoja żona uratowała ci życie. – Głos Luke'a był przepełniony bólem. – Nie mogłem uratować mamy. – Usiadł na brzegu krzesła. – Dziś rano śledztwo potwierdziło, że jej śmierć nastąpiła na skutek wypadku. Pogrzeb odbędzie się jutro. – Będziemy na nim oboje. Moje kondolencje. Alistair nie miał nic więcej do powiedzenia. Jego smutek w obliczu straty brata był szczery, lecz nie umiał opłakiwać macochy. – Nie potrafiła sobie odpuścić – odezwał się brat szorstko. – Nie dostrzegała, że tytuł książęcy to ostatnia rzecz, jakiej pragnę. Wiesz o tym, prawda? – Zastanawiałem się nad tym – odrzekł Alistair. – Przez jakiś czas. Szczególnie po tym, kiedy mój popręg został przecięty u Beauworthów. Luke spuścił głowę. – To była moja wina. Wspomniałem matce, że masz przyjechać do Beauworthów. Nie miałem pojęcia, co planuje.

– Chciała mieć pewność, że Jeffrey odziedziczy tytuł – powiedziała Julia. – Można zrozumieć jej motywację, choć nie uczynki. To on jest prawowitym dziedzicem. – I właśnie dlatego to takie niedorzeczne – jęknął Luke. Poczucie

winy

zaczęło

dławić

Alistaira

w

gardle,

utrudniając

oddychanie. Zaraz po nim pojawiła się gorycz: jedna noc przyjemności zrujnowała życie tak wielu osób. Przełknął ślinę. – Zapewniałem ją, że Jeffrey odziedziczy tytuł. Nigdy nie złamałbym danego słowa. Luke zrobił dziwną minę. Jego ciemne oczy były pełne bólu. – Nie rozumiesz. Elise miała romans z żonatym mężczyzną przez kilka lat, zanim jeszcze obaj ją poznaliśmy. To on zasugerował jej, aby podrzuciła kukułcze jajo tobie, ponieważ byłeś jednym z kilku dostępnych nieżonatych dżentelmenów. Kiedy papa wysłał cię za granicę, zagięła parol na mnie. Nienawidziłem cię wtedy, ponieważ naprawdę myślałem, że jesteś ojcem Jeffreya. A później, kiedy powiedziała mi prawdę... – Luke potrząsnął głową. – Znienawidziłem ją. Alistair poczuł się tak, jakby ktoś odessał mu z płuc całe powietrze. Jakby otrzymał cios w nerki. – Jeffrey nie jest moim synem? Jesteś pewien? Jest bardziej podobny do mnie niż do ciebie. Dlaczego, u diabła, nigdy mi nic nie powiedziałeś? – Nie wiedziałem, że matka powiedziała ci, że to twój syn, dopóki nie usłyszałem tego, co mówiła w stajni. Kiedy skończyłeś balować w Europie i wróciłeś do domu, Jeffrey był już po prostu moim synem. Elise musiała jej opowiedzieć tę historię dużo wcześniej, chcąc usprawiedliwić wczesne narodziny Jeffreya. Balował, to fakt. Znowu poczuł ukłucie winy, tym razem jednak wyparte przez ulgę. Nie ma syna. Coś w jego wnętrzu zmieniło się,

złagodniało. Zmarszczył czoło. – W takim razie dlaczego nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego? Niechęć ze strony brata bolała go bardziej, niż był w stanie przyznać. – Matka powiedziała mi, że podejrzewasz mnie o przywłaszczenie sobie zbyt dużej części funduszy pod twoją nieobecność. Po tym wszystkim, co zrobiłem, aby utrzymać porządek, aby zachować majątek dla ciebie! Byłem wściekły. – Niestety, zawsze usiłowała dzielić i rządzić. Nie powinienem był wierzyć w nic, co mówiła. Czy mogę zapytać, jak to się stało, że pojawiłeś się w stajni w najodpowiedniejszym momencie? – To dzięki Percy’emu. Przyszedł i zaczął narzekać, że matka traktuje go nie fair, choć tyle zrobił dla niej i dla mnie. Zapłaciła mu za milczenie, ale chciał dostać więcej. Powiedział, że matka właśnie jedzie do ciebie. Ale nie spodziewałem się zastać jej celującej w ciebie z pistoletu. Alistair jęknął. – Krewni. Przypuszczam, że będę musiał natychmiast zrobić coś z tym Percym. – Nie ma takiej potrzeby. Powiedziałem mu, że pomówię z jego drogim papą, jeśli piśnie choć słowo. Dałem mu do zrozumienia, że jeśli pojawią się jakiekolwiek plotki, to książę i księżna mogą uznać, że pomoc w debiucie towarzyskim jego licznych sióstr nie leży w ich interesie. Przysiągł milczeć, gdy tylko wyobraził sobie reakcję swojej matki na taki obrót spraw. Obawiam się, że naraziłem cię na wielkie wydatki. – To warte każdego pensa – odrzekł Alistair, uśmiechając się szeroko do brata, który zawsze był mocny w skomplikowanym rozumowaniu. Alistair spojrzał na Julię. Wydawała się straszliwie blada. Zapragnął wziąć ją w ramiona. Została przy nim, ponieważ był ranny, bo taka właśnie była. Dobra. Hojna. O wiele za dobra dla niego. A teraz, kiedy zaczynał

czuć się lepiej, obawiał się, że przyjmie jego wcześniejszą propozycję i odejdzie. Dlatego właśnie unikał rozmowy. Choć zdecydowanie nie chciał myśleć o przyszłości bez Julii, pozwoli jej odejść, jeśli ona tego pragnie. – Przepraszam cię, Luke – powiedział, mając ochotę uściskać brata, lecz nie wiedział, czy będzie to mile widziane. – Naprawdę. Dziękuję, że przyszedłeś mi na pomoc. Zawsze próbowałeś stawać pomiędzy mną a swoją matką. Przykro mi, że sprawy tak się potoczyły. Jeżeli mogę coś dla ciebie zrobić... Twarz brata pociemniała. Zacisnął pięści. – Możesz mi powiedzieć, dlaczego przez dwa lata kazałeś mi wierzyć, że nie żyjesz? – Francuscy żołnierze w Rzymie utrudniali mi wysyłanie listów. – Byłeś uwięziony? –

W

pewnym

sensie.

Jeżeli

można

nazwać

więzieniem

dom

najsławniejszej rzymskiej kurtyzany. Luke rzucił mu piorunujące spojrzenie, po czym wybuchnął śmiechem. – Rozwiązły książę nie mógł wylądować gdzie indziej. – Było całkiem nieźle, dopóki nie skończyły mi się pieniądze. – Alistair zdał sobie sprawę, że zdrada tej kobiety już go nie bolała. Nie dbał o to. Obok niego siedziała jedyna kobieta, na której mu zależało... i właśnie zamierzała od niego odejść. – Nie sądzę, byś chciał przyjąć posadę zarządcy książęcego majątku? Jeśli Luke się zgodzi, będzie mógł wrócić do podróży po Europie. Skoro Julia go nie chce, to nie ma tu czego szukać. – Nie mogę. Obiecałem Beauworthowi. – Jego zysk, moja strata. Ale kiedy wasza umowa wygaśnie?

– Zastanowię się nad tym. Luke wstał. Alistair nie ruszył się z miejsca, świadom, że Julia nie darowałaby mu, gdyby choć uniósł rękę. Brat nachylił się nad nim i ucałował go w czoło. – Witaj w domu, bracie. – Lepiej późno niż wcale – odburknął, klepiąc brata po ramieniu, lecz zrobiło mu się bardzo przyjemnie. Kiedy Luke wyszedł, Alistair uśmiechnął się do żony. Ogarnęła go fala wyjątkowej czułości. I troski. – Musimy porozmawiać. Julia przechyliła głowę, lecz wyraz jej twarzy nie wróżył nic dobrego. – Nie lubię źle mówić o zmarłych – odezwała się, usiłując ukryć niepokój i nadal grać usłużną, praktyczną żonę, przynajmniej dopóki pozostaje pod jego dachem. – Ale naprawdę uważam, że twoja macocha postradała rozum, choć była bystra. I bezlitosna. O to właśnie lady Dunstan oskarżała Alistaira, lecz Julia wiedziała, że to nieprawda. Tak podpowiadało jej serce. Rozpoczęła przemowę, którą przygotowywała w myślach przez cały dzień: – Powinnam odejść. Nie mogę znieść myśli, że mógłbyś okryć się hańbą z mojego powodu. Ktoś inny może mnie rozpoznać. – Nie. Gdybyś nie zawróciła z drogi... Zawdzięczam ci życie. – Tak jak ja tobie. Nie jesteśmy sobie nawzajem nic winni. – Julio... Upajała się ciepłem jego dłoni na swojej skórze. Zdusiła chęć oparcia mu głowy na udzie. – Lekarz powiedział, że masz się nie forsować.

– Czuję się wystarczająco dobrze, aby forsować się z tobą, moja najdroższa. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę od ciebie to słowo. – Które? „Forsować się”? – Nie. – Och, masz na myśli „najdroższa”? Jego głos brzmiał żartobliwie. To niemożliwe. Jej mąż nigdy nie żartował, choć czasami bywał miły. Poczuła, że pieką ją oczy. Zamrugała i odwróciła twarz. – Nie powinieneś mówić rzeczy, których nie masz na myśli. – A jeśli mam? – Twoje nastroje zmieniają się jak pogoda. – Jesteś dobrą kobietą, Julio – odezwał się cicho Alistair. – Powiedz to handlarzowi koronek w Cheapside. Ale dla ciebie poszłabym do więzienia albo zrobiłabym coś jeszcze gorszego, a teraz znalazłeś

się

w

małżeńskiej

pułapce

i

masz

niewielkie

szanse

na

prawowitego dziedzica. Nigdy nie powinnam była pozwolić, abyś mnie uratował. Alistair przycisnął usta do jej dłoni. – Nie oddałbym za nic w świecie ani jednej chwili z tych ostatnich kilku tygodni, kiedy byłaś ze mną. – Ja też nie. – Dlaczego wróciłaś? – zapytał. Zawahała się w obawie przed jego gniewem. – Nie mówiłam prawdy, kiedy powiedziałam, że mi na tobie zależy. – Zasłużyłem na to. – Och, nie. Nie o to mi chodziło. Powinnam....

Alistair gładził ją po plecach, sprawiając, że miała ochotę wyprężyć się jak kotka i być może nawet zamruczeć. Skąd wiedział, że właśnie w tym miejscu powinien ją pogłaskać? –

W

porządku,

Julio,

rozumiem.

Chciałbym,

abyśmy

pozostali

przyjaciółmi, o ile to możliwe. – Przyjaciółmi. – Przecież kilka tygodni temu zaproponowałaś mi przyjaźń. Nadzieja, której trzymała się dotąd tak kurczowo, zaczęła więdnąć. Pokręciła głową. – Nie o to... – Dobrze. Rozumiem, jeśli to niemożliwe. – Alistair, daj mi dokończyć. –

Oczywiście



rzekł.



Masz

do

tego

prawo.



Wyraźnie

przygotowywał się na to, co usłyszy. – Och, Alistair, źle mnie zrozumiałeś. Opuściła wzrok na swoje dłonie, obawiając się jego reakcji na takie szczere wyznanie. – Kiedy powiedziałam, że mi na tobie zależy, tak naprawdę powinnam była powiedzieć, że cię kocham. Byłam w połowie drogi do Byka i Niedźwiedzia, kiedy zdałam sobie sprawę, że od tygodni oszukiwałam samą siebie. Kocham cię za twoją hojność. Kocham cię za twój honor i za to, jak chronisz swoich ludzi. I za to, jak kochasz swojego konia. Byłam zachwycona sposobem, w jaki uznałeś mnie za swoją od chwili, kiedy się poznaliśmy.

Jesteś

dobrym

człowiekiem.

Dobrym

i

szlachetnym,

niezależnie od tego, co mówią ludzie. Właściwie sądzę, że zakochałam się w tobie u pani B., zanim jeszcze dobrze cię poznałam. Moje serce to wiedziało. A kocham cię całym sercem. Obróciła się, aby spojrzeć w jego twarz.

– Alistair, właśnie dlatego nie mogę pozwolić sobie na obecność w twoim życiu. Nie chcę wyrządzić ci krzywdy. Obiecuję, że kiedy odejdę, nigdy więcej nie będę cię nękać. Julia spojrzała na męża, lecz nie potrafiła odczytać wyrazu jego twarzy, na którą powróciła chłodna rezerwa. Poczuła ciężar w piersi. – Jeżeli mimo to nadal chcesz mojej przyjaźni, chętnie ci ją ofiaruję. – Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni miałem przyjaciela – wymamrotał Alistair. – Kogoś, komu mógłbym powierzyć wszystkie moje tajemnice bez obawy, że zostaną zdradzone. Zanim cię poznałem, zostałem zdradzony tyle razy, że ciężko mi było komukolwiek zaufać. Ale tobie zaufałem. – Przykro mi z powodu tych kobiet, które cię skrzywdziły – twojej macochy,

Elise,

tej

kobiety

we

Włoszech.

Nie

zasłużyłeś

na

takie

traktowanie. – Dopóki cię nie poznałem, sądziłem, że nie zasługuję na nic. A ty mówisz, że mnie kochasz, lecz mimo to chcesz odejść. – Cii... Nie chcę odchodzić, ale tak będzie lepiej. Potrzebujesz dzieci. Dziedziców. – Potrzebuję ciebie. – Alistair przycisnął wargi do jej ramienia. Maleńkie włoski na jej karku podniosły się, jakby na powitanie jego dotyku. – Najmilsza, najsłodsza, najdroższa... – Brzmi to, jakbym była świętą, choć doskonale wiesz, że tak nie jest. – W głosie Julii pobrzmiewały emocje, lecz udało jej się dokończyć to, co chciała powiedzieć. – Wiesz, co robiłam. Moja obecność może tylko zaszkodzić twojemu dobremu imieniu. – Julio, kochanie – wyszeptał jej do ucha Alistair. – Tak bardzo cię kocham, że moje dobre imię nic dla mnie nie znaczy. Kiedy pomyślałem, że opuściłaś mnie na zawsze, byłem zrozpaczony, ale nie chciałem trzymać cię przy sobie wbrew twojej woli. Twoje szczęście jest dla mnie wszystkim.

Kocham cię, Julio. Chcę, abyśmy razem stworzyli wspomnienia, które przesłonią przeszłość. Pragnę przyjaźni, którą mi obiecałaś. I towarzystwa. Ale przede wszystkim potrzebuję twojej miłości. – Masz ją, mój najdroższy, najsłodszy mężu – wyszeptała. Łzy płynęły jej po policzkach. – Płaczesz. – To ze szczęścia. – Julia stłumiła szloch. – Moje życie. Moja bratnia duszo. Tylko przy tobie czuję się pełnym człowiekiem, a nie pustą skorupą. Kochaj mnie. Proszę cię, najdroższa. Objął dłonią jej kark i pocałował. – Alistair, twoja rana – pisnęła Julia. – Moja rana ma się dobrze, to moje serce boli z tęsknoty. Julia oparła mu głowę na ramieniu i pogładziła go po policzku. – Naprawdę musisz bardzo uważać na tę ranę na głowie. – Mam dla ciebie prezent. Nie wiedziałem, czy kiedykolwiek nadarzy się okazja, by ci go podarować. Ani czy go przyjmiesz. – Mówiłam ci, że nie potrzebuję przedmiotów do szczęścia. – Proszę cię. Chciałbym, żebyś to przyjęła. – Nie wstawaj. Powiedz mi, gdzie to jest, a sama przyniosę. – W moim biurku. W dolnej szufladzie. Julia wstała i odnalazła niewielką paczkę zapakowaną w brązowy papier. – Otwórz. Julia odwinęła papier i zobaczyła futerał z czerwonego aksamitu, skrywający cylindryczny kształt. Z futerału wyłonił się... teleskop? Nie... – Alistair! – Spojrzała na niego. – Kalejdoskop! Pamiętałeś... Jak miło.

– Skieruj go do światła, w stronę okna – powiedział Alistair, podnosząc się z sofy. Julia rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie. – To już twój drugi uraz głowy i lekarz powiedział... – Do diabła z lekarzem! Opadł jednak z powrotem na poduszki, jakby wysiłek był zbyt wielki. Julia przyłożyła kalejdoskop do oka, zamykając jednocześnie drugie. – Och, jakie to ładne. – Obróć go, a wzory się zmienią. Julia w zachwycie obróciła kalejdoskop, napawając się pięknem tworzonym przez zamknięte w tubie kryształki. – Jest wspaniały. Będzie moim największym skarbem. Kalejdoskop motyli. Dziękuję ci. Alistair wyglądał na tak zadowolonego z siebie, że nie mogła się powstrzymać. Nachyliła się nad nim i pocałowała go w usta. Chwycił ją za ramiona i pociągnął w dół, aż w końcu znowu leżała obok niego.

Przelotne

muśnięcie

warg

zamieniło

się

w

coś

o

wiele

intensywniejszego. Alistair jęknął i przerwał pocałunek, po czym oparł głowę o jej czoło, oddychając chrapliwie. Julia wtuliła się w jego ramię. – Ale nie będę mogła dać ci dziedzica. – Będę wdzięczny losowi, jeśli pojawią się dzieci, o ile nie okaże się to dla ciebie niebezpieczne. Właściwie dopiero ostatnio zdałem sobie sprawę, że mam już wszystko, czego potrzebuję i pragnę. Kogoś, kogo mogę kochać i otaczać opieką, komu zależy na mnie, a nie na moim tytule i majątku.

– I nie będzie ci przeszkadzało, że dziecko obcego mężczyzny zostanie któregoś dnia księciem? – Słyszałaś, co mówił Luke. Uważa Jeffreya za swojego syna pod każdym względem. A my będziemy go traktowali tak samo. Ja nauczę go bycia księciem, a ty możesz mu pomóc stać się dżentelmenem wobec dam. Będziemy rodziną. – Rodziną zbudowaną na miłości, a nie na sekretach. - Julia przylgnęła do niego, aby przypieczętować tę deklarację pocałunkiem. Alistair znowu jęknął. – Łóżko, kochanie. Potrzebujemy łóżka.

EPILOG Jeffrey kopał kamyki w ogrodzie, dokąd wysłano go w towarzystwie stryja, podczas gdy jego ojciec rozczulał się w salonie nad nową członkinią rodu Dunstanów. – Niemowlęta są okropne. Zwłaszcza dziewczynki. Alistair nie uważał, że jego dziecko jest okropne. Była to idealnie piękna dziewczynka, już teraz uderzająco podobna do swojej matki, choć okazała się całkowitym zaskoczeniem dla rodziców. Współczuł jednak Jeffreyowi ze względu na dwoje innych niemowląt wrzeszczących obecnie w salonie. Był to chłopczyk Beauworthów oraz dziecko Lewisa, niegdysiejszego sekretarza

Alistaira.

posiadaczem

tytułu

Lewis,

który

szlacheckiego,

także przybył

nieoczekiwanie z

małżonką,

okazał aby

się

uczcić

narodziny małej Dunstanówny. Albo raczej wziąć udział w chrzcie i mającym nastąpić po nim niewielkim przyjęciu. Alistair, podobnie jak Jeffrey, uważał to wszystko za nieco męczące. – Ty też byłeś kiedyś niemowlęciem. I twój brat Daniel też. – Ten ostatni pozostał w salonie, trzymając się blisko ojca. – Możesz być pewien, Jeffrey, że kiedy dżentelmen dorasta, zaczyna o wiele bardziej doceniać damy. – Fuj. W takim razie nie będę dorastał. – Ale w takim razie również nigdy nie przesiądziesz się z kucyka na konia, a jeśli się nie mylę, twój papa wspominał, że niedługo wybiera się do

stadniny Tattsa. Jeffrey zatrzymał się gwałtownie i podniósł wzrok na Alistaira. – Nie żartujesz, stryjku Alistairze? – To zbyt ważna sprawa, aby sobie z niej żartować. Chłopiec zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w nieszczęsną czerwoną różę rosnącą przy ścieżce. – Dostanę konia! – Czy w takim razie wrócimy do towarzystwa? Myślę, że Jej Książęca Mość kazała podać lemoniadę i ciastka z kremem na podwieczorek. – Dorastający chłopiec musi się dobrze odżywiać – powiedział Jeffrey, ujmując stryja pod ramię i kierując się wraz z nim z powrotem do salonu. Julia, siedząca na sofie obok markizy Beauworth, powitała Alistaira promiennym spojrzeniem. Od dwóch lat byli z sobą bardzo szczęśliwi, a dziecko stanowiło wisienkę na torcie wyjątkowo słodkiego małżeństwa. Jeffrey natychmiast ruszył w stronę stołu z deserami, zaś Alistair pewnym ruchem wyjął swoją córeczkę z ramion matki. Był zakochany w nich obu. – Następnym razem będziemy mieli chłopca – szepnęła Julia, wstając. – Nie jestem pewien, czy przeżyję następny raz – odrzekł Alistair. Julia czuła się w ciąży doskonale, lecz on sam przeżywał piekło niepokoju. Przecież jego matka zmarła przy porodzie. Luke, z talerzykiem ciasta w dłoni, podszedł do nich, aby popatrzeć na Olivię. Pogładził z uśmiechem jej brzoskwiniowy policzek – Będziesz miał pełne ręce roboty, kiedy ta mała zorientuje się, że istnieje przeciwna płeć.

– Tak jak ty teraz? – spytał Alistair, spoglądając na Jeffreya i Daniela sprzeczających się o ostatnie kruche ciastko. – Postaraj się o następcę i zastępcę, wtedy przestaniemy się wtrącać. – Zadowolimy się tym, co przyniesie los. Niemowlę wydało długi pisk. Alistair ledwie powstrzymał się przed zatkaniem uszu. – Co wy tam knujecie? – spytał Beauworth, podchodząc do nich. – Czyżby chodziło o miłą szklaneczkę brandy w bibliotece? Alistair spojrzał na Julię, ta zaś lekko skinęła głową, z łatwością domyślając się pytania. – Mężczyźni – mruknęła Eleanor. – Julio, przyniosę ci kawałek tego wspaniałego tortu. Panowie przeszli do biblioteki, porywając ze sobą Lewisa. Alistair nalał wszystkim brandy. Luke wzniósł toast. – Za Isobel. Patrzyli na siebie, milcząc w zamyśleniu. Luke wzruszył ramionami. –

Gdyby

nie

moja

matka,

być

może

nigdy

nie

stalibyśmy

się

z powrotem rodziną. – Spojrzał na Alistaira. – No co? Kochała mnie na swój sposób, tylko zboczyła z drogi. Byłaby zachwycona, że urodziła ci się córka. Mężczyźni zachichotali. Rodziny. Kto ich potrzebuje? Na pewno ja, pomyślał Alistair. Miał najdoskonalszą rodzinę na świecie, a kimże był, aby zabraniać bratu niegasnącej miłości do matki. Wzniósł szklankę. – Za Olivię, nową członkinię rodu.

Wszyscy ochoczo wychylili szklanki. – Nowe stajnie ładnie wyglądają – odezwał się Lewis, wyglądając przez okno. – Dobrze się stało, że wszystkie zwierzęta były na pastwiskach – powiedział Beauworth. – Przypuszczam, że nigdy nie dowiemy się, jak jej się udało podpalić całą stajnię. – Przewróciła latarnię – rzekł Luke. – Większość masztalerzy siedziała w tawernie w Boxted – dodał Alistair – więc nie było nikogo, kto pomógłby jej osiodłać konia, bo ten, który został na służbie, poszedł akurat do domu na kolację. Beauworth zmarszczył czoło. – To dziwne, że w ogóle się tam znalazła. Ten człowiek kochał tajemnice. Bardzo poważnie traktował obowiązki para, a wydarzenia z przeszłości sprawiły, że sprawiedliwość była dla niego najważniejsza. – Zostaw to, Beauworth – odezwał się Luke. – Rodzina cieszy się, że to uznano za wypadek. – Skoro tak mówisz. – Beauworth upił łyk ze szklanki, po czym skierowano rozmowę na tematy tegorocznych zbiorów i najlepszej pory na sianokosy. Julia i Alistair stali na schodach frontowych i patrzyli na odjeżdżających gości. Olivia została już wcześniej zabrana do pokoju dziecinnego przez zakochaną w niej Digger i równie zakochaną nianię. Alistair nie mógł się powstrzymać i pocałował żonę w policzek. – Musisz odpocząć. Julia uśmiechnęła się figlarnie. – To tylko wymówka, dobrze o tym wiesz.

– Hm, dawno nie widziałem cię w rubinach Dunstanów. Był to ich intymny szyfr na określenie nieprzyzwoitych rzeczy, które robili w łóżku. – Masz rację. Zbyt dawno – odrzekła z uśmiechem. – Mamy trochę czasu, skoro Olivia będzie teraz spać. Alistair oplótł ją ramieniem w talii i pocałował prosto w usta. Do diabła z lokajem wpatrującym się w sufit i Grindle’em udającym niewidzialnego. Weszli do domu, aby powołać na świat następnego małego księcia, który będzie kochał swych licznych braci i siostry.

Spis treści: OKŁADKA KARTA TYTUŁOWA KARTA REDAKCYJNA ROZDZIAŁ PIERWSZY ROZDZIAŁ DRUGI ROZDZIAŁ TRZECI ROZDZIAŁ CZWARTY ROZDZIAŁ PIĄTY ROZDZIAŁ SZÓSTY ROZDZIAŁ SIÓDMY ROZDZIAŁ ÓSMY ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY ROZDZIAŁ DZIASIĄTY ROZDZIAŁ JEDENASTY ROZDZIAŁ DWUNASTY ROZDZIAŁ TRZYNASTY ROZDZIAŁ CZTERNASTY ROZDZIAŁ PIĘTNASTY EPILOG
Lethbridge Ann - Pochopna decyzja

Related documents

256 Pages • 54,710 Words • PDF • 1.1 MB

93 Pages • 42,481 Words • PDF • 759.5 KB

345 Pages • 85,317 Words • PDF • 2.8 MB

388 Pages • 93,762 Words • PDF • 1.8 MB

527 Pages • 164,226 Words • PDF • 2.3 MB

610 Pages • 364,915 Words • PDF • 35.5 MB